Głupota jest obciachem

Głupota jest obciachem

Żyjemy w czasach tak brzydkich, że robienie rzeczy pięknych jest protest songiem WOJCIECH WAGLEWSKI – Skąd pan bierze pogodę ducha? – Sam nie wiem. Na pewno nie było to łatwe przez dwa smutne lata rządów PiS. Generalnie pogoda ducha przyszła do mnie z wiekiem. Podoba mi się, że żyję w wolnym kraju, że zmagam się ze światem, że przeżyłem takie doświadczenie, jak 1989 r., że mogę robić to, co chcę i lubię, i że płacą mi za to, ostatnio coraz lepiej. – Pytam o to, mając w pamięci takie albumy Voo Voo jak „Sno-powiązałka” czy „Ze środy na czwartek”, które kiedyś pomagały mi w dobrej kondycji utrzymywać stan melancholii. Potem już było weselej, a nad najnowszą płytą „Samo Voo Voo” unosi się właśnie pogoda ducha. Takie mam wrażenie. – Cieszę się, że tak odbiera pan dziś naszą muzykę. Dawniej nie było o to łatwo, ponieważ żyłem w przekonaniu, że 1989 r. nigdy nie nastąpi i że do końca życia będę musiał walczyć o chleb czy paszporty. To było takie depresyjne poczucie niespełnienia, które udzielało się mojemu pokoleniu, że żyjemy na jakiejś totalnej prowincji, w odizolowaniu od świata. – Ale jednak funkcjonował pan na tej prowincji, był Osjan, założył pan zespół, który dziś otoczony jest kultem… – Nie, no jasne, że żyłem. Można było zdobyć buty, pomarańcze czasami były, po ulicach jeździły samochody. Tylko że można jeździć polskim fiatem, a można też land roverem. Słyszałem też opinię, że gdy wówczas ukazywała się jakaś płyta, to każda piosenka natychmiast stawała się przebojem. Tylko że wtedy ukazywało się 16 płyt w roku, a teraz ukazuje się 16 dziennie. Myślę, że dla artysty najważniejsza jest świadomość, że funkcjonuje na wolnym rynku, bo na nim najlepiej można się sprawdzić. Nigdy nie potrzebowałem wsparcia ze strony państwa, bardzo chciałbym, żeby państwo się ode mnie odczepiło, zwłaszcza że nadal czuję nad sobą jego nadmiar. Zawsze chciałem się czuć obywatelem świata, a nie przywozić stamtąd pieniądze i liczyć każdy grosz, by w Polsce przez rok utrzymać się za 100 marek. Nie wiem, czy są jacyś apologeci tamtych czasów, ale ja do nich nie należę. – Niektórzy starają się dostrzegać różne barwy życia w PRL, nie tylko tę legendarną szarość. – Oczywiście, bywało barwnie. Wódka inaczej smakowała, były rarytasy w postaci żołądkowej gorzkiej, można było wino owocowe wlać do syfonu i już był szampan, a jak się pojawiły papierosy Marlboro w miękkich opakowaniach, to z przyjemnością się je paliło. W wojsku też można było znaleźć fajne momenty, choć ja ich nie znalazłem, ale znam takich, którzy wspominają wojsko z sentymentem. Unikam sentymentów – Pan jest sentymentalny? – Unikam sentymentów. Są ludzie, którzy wspominają tamte czasy nie tylko dlatego, że żyli w najweselszym baraku, ale dlatego, że po prostu byli młodzi. Ja tego nie mam. Czasami, gdy słucham dziś muzyki, która mi się podobała, gdy miałem 18 lat, to jestem bardzo zdziwiony, że coś takiego mogło zwrócić moją uwagę. Na Zachód zacząłem wyjeżdżać dopiero, gdy miałem trzydzieści parę lat. Przez dwa lata miałem szlaban na paszport, potem ktoś na mnie doniósł, więc znów dwa lata z głowy, ale jak już wyjechałem, to się zachłysnąłem. Do 30. roku życia byłem przekonany, że cały świat to warszawskie ulice Kulczyńskiego czy Domaniewska, a tu raptem okazało się, że świat jest znacznie większy. To było dla mnie bolesne doświadczenie. Zresztą nadal u wielu Polaków zderzenie ze światem powoduje szok. – Kiedy pan znalazł w sobie pragnienie muzykowania? – Mam w sobie pokorę wobec dwóch rzeczy: wiedzy i sztuki. Szacunek do wykształcenia zaszczepili we mnie rodzice, dzięki nim mam w sobie taki chip, który nieustannie mnie informuje, że po to człowiek przyszedł na świat, żeby się jak najwięcej o nim dowiedzieć. Staram się to przekazywać następcom, zresztą z różnym skutkiem. Uważam, że obciachem jest być człowiekiem niemądrym. W polityce, sztuce, w każdej dziedzinie osłabia mnie niemoc wynikająca z niedostatków intelektu. Myślenie być może jest procesem ciężkim, ale daje satysfakcję. – A sztuka? – Pokorę wobec sztuki wyniosłem z Nowego Sącza, w którym się urodziłem. Słuchało się tam muzyki górali niskopiennych, ale także żydowskiej, moja babcia śpiewała różne fantastyczne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 42/2008

Kategorie: Kultura