Kradzione bułki smakują bardziej niż te kupione. Wiem to z doświadczenia Szliśmy w stronę centrum miasta, próbując sformułować plan dalszego życia. Wreszcie miałem okazję zapytać matkę, gdzie jest Bong Sook. – Wciąż w Chinach – odpowiedziała. – Mieszka z mężczyzną. Pokiwałem głową bez zrozumienia. Czy to znaczyło, że znalazła sobie męża? Później dotarło do mnie, że matka nie zabrała mojej siostry do Chin po to, żeby znalazły tam obie pracę. Zabrała ją po to, by ją w Chinach sprzedać. W chińskich miasteczkach i wsiach położonych przy granicy z Koreą Północną brakuje młodych kobiet, które wyjechały za pracą do Szanghaju i innych ośrodków przemysłowych, a wielu rolników i drobnych przedsiębiorców szuka żon. (…) Kobieta potrzebna jest po to, by gotować, sprzątać i uprawiać z mężem seks. To smutny los, ale nierzadki. (…) Wiele z tych, które przekraczają nielegalnie granicę prowadzone przez chińskich lub koreańskich przewodników, staje się seksualnymi niewolnicami. Przewodnicy mówią dziewczynom, że będą dobrze zarabiały, pracując w fabryce w głębi Chin, gdzie nie zabraknie im nigdy jedzenia i pieniędzy. Zamiast tego są sprzedawane do burdeli i zmuszane do prostytucji.(…) Nie wiedziałem – i nadal nie wiem – jaki los spotkał Bong Sook. (…) Zawsze myślałem, że pewnego dnia usiądziemy i matka opowie mi wszystko, co chcę wiedzieć o siostrze. Dzień ten jednak nigdy nie nadszedł. Prawda jest taka, że matka nie wiedziała, gdzie jest jej córka. (…) Wiosną 2003 r. byliśmy z powrotem w Hoeryŏngu. Matka zamieszkała z koleżanką, przygotowując się do kolejnej podróży do Chin. Musieliśmy się rozdzielić. Matka nie mogła się mną opiekować, właściwie byłaby dla mnie tylko ciężarem. Zostałem pozostawiony sam sobie. (…) • Nie byłem przygotowany do życia na ulicy. Dotarliśmy do Hoeryŏngu bez dodatkowych ubrań czy pieniędzy. (…) Ale miałem 13 lat, a w samodzielności było coś ekscytującego. Po raz pierwszy w życiu byłem wolny. Przeszedłem pięć czy dziesięć kilometrów, łażąc po Hoeryŏngu i okolicach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia, ale nie znalazłem niczego. Nie wiedziałem, gdzie szukać pożywienia ani jak o nie prosić. (…) Około trzeciej czy czwartej nad ranem ruszyłem w stronę bazaru w centrum. (…) Kiedy nad wzgórzami wzeszło słońce, zaczęli napływać ludzie: kupcy, którzy rozstawiali przy drodze skromne stragany z towarami (…). Zjawili się Kkodżebi, drobne postaci o czarnych twarzach, odziane w wystrzępione łachmany, błagające o kęs jedzenia lub wyczekujące okazji, by coś ukraść. Nikt zdawał się nie zwracać na nich uwagi. (…) Niektóre bezdomne dzieci wołały do kupujących: „Mogę dojeść resztkę pańskiej zupy?”. W Korei Północnej nie żebrało się o pełny posiłek. Prosiło się o niedojedzone resztki z miski po zupie, o łyk mętnej wody na dnie drewnianego kubka. Kilku Kkodżebi udało się namówić ludzi gotowych oddać im resztki ze swoich misek. Niedużo, tylko kilka kalorii, które starczały najwyżej na parę godzin. (…) Gdybym poprosił o zupę, myślałem otępiały, stałbym się bezdomnym żebrakiem już na zawsze. Bałem się, że słowa prośby zadziałają jak zaklęcie zmieniające mnie z normalnego chłopca w Kkodżebi. (…) Wieczorem, gdy wszyscy handlarze opuścili targowisko, poszedłem do domu kolegi. Pozwolił mi tam przenocować jedną noc. Nie prosiłem nawet o przedłużenie gościny – wiedziałem, że gdybym został dłużej, byłbym ciężarem. (…) • Nazywano nas Kkodżebi, „wędrowne wróble”, bo pochylaliśmy się i szukaliśmy ziarenek ryżu lub kukurydzy na ziemi. (…) Nie czułem się już człowiekiem. Przez umysł istot ludzkich przewija się mnóstwo rozmaitych myśli, wiele emocji, niektóre przyjemne, inne smutne. Wędrowny wróbel ma w głowie tylko jedną myśl – jedzenie (…). Wreszcie nie byłem w stanie tego dłużej wytrzymać. Pomyślałem, że jeśli nie uda mi się czegoś zjeść, może nazajutrz zabraknie mi w ogóle sił na to, by zjawić się na targu. (…) Kiedy już raz się to zrobi, później jest już łatwiej. Tamtego dnia udało mi się zjeść dwa łyki zupy. Czułem, jak letni płyn miesza się z krwią w moich żyłach, jak wzrost napięcia elektrycznego, który sprawia, że światła w domu rozbłyskują jasno, zanim zgasną. (…) Byłem wdzięczny za tę odrobinę jedzenia. Czułem się jak zwycięzca. Ale wiedziałem, że dwa łyki zupy dziennie









