Wisława Szymborska zapytana, co sądzi o Janie Pawle II jako poecie, z pełnym zakłopotania uśmiechem odparła: „Papież jest nieomylny w sprawach wiary…” W taki sposób nazwali Wisławę Szymborską dziennikarze szwedzcy obecni na konferencji prasowej na lotnisku Arlanda w Sztokholmie po przylocie na uroczystości noblowskie. W tym cokolwiek pretensjonalnym określeniu ujawnia się pewna bezradność – jakąś formułę trzeba wszak było dla tego wyjątkowego zjawiska znaleźć – ale przede wszystkim zachwyt. Polska poetka od początku oczarowała wszystkich swoim wdziękiem, elegancją, poczuciem humoru, inteligencją, z jaką odpowiadała na – nie zawsze najłatwiejsze – pytania. Zapytana na przykład, co sądzi o Janie Pawle II jako poecie, z pełnym zakłopotania uśmiechem odparła: „Papież jest nieomylny w sprawach wiary…”. Kolejne wystąpienia – po uroczą gafę, jaka przydarzyła się jej podczas ceremonii wręczania Nagrody Nobla – jedynie te pierwsze wrażenia pogłębiły. Tak, bez dwóch zdań: nasza Greta Garbo podbiła Sztokholm… (…) Nie Nobel jednak i nie tylko publikowanie książek Wisławy Szymborskiej jest powodem, dla którego pragnę o niej napisać. Jeśli Miłosz był dla mnie najważniejszy, to Wisława jest moją autorką ulubioną, by nie powiedzieć ukochaną. To osoba życzliwa ludziom i serdeczna wobec przyjaciół, ale jednocześnie powściągliwa w okazywaniu uczuć; nawet będąc pewnym jej sympatii, nie należy się spodziewać nadmiernej wylewności. Widać to wyraźnie także w dedykacjach, jakimi opatruje swoje książki. Po ukazaniu się każdego tomiku – w jej wypadku niezbyt często – z nadzwyczajną skrupulatnością sporządza listę przyjaciół, którym w jednakowych żółtych kopertach rozsyła zadedykowane książki. Do przesyłek tych dołącza czasami swoje słynne pocztówki-kolaże. Dedykacje, jakie mam na jej książkach, są stosunkowo lakoniczne i adresowane prawie zawsze do nas obojga: mej żony Joanny i mnie – jak na „Dwukropku”: „Joannie i Jurkowi Illgom z nienajgorszymi uczuciami”. Na „Rymowankach dla dużych dzieci” dedykacja jest aluzją do jednego z „podsłuchańców”: „Drodzy Illgowie, czy u Was woda leci? Bo u mnie na razie leci! Wisława”. („Podsłuchańce” – jeden z gatunków literackich wymyślonych przez Szymborską – to pełne najczystszego absurdu i boskiego idiotyzmu opowieści i anegdoty zasłyszane przez poetkę na targu albo spotkaniu koleżanek szkolnych, opowiadane w niezrównany sposób i wywołujące gromki, zbiorowy śmiech podczas kolacyjek u noblistki). Na wydanej w Znaku „Chwili” autorka napisała przewrotnie: „Joasi i Jurkowi Illgom z wielką wdzięcznością, która byłaby jeszcze większa, gdyby nie te promocje… Wisława”. To aluzja do nieuchronnych po wydaniu tomiku wystąpień publicznych, których poetka nie znosi i na które udaje się ją namówić z najwyższym trudem. Rola ta niestety przypada na ogół mnie i staram się pełnić ją jak najrzadziej, zawsze z okropnym poczuciem, iż dołączam do sfory osaczających ją prześladowców. Legendarna jest bowiem niechęć Szymborskiej do kamer, obiektywów i mikrofonów. Wywiady, sesje zdjęciowe, nie mówiąc o konferencjach prasowych, to dla niej prawdziwe utrapienie i w unikaniu ich wykazuje się podziwu godną asertywnością. Można sobie wyobrazić, czym dla osoby tak kameralnej i stroniącej od hałaśliwego świata mediów stała się Nagroda Nobla. Niewiele jest przesady w kapitalnym bon mocie Bronka Maja, iż w życiu Wisławy Szymborskiej czas dzieli się na epokę przed tragedią sztokholmską i epokę po tragedii sztokholmskiej. Wiadomość ze Sztokholmu była dla poetki, tradycyjnie spędzającej początek października w zakopiańskiej Astorii, gromem z jasnego nieba. W Polsce rozpętało się patriotyczne tsunami zbiorowego entuzjazmu – w którym Wisława, rzecz jasna, nie zamierzała uczestniczyć. Unikając, na ile to tylko było możliwe, wywiadów i zaproszeń na rozliczne imprezy, powtarzała z uporem, że zawsze starała się być osobą i nie zamierza teraz zostać osobistością. Przy okazji ja też znalazłem się w trudnej sytuacji, gdyż wszyscy znajomi dziennikarze (a wcale nie najmniej ważnym aspektem mojej pracy są dobre kontakty z mediami) oczekiwali, że jako osoba zaprzyjaźniona z poetką ułatwię wywiad, udział w nagraniu telewizyjnym, sesję fotograficzną itp. Tu musiał spotkać ich zawód – każdemu bez wyjątku oświadczałem, że zrobię dla nich wszystko, tylko nie to. Za bardzo cenię sobie przyjaźń Wisławy i to, że bywa w naszym domu z poczuciem bezpieczeństwa, żeby wystawiać tę przyjaźń na szwank i namawiać ją do czegoś, przed czym tak heroicznie się broni. Krzysztof Michalski, dyrektor Instytutu Nauk o Człowieku, gdy odmówiłem nakłaniania Wisławy
Tagi:
Jerzy Illg









