Sama sobie sterem

Sama sobie sterem

Hanuszkiewicz powiedział kiedyś o mnie, że jestem typem samotnicy. Trafił w sedno Anna Chodakowska, aktorka, absolwentka PWST w Warszawie. Zaraz po dyplomie zaangażowana przez Adama Hanuszkiewicza do Teatru Narodowego, gdzie zadebiutowała jako Antygona. Potem przyszły inne role wielkiego repertuaru, m.in. szekspirowska Kresyda i Bianka w „Białym małżeństwie” T. Różewicza, liczne role w spektaklach J. Grzegorzewskiego, w Teatrze Studio i Teatrze Narodowym (gdzie gra do dziś). Zagrała w także w filmach, m.in. w „Bestii”, „Justynie”, „Krzyku”, „Widziadle”, „Dziewczętach z Nowolipek”, „Zabij mnie glino”. Jej najnowszy film „Minotaur” zobaczymy niebawem na ekranie. Anna Chodakowska od wielu lat jest zaangażowana w walkę na rzecz praw zwierząt, jest przewodniczącą Społecznego Komitetu Obrońców Zwierząt i prezesem Stowarzyszenia Obrońców Zwierząt „Arka”. – Kiedy trzy lata temu opowiadała pani o swoich planach, o projekcie filmu poetyckiego „Minotaur”, byłam przekonana, że to nie może się udać. Temat zapowiadał niekomercyjny film, co oznacza marne widoki na sponsorów. W dodatku chciała pani wszystko robić sama, reżyserować, grać, montować, organizować itd. Nie miała pani pieniędzy, tylko ogromny entuzjazm i pewność, że to musi się udać. No i proszę – udało się, film jest gotowy. – Zaraziłam entuzjazmem parę osób. Zaczęło się skromnie, miałam pomysł scenariusza, ale pisałam go z dwoma przyjaciółmi, aktorem Andrzejem Blumenfeldem i młodym dramaturgiem, Piotrem Wojewódzkim. Spodobało im się, żeby robić film o Minotaurze. Nieoczywisty film, który byłby nieoczywistą interpretacją mitu. A mit, jak wiadomo, z definicji jest nieoczywisty. – Dlaczego wybrała pani Minotaura? – Ciekawią mnie odmieńcy. Mam dla nich specjalną miłość, dlatego mit o Minotaurze zawsze mnie intrygował. W filmie są także inne postacie hybrydowe, dziwne, ale nie chcę na razie zdradzać szczegółów. Ludzie, którzy mają nietypowy życiorys, są po prostu ciekawsi – zawsze tak uważałam. A Minotaur miał bardzo nieoczywisty życiorys, był przecież pół człowiekiem, pół zwierzęciem. Dla współczesnej genetyki ktoś taki jest niemożliwy, ale nie wiadomo, czy nie pojawi się w dalekiej przyszłości. Minotaur jest tajemnicą. Zresztą on nie jest głównym bohaterem filmu. Wszystko, co w nim opowiedziane, dzieje się pomiędzy pierwszym a drugim kieliszkiem trucizny, którą zażywa mitologiczna Fedra. To ona wszystko opowiada. Wspomina czasy, kiedy jej matka, Pasifae, żona króla Minosa, zakochuje się w byku ofiarnym i kiedy z tego związku rodzi się Minotaur. Dla matki to po prostu dziecko, chociaż z głową byka. Dziwi się, dlaczego jej syn został odsunięty od cywilizacji i zamknięty w labiryncie. Film pokazuje zdarzenia inspirowane mitologią, znanymi faktami, ale kontekst, napięcia zostały przez nas wymyślone. – Sądzi pani, że ta opowieść zainteresuje współczesnych widzów? – Nie wrzucajmy wszystkich widzów do jednego worka. Adresuję mój film do tych widzów, których zainteresuje. Zresztą wcale nie chcę, żeby wszyscy go oglądali, wielu to nic nie powie. Ja, gdybym usłyszała, że jakaś aktorka zrobiła film o Minotaurze, od razu bym na taki film poszła. Prędzej niż na film o tym, że są dzieci trudne i mniej trudne. – Czy łatwo było przekonać sponsorów do tego projektu? – Sponsor jest tylko jeden, Kredyt Bank. Poza tym włożyłam w film pieniądze własne oraz pożyczone. Sporo jak na prywatną kieszeń. Dzisiaj o sponsorów coraz trudniej. Ludzie nie wchodzą finansowo w rzeczy niepromowane przez media, zwłaszcza przez telewizję. Ja dostałam z telewizji tylko list intencyjny, żadnych pieniędzy, co nie ułatwiło mi zadania. – Który etap realizacji filmu był najtrudniejszy? Pisanie scenariusza, przygotowanie ról, reżyserowanie, szukanie pieniędzy? – Najtrudniejsze było zorganizowanie wszystkiego, co także było na mojej głowie. Musiałam całą ekipę dwa razy przemieścić do Chorwacji, ubezpieczyć, zakwaterować itd. Pilnowałam każdego etapu produkcji, każdego szczegółu. – Dało się to wszystko pogodzić? Przecież jest pani taka zajęta, gra dużo w teatrze, działa na rzecz zwierząt, ma pani gromadkę kotów… – Koty zajmują mi najwięcej czasu. W zasadzie w ogóle nie mam czasu. Sprawdza się powiedzenie Stachury, że najwięcej czasu mają ci, którzy wcale go nie mają. To jest paradoks, ale to prawda. – Kiedy i gdzie jest planowana premiera? – W telewizyjnej Dwójce, zapewne nocą, bo to film raczej na porę, kiedy się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2004, 43/2004

Kategorie: Kultura
Tagi: Ewa Likowska