Głuchy telefon rzecznika praw dziecka

Głuchy telefon rzecznika praw dziecka

Ewa Sowińska urzęduje już od prawie roku. To, co mówi, skutecznie rujnuje obraz tego, co czasem próbuje zrobić Rzecznicy praw dziecka działają w większości cywilizowanych krajów. Bardzo ważne jest, by z pracownikami biur rzecznika można było się łatwo skontaktować. Dlatego albo prowadzone są całodobowe dyżury telefoniczne, albo nocą, dzwoniąc na numer interwencyjny, można nagrać wiadomość, a następnego dnia pracownik zajmie się sprawą. W biurze polskiego rzecznika praw dziecka też jest telefon interwencyjny czynny całą dobę, a jakże. Tyle że można dzwonić do upadłego. Nikt nie podnosi słuchawki, nie włącza się automat nagrywający, nie da się zostawić żadnej wiadomości. Sprawdziliśmy to komisyjnie, dzwoniąc kilka razy między godz. 22 a 23 pod podany numer (022 696 55 50). I tak właśnie wygląda działalność Ewy Sowińskiej, obecnego rzecznika praw dziecka. Wcześniej bywało, że w biurze naszego rzecznika nocą dyżurowali psycholodzy, można było z nimi porozmawiać, wiadomo przecież, że młodzi ludzie często wybierają wieczorową porę, kiedy łatwiej mogą się wyżalić. Ewa Sowińska zlikwidowała nocne dyżury specjalistów, Poinformowała za to, że od 1 marca każda wiadomość jest rejestrowana, a następnego dnia specjalista oddzwania. Okazało się, że to nieprawda. Pechowy urząd Ewa Sowińska (ur. 1944), lekarka specjalistka chorób wewnętrznych, matka sześciorga dzieci, a od 2004 r. posłanka LPR (na miejsce koleżanki partyjnej, która trafiła do europarlamentu) została wybrana na rzecznika przez Sejm i Senat w wyniku targów koalicyjnych. W łonie swej partii nie miała jednak konkurencji do tego stanowiska, bo odpowiadała wszystkim warunkom – kobieta, niebezdzietna, przedstawicielka zawodu kojarzącego się z opieką i ratowaniem życia. Ten urząd dotychczas nie miał szczęścia do właściwych kandydatów. Pierwszy rzecznik, Marek Piechowiak, profesor filozofii z KUL wybrany w 2000 r, zrezygnował w tym samym roku, jego następca, sędzia sądu rejonowego i poseł AWS, Paweł Jaros, odbył całą kadencję w latach 2001-2006, ale w miarę kolejnych lat coraz rzadziej dawało się zauważyć ślady jego aktywności, a coraz głośniej było o kosztownych wyjazdach zagranicznych i marnowaniu publicznych pieniędzy. Trzeci rzecznik, wreszcie kobieta i matka, miała wnieść do tego urzędu duch ciepła, troskę o rzeczywiste problemy najmłodszych, skuteczną aktywność w ich rozwiązywaniu. Nie wniosła. Piękne słowa „Ślubuję uroczyście, że przy wykonywaniu powierzonych mi obowiązków Rzecznika Praw Dziecka będę strzec praw dziecka, kierując się przepisami prawa, dobrem dziecka i dobrem rodziny”, takie ślubowanie złożyła 7 kwietnia ubiegłego roku Ewa Sowińska, zanim objęła swoje stanowisko. Jak je zrealizowała? Niestety, prawie rok pracy wypełniły w niemałej mierze działania pozorne, niesłużące celowi istnienia jej urzędu – tak jak ten nieszczęsny, działający tylko pozornie telefon interwencyjny. Co może rzecznik praw dziecka? Na pozór mało. Nie ma inicjatywy ustawodawczej, niewiele może nakazać. Może jednak do wszystkich urzędów, z prezydentem, Sejmem i rządem na czele, zwracać się o składanie wyjaśnień, udzielanie wszystkich wymaganych informacji, udostępnianie wszelkich dokumentów. Może też domagać się, by wspomniane urzędy podejmowały działania na rzecz dzieci, tworzyły i realizowały prawa do tego celu zmierzające. Słowem – rzecznik praw dziecka powinien być głośnym i uporczywym wyrzutem sumienia dla rządzących, wytykającym im, czego nie zrobili, a co powinni byli zrobić dla dzieci. Ewa Sowińska tym wyrzutem sumienia nie jest. Część aktywności szefa każdego urzędu pochłaniają działania oficjalne, więc nie można mieć pretensji, że otwierała, uczestniczyła, przecinała, wręczała, brała udział, gościła, że wyjeżdżała do Paryża czy Aten. Ale oprócz tego przede wszystkim powinna wykonywać realną, ciężką pracę, służącą walce o prawa małych obywateli. Polacy mają prawo tego wymagać, choćby dlatego, że na funkcjonowanie biura rzecznika praw dziecka idą ponad 4 mln zł rocznie. To, co zrobiono Owszem, były przejawy takiej właśnie pracy. Rzecznik zaapelowała do ministra edukacji o podjęcie działań zapobiegających wstrzymywaniu przez dyrektorów szkół wydawania świadectw niektórym uczniom (chodziło o niezgodną z prawem praktykę polegającą na uzależnieniu wręczenia świadectwa od uregulowania przez ucznia zobowiązań wobec szkoły). Wystąpiła

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2007, 2007

Kategorie: Kraj