Halka nie Doda

Halka nie Doda

150 lat od premiery Maria Fołtyn chce wystawić „Halkę” w Metropolitan Opera pod kierownictwem Jamesa Levine’a Dzieje najbardziej znanej polskiej opery, „Halki” Stanisława Moniuszki, są długie i zawiłe. Właśnie mija 150 lat od warszawskiej prapremiery tego dzieła w pełnej wersji czteroaktowej, ale Moniuszko mierzył się z tematem dużo wcześniej i obecnie moglibyśmy również obchodzić 160-lecie od prawykonania pierwszej, powstałej jeszcze w Wilnie krótkiej wersji „Halki” w dwóch aktach. Wystawienie w Warszawie poszerzonej, pełnospektaklowej opery było dla kompozytora kluczem do jego kariery. Z mało znanego prowincjonalnego organisty stał się w ciągu roku sławnym stołecznym muzykiem, dyrygentem, kompozytorem i pedagogiem. Sama „Halka” jeszcze za życia Moniuszki była wystawiana w Warszawie ponad 100 razy z wielkim powodzeniem, jakiego nie miała już później żadna inna polska opera. Do roku 1900 wystawiono ją w Warszawie ponad 500 razy, a dzieło to również odbyło triumfalny pochód po ówczesnej Europie. Premiery odbyły się m.in. we Lwowie (zabór austriacki), w Pradze w 1868 r., pod dyrekcją Bedrzicha Smetany, „czeskiego odpowiednika” Moniuszki i twórcy opery narodowej „Sprzedana narzeczona”. Pokazano „Halkę w Mediolanie i w Wiedniu. Zaczynać od Halki Odbyły się również premiery „Halki” w Moskwie i Petersburgu, ówczesnych stolicach Imperium Rosyjskiego. Rosjanie wysoko cenili twórczość Moniuszki, choć sami mieli wielu własnych kompozytorów piszących muzykę w stylu narodowym. Jednak nasza „Halka” z tekstem tłumaczonym na rosyjski, bez trudu weszła do repertuaru rosyjskich scen operowych. Nawet bas wszech czasów, Fiodor Szalapin, debiutował w „Halce” w 1890 r. jako Stolnik na scenie objazdowej opery w prowincjonalnej Ufie, o czym wspomina w swoich pamiętnikach. Genialny śpiewak i aktor najwyraźniej nie rozumiał do końca treści opery i napisał, że Stolnik był kochankiem nieszczęsnej bohaterki dramatu, gdy tymczasem był jej głównym wrogiem, faktem jest jednak, że melodyjna muzyka Moniuszki podbiła serca XIX-wiecznej publiczności, zwłaszcza w krajach słowiańskich. „Halka” stanęła też na początku kariery innego wielkiego śpiewaka, najsłynniejszego polskiego tenora, Jana Kiepury. Zadebiutował jeszcze jako student Wydziału Prawa UW w malutkiej rólce Górala, który ma do zaśpiewania tylko jedną linijkę tekstu: „Po nieszporach, przy niedzieli, skoro jeszcze słonko jasne”. Młodziutki tenor pragnął sławy natychmiastowej, bezwarunkowej i niepodzielnej i przeciągnął wysoką nutę do granic możliwości, a dodatkowo namówił kolegów z roku, aby po tej nucie urządzili debiutantowi wielką, krzykliwą owację. Dyrekcja Teatru szybko pozbyła się Kiepury, nie przypuszczając, jaka kariera czeka go za granicą. Notabene w najnowszym sondażu słynnych polskich śpiewaków na pierwszym miejscu wymieniana jest… Doda, a Kiepura dopiero na trzecim. Natomiast o najlepszych odtwórczyniach ekstremalnie trudnej roli Halki, np. Marii Fołtyn, Halinie Słonickiej, Hannie Rumowskiej-Machnikowskiej, Bożenie Kinasz Mikołajczyk, Alicji Dankowskiej, Antoninie Kaweckiej czy Barbarze Zagórzance nawet pies z kulawą nogą nie wspomni. Taka jest sprawiedliwość w kulturze! Krowa za bękarta Kiedy „Halkę” pokazano po raz pierwszy w Warszawie 150 lat temu, była ona, przynajmniej od strony treściowej, dziełem dosyć nowoczesnym i kontrowersyjnym. Główną jego osią stała się obrona sprawy chłopskiej. Dużą rolę w takim ujęciu dramatu odegrał autor libretta, Włodzimierz Wolski, postępowy poeta, temat zaś nasunęło mu niedawne powstanie chłopskie w Galicji. Choć sam Moniuszko był reprezentantem drobnej szlachty i uważał, że właśnie ta grupa jest nosicielem tradycji narodowych, to jednak w „Halce” zmienił opcję na bardziej lewicową, podobnie zresztą jak w późniejszej operze „Flis”, która rozgrywa się w środowisku chłopsko-mieszczańskim. Ale właśnie ten społeczny rys dramatu przysporzył kompozytorowi sympatii nie tyle na salonach, ile w skromniejszych mieszczańskich domach Warszawy. Niektórzy przyjaciele autora trochę ironizowali. Anegdota wspomina, że na pytanie Moniuszki, jak się podobało, znajomy szlachcic odpalił: – Kochany Stasiu! Wszystko jest za długie. Stolnik już w pierwszym akcie powinien dać Halce krowę jako „odszkodowanie” i sprawa byłaby zakończona. Najwyraźniej elita społeczna uważała, że problemy z nieślubnym dzieckiem jakiejś chłopki załatwia się bez robienia dramatu, ze staropolską hojnością. Lud był innego zdania i widok załamanej dziewczyny klęczącej nad trumną swego dziecka wzruszał do łez. Dlatego na przedstawienia

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2008, 2008

Kategorie: Kultura