Gigantomania nieposkromiona

Gigantomania nieposkromiona

W Baranowie boją się, że zostaną oszukani przy wykupie ziemi pod lotnisko

Jedni psioczą i pomstują, że żyć tutaj nie będzie można, jak powstanie lotnisko monstrum z całą otoczką dróg, szyn kolejowych, hoteli i magazynów. Drudzy mówią, że te wszystkie plany to ściema. I że władza wcale nie chce, by w gminie Baranów i ewentualnie obok powstał Centralny Port Komunikacyjny. Że tak naprawdę chodzi o to, żeby napchać sobie kieszenie kosztem zwykłych ludzi. Bo ten teren – jak uważają specjaliści – jest miejscem najcenniejszym w kraju, a może i w Europie. Nie ma drugiego takiego miejsca, gdzie można grunt wydębić za stosunkowo niewielkie pieniądze. Gdzie nie trzeba się mierzyć z potężnymi inwestorami ani z obcym kapitałem, a jako przeciwnika ma się jedynie miejscowych i mały lub średni biznes, który władzy nie podskoczy.

Władza planuje kupić 3 tys. ha. O projektach związanych z Baranowem poinformowała w 2017 r. A choć firma Centralny Port Komunikacyjny Sp. z o.o. zatrudnia już 200 osób i generuje straty wielkości nawet 150 mln rocznie, koncepcja nadal jest w powijakach. Za to 28 tys. ludzi z trzech gmin żyje jak na rozżarzonych węglach.

W imieniu mieszkańców

Poniedziałek, 5 października. Jakby zwykły dzień, a jednak w Baranowie niezwykły. Triumf demokracji. Idąc do wyborów w 2018 r., mieszkańcy gminy Baranów oczekiwali, że wybrany wójt zadba o ich interesy i zrobi wszystko, by nie zostali skrzywdzeni, kiedy dojdzie do realizacji lotniska. Ze zdumieniem odkryli, że wójt jest skoncentrowany głównie na realizacji programu „Rodzina na swoim” – jak prześmiewczo nazywają jego starania o dobrobyt własnej rodziny. W tym celu stworzył stanowisko dyrektora urzędu gminy i mianował na nie córkę. Podobno płacił jej 12 tys. zł brutto miesięcznie. Ludzie mieli dość. W czerwcu w referendum zagłosowali za odwołaniem wójta gminy Waldemara Brzywczego.

Dziś ma zostać zaprzysiężona nowa wójt Agata Trzop-Szczypiorska. Nadzwyczajna sesja rady gminy o godz. 15. Ale od rana urząd funkcjonuje w miarę normalnie. W miarę, bo od kiedy pełniący obowiązki wójta gminy komisarz Piotr Faruga jest zarażony koronawirusem, urząd pracuje w systemie zamkniętym. Kto ma sprawę, wrzuca pismo do urny. Przed urną są dwie osoby.

Nadzwyczajną sesję zaplanowano w remizie strażackiej, bo może pomieścić 15 radnych, 21 sołtysów i kilku gości. Sesja rodzi emocje. Przed nią radni nie mają głowy do rozmawiania o lotnisku. Przewodniczący Roman Bodych tłumaczy, że to nie jest dobry moment na wypowiadanie się, bo wciąż nie ma żadnych szczegółów dotyczących położenia lotniska ani ceny zakupu ziemi. Radna Anna Szelachowska mówi krótko: – Jestem przeciwna lotnisku.

Pani wójt składa przysięgę zakończoną: „Tak mi dopomóż Bóg”. W wystąpieniu nie chwali się, że w wyborach pokonała kandydata popieranego przez samego pana premiera – czyli komisarza Farugę. We wrześniowych wyborach na wójta gminy Baranów startowało pięcioro kandydatów, w tym dwie kobiety. Obie przeszły do drugiej tury.

– Reprezentując mieszkańców, muszę działać w ich imieniu – mówi Agata Trzop-Szczypiorska. – Lotnisko to bardzo duży problem, bo do tej pory nie mamy konkretów. Gmina Baranów żyje jakby w jego cieniu. Bardzo trudno jej się rozwijać, bo nie wiemy, czy te tereny nie zostaną wchłonięte przez lotnisko. Inwestycje się zatrzymały, rozwój infrastruktury także. Trudno kogoś zachęcić do zamieszkania u nas, trudno też zachęcić inwestorów, bo przyszłość gminy nie jest znana.

Wójt Trzop-Szczypiorska zawsze aktywnie uczestniczyła w życiu gminy. – Od czasu powstania w czerwcu ub.r. Rady Społecznej ds. CPK jestem z nią w ciągłym kontakcie jako mieszkanka Bożej Woli – wyjaśnia. – Rada została powołana, żeby mieć inne spojrzenie na budowę niż spółka. W sprawach dotyczących budowy to nie może być monolog, konieczny jest dialog. Mieszkańcy, jeśli lotnisko powstanie, musieliby zmienić całe swoje życie. Dokąd mieliby pójść i skąd wziąć środki na życie? W tej chwili to, co zostało zaproponowane przez stronę rządzącą, czyli sposób wykupu ziemi, nie jest korzystne dla mieszkańców. W radzie gminy entuzjastów lotniska nie ma. Ale są osoby, które chcą współpracować z inwestorem dla dobra mieszkańców. Planujemy zatrudnienie prawników, którzy pomagaliby mieszkańcom, kiedy zaczną się wykupy ziemi.

Sołtys, czyli jeden z 21

Stanisław Szlaga jest sołtysem wsi Stanisławów. W pierwszej wersji usytuowania lotniska miało ono się rozpościerać właśnie od Stanisławowa ku północy w kierunku Osin. Ale teraz wersje są różne. Dzieci sołtysa wyprowadziły się do Warszawy, tylko on z żoną został. Mają 1,5 ha ziemi w pobliżu domu. Nie wie, dokąd by poszli, gdyby trzeba było sprzedać ziemię i dom pod lotnisko.

– Kto ma wyłącznie dom, tych pieniędzy nie odzyska – uważa Szlaga. – Nie bardzo w to wierzę, że państwo będzie dużo płacić. Ludzie mówią tak: chcecie wszystkie nasze grunty wykupić, a potem część sprzedacie i zarobicie naszym kosztem. Spółka nie uznaje terenu za inwestycyjny, tylko chce go kupić jako rolniczy. No to co to jest? To jest uczciwe? Kupić grunty inwestycyjne, ale płacić po 5-10 zł za metr kwadratowy jak za rolnicze?

Prawie wszyscy sołtysi przyszli na sesję Rady Gminy Baranów. Przy okazji każdy dostał pakiet z informacjami dotyczącymi prac Rady Społecznej ds. CPK, a także kilkadziesiąt ulotek od organizacji niezgadzających się na lotnisko. Szlaga w domu zapozna się z tymi materiałami, żeby sąsiadom odpowiedzieć, gdy będą pytali. I rozda im te ulotki, gdzie czerwonymi literami napisano: „Nie dla CPK. Nie oddawaj ziemi za bezcen! To grabież twojego dobytku! Nie daj się oszukać!”. A czarnymi: „Nasza rekomendacja: cena ziemi nie niższa niż 120 zł za metr kwadratowy, czyli 1,2 mln za hektar. Takiej kwoty żądaj, tyle ci się należy!”.

– Ostatnio pojawił się pomysł wykupu dobrowolnego – wyjaśnia sołtys. – Czyli tak jakby człowiek ze spółką się dogadywał. Transakcja byłaby opodatkowana. Ludzie żądają uczciwych zasad, nie kręcenia. A tu zmienia się zdanie, raz tak, raz inaczej. Zamieszanie jest. Jedni budują, bo liczą, że im państwo zapłaci. Drudzy zaczęli budowę i przerwali, bo się boją, że państwo im nie zwróci.

21 września Rada Społeczna ds. CPK przesłała do prezesa spółki Centralny Port Komunikacyjny Mikołaja Wilda poprawki do ustawy o CPK. Z 20 postulatów merytorycznych spółka uwzględniła jedynie trzy, trzy uwzględniła częściowo lub pozornie, a pozostałe 14 odrzuciła. Miało być spotkanie w tej sprawie. Przyjechali ludzie z Warszawy, miał być nawet Marcin Horała, czyli pełnomocnik rządu ds. CPK, ale nie przyjechał. Szlaga zaczął przez internet oglądać spotkanie. A tu ledwo przewodniczący rady społecznej odczytał plan obrad, urzędnicy z Warszawy przypomnieli sobie, że mieli kontakt z komisarzem gminnym, który złapał koronawirusa, więc się spakowali i odjechali.

Plan B

Nowakowscy mieszkają na skraju wsi Osiny. W pierwszej wersji lotniska ich ziemia i zagroda znalazły się na jego terenie. Co będzie teraz, nie wiedzą. Mieszkają w dziewiątkę: mama Iwona, tata, córki Justyna, Malwina i najmłodsza Anna, syn Grzegorz i wnuki – syn Justyny i bliźniaki Anny.

– Ja się tu urodziłam, wychowałam, tu dziadkowie się pobudowali, rodzice rozbudowali, my dobudowaliśmy dla siebie, ile mogliśmy – mówi Justyna. – Mój 11-letni syn chodzi w Baranowie do szkoły, ma tu kolegów. Chciałabym, żeby tu skończył szkołę. Jesteśmy w idealnym miejscu, bo mamy po 10 km do każdej większej aglomeracji, gdzie są wyższe szkoły. Moim zdaniem ziemia zawsze była, jest i będzie dobrą inwestycją. A to, co podobno nam się proponuje, jest bardzo krzywdzące. Jak można kupować ziemię na lotnisko, płacąc jak za rolną? Tutaj nigdzie w okolicy nie kupi się działki budowlanej poniżej 100 zł za metr kwadratowy, a co dopiero teren inwestycyjny, gdzie ceny są od 120 zł za metr kwadratowy. Te ceny, o których ludzie mówią, są w ogóle nie do przyjęcia. Będą chcieli nas wykorzystać, jak zwykle. I tak pewnie się skończy, że zrobią to w białych rękawiczkach. Myśmy ich wybierali, a teraz od paru lat trzymają nas na bombie i nic konkretnego nie mówią.

– Ludzie mieli plany wobec siebie i dzieci, a jeśli lotnisko powstanie, te plany zostaną zniweczone – dodaje Iwona Nowakowska. – O, proszę, stoi u nas budynek gospodarczy. Pusty, bo oboje z mężem jesteśmy chorzy. Moglibyśmy go przerobić dla dzieci na budynek mieszkalny. Ale nic nie robimy, bo nie wiemy, czy za chwilę nie przyjedzie jakiś buldożer i tego nie rozwali.

– Myśmy na tyle poważnie wzięli plany dotyczące lotniska, że kupiliśmy kolejną nieruchomość – wyjawia Malwina, młodsza siostra Justyny. – Gdyby przyszło tę w Osinach sprzedać, to się przeprowadzimy. Jesteśmy dużą rodziną, mamy pracę w okręgu warszawskim, więc trzeba myśleć przyszłościowo.

Iwona kiwa głową, jakby na potwierdzenie tych słów. – Ale nie każdy może kupić, bo nie każdego na to stać – mówi ze smutkiem.

Lotnisko na wieczność

W gminie Baranów nie ma przemysłu, dużych firm. Kilka tartaków, do tego fabryka Leszka Stelmacha Stema & Manless Paluszki i Przekąski Sp. z o.o. w Nowej Pułapinie. „Paluszki”, jak mówią o zakładzie miejscowi, być może zostaną wchłonięte przez lotnisko. Czy planowana inwestycja jest źródłem niepokoju dla Leszka Stelmacha? – Raczej nie, rozumiem, że inwestycje w kraju muszą być – wyjaśnia. – Ludzie chcieliby wywozić śmieci, ale nie chcą wysypiska w pobliżu, podobnie chcieliby latać samolotami, ale nie chcą mieć w pobliżu lotniska. Jeśli padło na to, że lotnisko ma być tutaj, trzeba się zgodzić. Okęcie przed pandemią było zbyt małe, więc chyba potrzebne jest większe. Uważam, że cały świat będzie przesyłał coraz więcej towarów drogą lotniczą i koleją. A jeśli mój zakład znalazłby się na terenie wchłoniętym przez lotnisko? Trudno. Są wyższe cele. Jestem osobą wierzącą. Zdaję sobie sprawę, że mój pobyt na ziemi jest chwilowy, a lotnisko to inwestycja na wieczność. Kiedyś oddawało się życie za ojczyznę, teraz może trzeba będzie oddać ziemię. Nie czuję niepokoju. Nawet jeśli nie wszystkie nakłady mi się zwrócą, mam nadzieję, że ostatecznie wszystko jakoś się ułoży.

Wioska dla bezradnych

Wtulone w siebie trzy gminy z trzech powiatów. Zatroskane, przestraszone, niepewne jutra. Żyją na pół gwizdka. Baranów, Teresin i Wiskitki. Osoby wytypowane przez te trzy gminy weszły w skład 15-osobowej Rady Społecznej ds. CPK. Jej przewodniczącym został Robert Pindor z gminy Baranów.

– Nadal nie wiadomo, czy lotnisko będzie, a jeśli tak, to gdzie – wyjaśnia Pindor. – Według jednego z wariantów może być w Baranowie i wtedy ta miejscowość może zostać wysiedlona, a według innych wariantów może nie zostać wysiedlona. Jeśli trzeba będzie ją wysiedlić, to łącznie z cmentarzem i zabytkowym kościołem. Przeniesienie cmentarza to są olbrzymie koszty społeczne. Nikt nie bierze tego pod uwagę.

Przewodniczący Rady Społecznej ds. CPK wie, że zdaniem niektórych miejscowych dla dobra państwa trzeba by z czegoś zrezygnować: – My jako rada społeczna nie kwestionujemy idei budowy CPK. Od tego są inni ludzie, którzy powinni określić, czy ma to ekonomiczny i inwestycyjny sens, czy nie. Co więcej – bierzemy pod uwagę, że tu faktycznie jest najlepsze miejsce. Ale tego nie wiemy, bo nikt nam nie dał informacji obiektywnych. My skupiamy się na zupełnie innej rzeczy: że jeśli już to lotnisko ma tu powstać, musimy zadbać, by warunki wykupu nieruchomości i ewentualnych przymusowych przesiedleń były takie, by ludzie nie zostali skrzywdzeni. Tymczasem od ponad trzech lat mieszkańcy żyją w stresie. Teraz jest bardzo ważny moment, bo jest stanowione prawo dotyczące lotniska.

Robert Pindor zwraca uwagę, że przymusowymi wysiedleniami może zostać objętych nawet 3 tys. ludzi. W tej grupie na pewno będą osoby, które nie poradzą sobie bez pomocy. Dlatego konieczne jest stworzenie wioski zastępczej. – Taka wioska powstała w okolicach Raciborza i do niej przesiedlono ludzi z terenu, na którym budowano zbiornik retencyjny – wyjaśnia. – Co istotne, pomoc jest potrzebna przed wysiedleniem, a nie po. Tymczasem tej wioski nie ma, nie ma nawet jej wstępnej lokalizacji. A o wykupie nieruchomości mówi się, że zacznie się pod koniec tego roku albo na początku przyszłego. Uważamy, że trzeba zabezpieczyć ludzi, zanim się przyjdzie zabierać ich domy.

Czterech na pięciu przeciw

W gminie przeprowadzono referendum, z którego wynikło, że ponad 80% mieszkańców jest przeciwnych lotnisku. Różne stowarzyszenia zachęcają do oporu. Pod ulotkami nawołującymi, by nie oddawać ziemi za bezcen, podpisane są Stowarzyszenie Zanim Powstanie Lotnisko, Stowarzyszenie Przyjazna Gmina Baranów i OSP Skrzeszew. Wojciech Kornak jest wiceprezesem pierwszego stowarzyszenia i prezesem drugiego.

– Pyta pani, czy jesteśmy przeciwko powstaniu lotniska. Ale dlaczego pani założyła, że to lotnisko powstanie? – dziwi się Kornak. – Widziała pani ten prom, którego stępka jest w Szczecinie? Czy on już pływa? A samochody elektryczne? Ile ich jeździ po Polsce – milion czy półtora? A może ta elektrownia atomowa powstała? Pewnie pani za chwilę odbije piłeczkę: a przecież mierzeję przekopali. Ale czyj to był pomysł? Prezesa. Czy prezes jeździ samochodem? Czy pływa promem? Czy lata samolotem? Nie. Uważam, że tego lotniska nie będzie, bo – po pierwsze – to nie jest pomysł prezesa. Po drugie, nie ma na to pieniędzy. Po trzecie, nikomu nie zależy na tym, żeby ono funkcjonowało. Chodzi o to, żeby gonić króliczka. Żeby mieć spółkę i zatrudniać w niej znajomych w programie „Rodzina na swoim”. To lotnisko jest utopią. Ale teraz istotne jest to, na jakim etapie ta utopia się zatrzyma.

e.borecka@tygodnikprzeglad.pl

Fot. Krzysztof Żuczkowski

Wydanie: 2020, 42/2020

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy