Ci, którzy chcą podzielić kombatantów na lepszych i gorszych Polaków, dzielą też Niemców na lepszych – walczących przeciwko bolszewikom na Wschodzie i gorszych, broniących dostępu do klasztoru na Monte Cassino Co jakiś czas prominentni przedstawiciele polskiej prawicy podejmują próby podzielenia kombatantów II wojny światowej na lepszych i gorszych. Rozstrzygającym kryterium ma być to, czy formacja, w szeregach której walczył z bronią w ręku konkretny Polak, była podporządkowana legalnemu rządowi polskiemu w Londynie, czy też nie. Ponieważ teza ta, głęboko niesprawiedliwa wobec tych, którzy odznaczyli się niejednokrotnie wielkim bohaterstwem, uparcie powraca, lansowana przez ludzi, których jedyną zasługą jest „słowotwórstwo”, kłapanie dziobem, jak określa to jeden z moich znajomych – korzystam z okazji stworzonej mi przez tygodnik „Przegląd”, aby przypomnieć niektóre prawdy oczywiste, które jednak z trudem torują sobie drogę do gwałtownie poszukujących okazji do tego, co by tu jeszcze zepsuć. Przypominam te prawdy w hołdzie kolegom i towarzyszom broni poległym nad Wisłą, na Wale Pomorskim, nad Nysą Łużycką, nad Odrą i pod Dreznem, w walkach o Kołobrzeg i o Berlin. W hołdzie tym, którzy zawiesili polską przecież, a nie radziecką flagę na berlińskiej, pruskiej Kolumnie Zwycięstwa. A prawdy te są takie: 1. Gdyby gen. Berling nie stworzył w roku 1943 1. Polskiej Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, więźniowie Polacy przebywający w radzieckich łagrach na Kołymie i gdzie indziej, bynajmniej nie z własnej woli, siedzieliby tam do śmierci. Do rychłej śmierci, dodajmy. 2. Gdyby w roku 1944 nie powstała w ZSRR 1. Armia Polska, Polacy zdolni do służby wojskowej w warunkach powszechnej mobilizacji, zamieszkali na terenach utraconych – i to jest fakt, z którego nie wszyscy zdają sobie sprawę do dzisiaj i rzadko się o tym pisze – zostaliby wcieleni po prostu do Armii Czerwonej. Zdobywaliby też Berlin, ale z czerwonymi gwiazdami na czapkach, co w żadnej mierze nie przysłużyłoby się sprawie polskiej ani w opinii państw zachodnich, ani w samym ZSRR, ani w Niemczech. Ani tym bardziej na konferencji zwycięskich mocarstw w Poczdamie. Nie mówiąc o tym, jak czuliby się sami zainteresowani jako czerwonoarmiści. 3. Jestem głęboko przekonany, że aktywny udział 1. i 2. Armii Wojska Polskiego w walkach z Niemcami w latach 1943-1945, miał wielki wpływ na ostateczne ustalenie polskiej granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Jeżeli zatem dwa przytoczone fakty są bezsporne, a jeden wysoce prawdopodobny, nie należy może potępiać organizatorów tych formacji „niepodporządkowanych legalnemu polskiemu rządowi w Londynie” za wszystko, czego dokonali. Przypomnę, że gen. Berling za próbę pomocy powstaniu warszawskiemu, wbrew intencjom władz radzieckich, został pozbawiony dowództwa armii i nigdy już do czynnej służby nie powrócił. 4. Głosiciele tezy, że z Niemcami walczyli „lepsi” i „gorsi” Polacy, nie znają widocznie realiów okupacji hitlerowskiej, nie wiedzą, że wiejski chłopak, który rwał się do broni i do walki z okupantem, szedł często do tego oddziału partyzanckiego, który stacjonował w najbliższym lesie, tam, gdzie miał możliwość najszybszego udziału w boju, nie patrząc ani nie pytając, kto oddział ten zorganizował i komu podlega. 5. Niech mi wolno będzie posłużyć się w tym miejscu przykładem osobistym. W roku 1942 gestapo aresztowało mi ojca i wywiozło do obozu koncentracyjnego Majdanek, gdzie zmarł, prawdopodobnie z głodu, w marcu 1943 r. Byłem jedynakiem. Według wszelkich praw ludzkich miałem więc do wyrównania rachunek, w czym nikt nie mógł mnie wyręczyć. Działo się to na Pokuciu, gdzie o specjalnych akcjach zbrojnych AK nie słyszałem. Najbliższe oddziały „podporządkowane legalnemu rządowi polskiemu w Londynie” biły się we Włoszech lub oczekiwały na przygotowywany desant w Anglii. Trochę to było z Pokucia za daleko. Najbliższa formacja polska – armia Berlinga – była natomiast pod Żytomierzem. Miałem niespełna 16 lat i byłem w związku z tym bardzo niecierpliwy. Nikogo w moim otoczeniu nie zdziwiło więc, że zgłosiłem się do radzieckiej komisji poborowej, kłamiąc, że mam o dwa lata więcej. I tak zostałem żołnierzem 1. Polskiego Korpusu Pancernego. W podoficerskiej szkole broni pancernej, a później w 27. Pułku Artylerii Pancernej w najlepszej wierze śpiewaliśmy „Rotę” i „Wszystkie nasze dzienne sprawy”, a kiedy wybuchło powstanie warszawskie, wszyscy chcieliśmy iść Warszawie z pomocą. Teraz wmawiają nam, że chcieliśmy podporządkować Polskę Sowietom. Tymczasem my, żołnierze, znaliśmy już wers Broniewskiego, że „są w ojczyźnie rachunki krzywd,
Tagi:
Tadeusz Myślik