Ani prorok, ani błazen nie istnieją bez swojej publiczności! Rozmowa z Wiktorem Zborowskim – Jesteś autorem hasła „Teraz Polska”. To zobowiązuje. – W konkursie wziąłem udział przypadkowo. Mój kolega opowiedział mi o idei konkursu na logo dla najlepszych polskich produktów. Wystartowałem w konkursie jako „wolny strzelec”. Najpierw zorientowałem się, jak podobne hasła brzmią w Europie. Kilka mi się szalenie podobało – najbardziej irlandzkie „Irish Quality”, ale tego nie można było przetłumaczyć na język polski. Pomyślałem, że „Teraz Polska” brzmi nieźle i ku mojemu zaskoczeniu jury podzieliło mój pogląd. Najśmieszniej zareagowali na to moi teściowie, którzy z „Wiadomości” dowiedzieli się, że w konkursie na hasło promocyjne zwyciężył Wiktor Zborowski. Moja teściowa powiedziała do teścia: „Popatrz, Taduś, ktoś nazywa się tak samo jak nasz Wiktor”. – A jaka jest, według ciebie, Polska teraz? – Polska teraz… To Polska potrzebująca wielkiego współczucia. Myślę o tej ogromnej masie ludzi, którym jest naprawdę cholernie ciężko, i wcale się nie dziwię, że oni tęsknią do lat realnego socjalizmu, kiedy mieli właściwie wszystko zapewnione. Dzisiaj, jak się coraz częściej okazuje, nawet uczciwie i rzetelnie pracujący człowiek też może się znaleźć na bruku i brać jakieś nędzne, upokarzające zapomogi. To dramatyczna sytuacja. – Podobno taki musi być kapitalizm. – Nie, nie musi! Nasz kapitalizm jest bezduszny, polega na koszmarnym wyzysku, na pracy ponad siły. Stąd przecież biorą się te potworne wypadki – zasypiają zajeżdżeni kierowcy ciężarówek, autobusów. Oni po prostu muszą jeździć po 24 godziny na dobę, bo się boją, że w razie odmowy zostaną wyrzuceni z pracy. Jest to głupi, dziki, bezdennie nieludzki kapitalizm, który oczywiście musi się ucywilizować, lecz nie wiem, kiedy to nastąpi. Ja nie wiem, ale rząd musi wiedzieć! – Jednak ty znakomicie sobie radzisz w warunkach konkurencji wolnorynkowej. – Rzeczywiście, ostatnio pracuję na wolnym rynku. Nie jestem związany etatowo z żadnym teatrem, a byłem związany przez prawie 25 lat. Jednak w pewnym momencie potrzebowałem jakiejś zmiany, autentycznej zmiany w swoim życiu zawodowym. Najpierw myślałem, że trzeba zmienić teatr. Okazało się, że to nie o to chodzi, że jednak muszę odejść z teatru i wziąć na siebie odpowiedzialność za swoje losy: zawodowe, artystyczne czy komercyjno-finansowe. Etatowy teatr to przebywanie w bezpiecznej niewielkiej niszy, gdzie wiele osób za aktora wiele rzeczy robi, a bardzo często też myśli za niego. Postanowiłem zaryzykować. – Zaryzykowałeś, ale miałeś za sobą ćwierć wieku doświadczeń i ugruntowaną wysoką pozycję. – Pozycja na rynku aktorskim jest zawsze bardzo niepewna. Mody i sympatie widzów się zmieniają, największe gwiazdy odchodzą w zapomnienie, a więc w biedę. Doświadczenie jest ważniejsze. Dlatego jestem zdania że młody absolwent szkoły teatralnej powinien pójść do teatru i chociaż te pięć sezonów w nim pobyć, bo w zespole ciągle można się od kogoś czegoś nauczyć. A jeżeli młody człowiek będzie jeszcze miał to szczęście, by nie tylko podglądać mistrzów, ale też z nimi grać, to takie lata naprawdę zaprocentują. I wtedy będzie mógł sam zdecydować, czy być pracownikiem etatowym teatru, czy kierować samym sobą. Nikomu nie odważyłbym się niczego tutaj doradzać – ja wziąłem na siebie odpowiedzialność i w zasadzie jest mi z tym dobrze. Szczerze mówiąc, nie chciałbym już wracać na etat. – A nie tęsknisz do teatralnego bufetu? – Czasem tęsknię do takiego swojego miejsca jak w Ateneum, z garderobą, ze stołem do kości, z kolegami… I z bufetem oczywiście też! Tak, do takiego miejsca się tęskni. Natomiast nie chciałbym wpadać już w tak silne zależności, w których trzeba trwać, jeżeli chce się być na etacie w teatrze. – Twoje artystyczne kompetencje pozwalają ci na kreowanie zróżnicowanego materiału artystycznego – od kabaretu poprzez piosenkę aktorską aż do musicalu. Zwykle jednak obsadzany jesteś w komedii. Czy nie żal ci Hamleta, Konrada, Kordiana, Króla Leara? – Hamleta na pewno mi nie żal, Gustawa-Konrada też nie! To nie są role dla mnie! Rzeczywiście często jestem postrzegany jako aktor komediowy i poczytuję sobie to za wyróżnienie, ponieważ komedia to bardzo trudny gatunek, którego właściwie nie można się nauczyć, jeżeli nie ma się specjalnych predyspozycji. Można próbować, ale nic z tego nie wyjdzie. Komedia to piękny, szlachetny i niezwykle trudny gatunek. Bardzo ją lubię. Natomiast jeśli chodzi o Króla Leara,
Tagi:
Ewa Gil-Kołakowska