Najlepsi światowi symfonicy w tym roku zagrają w Polsce Zapowiedziany niemalże w ostatniej chwili, bo na 16 lutego, sensacyjny koncert London Symphony Orchestra, jednej z najsłynniejszych orkiestr świata, zelektryzował melomanów. Tym bardziej że ten znakomity zespół, znany nie tylko miłośnikom klasyki, ale także muzyki lżejszej (wspólne koncerty z gwiazdami rocka, jazzu i popu – np. Tonym Bennettem, Deep Purple, Dianą Krall, a także nagrania standardów Paula McCartneya, Elvisa Costella czy Franka Zappy), jeszcze nigdy w Polsce nie był. Niektórzy być może zastanawiają się, co się stało, że rozpruł się worek ze światowymi muzykami – i oczywiście worek z pieniędzmi. Dziękujemy ci, Frycku Jednym z powodów „wysypu” jest Rok Chopina, bo London Symphony Orchestra zagra pod dyrekcją Valerego Gergieva m.in. Koncert f-moll op. 21 z solistą Emanuelem Axem, ale nie tylko to. Nie tak dawno, bo we wrześniu 2009 r., mieliśmy w Warszawie równie renomowaną Berlińską Filharmonię w abonamentowym cyklu Filharmonii Narodowej Orkiestry Świata, a zaraz potem jeszcze Moskiewską Radiową, obecnie znaną jako Wielka Orkiestra Symfoniczna im. Czajkowskiego, która uświetniła podpisanie umowy z rosyjskim Gazpromem. Wiosną tego roku ma przyjechać do Warszawy lipski Gewandhaus, potem Radiowa ze Stuttgartu i na zakończenie sezonu Orkiestra Teatru Bolszoj z Moskwy. Biorąc wszystko razem – odwiedzi nas lwia część światowej czołówki, tak przynajmniej wynika z rankingu najlepszych orkiestr świata, który opublikowało prestiżowe czasopismo brytyjskie „Gramophone”. Na tej liście w pierwszej piątce znajdują się właśnie Berlińczycy i Londyńczycy, prócz tego Royal Concertgebouw Orchestra z Amsterdamu, Wiener Philharmoniker oraz Chicago Symphony Orchestra. To absolutna czołówka. Ale i na kolejnych miejscach jest kilka zespołów, których mogliśmy lub będziemy mogli posłuchać na żywo. Niestety w pierwszej dwudziestce „Gramophone” nie ma żadnego polskiego zespołu symfonicznego, co oczywiście też daje do myślenia. Ale o tym potem. Nasi w ogonie Czy ranking najlepszych orkiestr świata jest równie sprawiedliwy jak lista medalistów olimpijskich? Oczywiście nie. Sztuka muzyczna nie poddaje się łatwemu mierzeniu i podliczaniu, choć można porównywać budżety orkiestr, liczbę otrzymanych nagród i wyróżnień, sprzedaż płyt z nagraniami. Jurorzy czasopisma „Gramophone” to ponoć najlepsi krytycy muzyczni ze światowych mediów, m.in. „New Yorkera”, „Los Angeles Timesa”, „Le Monde”, „Die Presse”, „Die Welt” itd. Z polskich tytułów do jury nikogo nie zaproszono, choć o opinię proszono nawet redaktorów z Korei i Chin. Mogą się poczuć urażeni Amerykanie, bo słynna orkiestra z Chicago jest dopiero na piątym miejscu, a przecież w USA znakomitych zespołów jest znacznie więcej. Z kolei w Europie są orkiestry liczące już ponad 100 i więcej lat, które na swój poziom i pozycję pracowały bardzo długo. Dziwić też może obecność w rankingu zespołów z Europy Środkowo-Wschodniej, kilku z Rosji oraz z Budapesztu i Pragi, gdzie wszyscy byli poddani materialnemu równaniu, jeśli chodzi o zarobki, zakupy instrumentów i inne przywileje. Można długo dociekać, dlaczego właśnie te, a nie inne orkiestry są uważane za lepsze od pozostałych, i oczywiście jest to po części sprawą gustu oceniających, ale także doskonałości wykonawczej, w której jednak da się wyróżnić pewne odrębności brzmienia. Znawcy właśnie po brzmieniu rozróżniają grę najsławniejszych orkiestr – czy to najlepszej holenderskiej Royal Concertgebouw, czy tej z Chicago, w której wyróżnia się soczyste brzmienie instrumentów dętych. Są też niektóre cechy zewnętrzne, wizualne, pomagające przynajmniej uszeregować zespoły pod względem gatunku. Np. te, które powstały stosunkowo niedawno, preferują współczesne ustawienie na estradzie, tj. skrzypce po lewej stronie, a wiolonczele i kontrabasy po prawej. Inne, sięgające swą historią XIX albo i XVIII w., ustawiają się na estradzie mniej kontrastowo, po lewej stronie I skrzypce, po prawej stronie II skrzypce, przez co ich brzmienie jest bardziej zespolone. Odmienną od zachodniej tradycję estradową mają np. orkiestry rosyjskie. Są mocno zhierarchizowane – najpierw na estradzie usadzają się muzycy, pierwsze krzesło pozostaje jednak puste; wszyscy czekają na koncertmistrza, który wchodzi osobno, przyjmuje oklaski i siada. Potem znów wszyscy czekają na dyrygenta, który jak car wchodzi ostatni i znów przyjmuje oklaski. Znane orkiestry rosyjskie mają też perkusistę „baletowo” grającego na kotłach, który jakby dla przeciwwagi do ruchów dyrygenta także dyryguje swoimi grzmiącymi instrumentami. Car z batutą Jednak
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz









