Granica, która łączy

Granica, która łączy

Zgorzelec, 1950-07-06. Podpisanie układu między Polską a Niemiecką Republiką Demokratyczną o wytyczeniu ustalonej i istniejącej granicy z NRD. Układ zgorzelecki podpisują premierzy obu państw: Józef Cyrankiewicz (P) i Otto Grotewohl (L). KM PAP/CAF/Jerzy Baranowski

70 lat po podpisaniu układu zgorzeleckiego zamknięcie granicy polsko-niemieckiej na czas pandemii było czymś nienaturalnym Dla rzeki to chyba obojętne. Obojętne, jak się nazywa, w jakim języku wymawia się jej nazwę. Rzeka pod staromiejskim mostem, który łączy niemieckie Görlitz z polskim Zgorzelcem, szumi monotonnie; dziś, w ostatnim dniu czerwca i podczas pandemii roku 2020, tak samo jak 70 lat temu. A wówczas, 6 lipca 1950 r., przywódcy NRD i PRL uregulowali sporną granicę na Odrze i Nysie jako „granicę państwową między Niemcami a Polską”. Od tego czasu Görlitz-Oststadt stało się Zgorzelcem. Duża część nowych mieszkańców w pobliżu brzegu jeszcze pewniej nazywała swoją rzekę Nysą. Ma tak być na zawsze. Dla Polaków Nysa, dla Niemców Neisse. Dane i odebrane Marta Wyspiańska nazywa rzekę czasem tak, czasem tak. Z wykształcenia jest slawistką i należy do ok. 4 tys. Polek i Polaków mieszkających w Görlitz. – Dla mnie rzeka nie jest rzeką granicy, ale rzeką powiązań, miasto zaś, czy też dwa miasta: Görlitz i Zgorzelec, tworzą jedność, w której się żyje, działa, pracuje, robi zakupy – podkreśla. Wyspiańska pracuje dla stowarzyszenia Meetingpoint Music Messiaen. Dziesięcioosobowy zespół organizuje międzynarodowe spotkania młodzieżowe i projekty edukacji muzycznej, a wspólnie z polską fundacją opiekuje się byłym niemieckim obozem jenieckim Stalag VIII A na terenie Zgorzelca. Stowarzyszenie odwołuje się do niecodziennej historii: francuski kompozytor Oliver Messiaen, w latach 1940-1941 więziony w Stalagu VIII A, napisał tam „Kwartet na koniec czasu”, zaliczany dziś do największych dzieł muzyki kameralnej XX w. Zainspirowany tym faktem i muzyką niemiecki historyk literatury i reżyser Albrecht Goetze na początku tego stulecia przeprowadził się do Görlitz i zainicjował powstanie stowarzyszenia. – Ten utwór wskazał nam, że człowiek powinien mieć silnego ducha, bo tylko on pozwala przezwyciężyć najtrudniejsze momenty – mówił zmarły w 2015 r. Goetze. – Pamiętam podzieloną Europę mojego dzieciństwa i to, jak marzyła mi się Europa wspólna, zjednoczona. Zgorzelec i Görlitz to idealne miejsce, żeby tę ideę urzeczywistniać. To może się udać właśnie dzięki muzyce. Czy to z powodu naznaczonej tą historią misji organizacji, czy też ze względu na osobiste doświadczenia, Wyspiańska jest poruszona, gdy mówi o granicy, o jej czasowym zamknięciu i protestach. – Zamknięcie granicy było dla mnie czymś nienaturalnym. Nie sądziłam, że będę musiała doświadczyć czegoś takiego w XXI w. W tyle głowy mam opowieści moich rodziców i innych pokoleń o zamkniętych granicach. Pandemia wpływa również na pracę stowarzyszenia. Część oferty, np. organizowany od lat program „Worcation” na temat Stalagu VIII A, w tym roku odbędzie się wyłącznie online. – Mam nadzieję, że zamknięcie granicy będzie znakiem zwłaszcza dla młodych ludzi. Bo wolność i swobodne przekraczanie granic nie są czymś danym z góry, czymś, co po prostu mamy i czego nie można nam już odebrać. Powinniśmy się wzmacniać w byciu razem, nie w byciu podzielonymi. Grać dalej – i mieć nadzieję Konsekwencje tej polsko-niemieckiej separacji są również tematem poruszanym w Teatrze im. Gerharta Hauptmanna w Görlitz-Zittau. Ta miejska instytucja kultury, która oferuje szeroki repertuar teatru muzycznego, dramatu i tańca, wszystkie występy uzupełnia napisami w języku polskim i zatrudnia wiele osób z Polski. Jedną z nich jest dyrygentka Ewa Strusińska, od dwóch lat główna dyrektorka muzyczna teatru. – Czasy koronawirusa są dla nas wszystkich, dla teatru i dla tych, którzy tu pracują, wielkim wyzwaniem – mówi. Gdy pokazuje scenę powstałego w XIX w. teatru, towarzyszy nam dramaturg Ivo Zöllner. – Oferta online była i jest dobrym instrumentem, ale chcemy jak najszybciej grać na żywo, bo zarówno goście, jak i zespół tęsknią za żywym kontaktem, jesteśmy w pewnym sensie uzależnieni od adrenaliny, którą wyzwala kontakt z widzami – opowiada dyrygentka. Zdążyła już wprowadzić tu kilka polskich akcentów, ściągając na scenę teatru dzieła bardziej i mniej znanych kompozytorów polskich, w tym Karola Szymanowskiego i Stanisława Moniuszki, ale także Józefa Kofflera. Zöllnerowi epidemia podsunęła dodatkowy pomysł: – Chcemy zaoferować małe koncerty kameralne w Zgorzelcu. Bo chcemy być teatrem całego

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2020, 29/2020

Kategorie: Reportaż