Hotelarze w blokach startowych

Hotelarze w blokach startowych

W Polsce na 10 tysięcy mieszkańców przypada ok. 50 miejsc noclegowych. W Czechach – prawie 240. Jak sobie poradzimy w czasie prezydencji w Unii i na Euro? Milion kibiców, tysiące piłkarzy, działaczy i sponsorów. A wcześniej – 30 tys. europejskich urzędników różnego szczebla. Zajęte pokoje, restauracje i sale konferencyjne. Co czeka odwiedzających – staropolska gościnność czy chaos i bałagan? Rozpoczynająca się już za chwilę polska prezydencja będzie dla branży hotelarskiej wstępem do Euro 2012. Wizyty urzędników i głów państw rozłożą się na sześć miesięcy. Prawdziwa próba nastąpi za rok. W ciągu zaledwie trzech tygodni mistrzostw piłkarskich możemy się spodziewać nawet miliona kibiców i choć nie wszyscy zdecydują się nocować w kraju, wielu z pewnością będzie potrzebowało miejsc noclegowych. Dla piłkarzy i „rodziny UEFA” (czyli działaczy piłkarskich, przedstawicieli federacji narodowych oraz sponsorów) zakontraktowano już 6,5 tys. pokoi w Warszawie, 7,2 tys. we Wrocławiu. Branża w kraju nigdy wcześniej nie miała do czynienia z tak wielką imprezą i taką liczbą gości w jednym czasie. Hotele lepsze od dróg Krzysztof Milski, prezes Polskiej Izby Hotelarstwa, jest pełen optymizmu. – Branża jest dziś przygotowana zarówno do prezydencji, jak i do Euro – twierdzi. – Bardziej martwiłbym się o przygotowanie dróg dojazdowych między lotniskami, hotelami a boiskami piłkarskimi. Nie da się jednak nie zauważyć, że liczba obiektów hotelowych w Polsce znacznie odbiega od oferty innych państw europejskich, nie tylko tych nastawionych na turystykę. Pod względem liczby miejsc noclegowych jesteśmy dziś w ogonie Europy – według danych GUS na 10 tys. mieszkańców przypada ich u nas ok. 50. Dla porównania – w Niemczech ten wskaźnik wynosi ok. 200, w Hiszpanii – ponad 370, w Austrii – prawie 700. Nie mamy się czym pochwalić nawet w porównaniu ze słowiańskimi sąsiadami – niemal pięciokrotnie przebijają nas Czesi, trzykrotnie – Słowacy. Jednak zarówno Katarzyna Wełta-Draba z Polskiej Organizacji Turystycznej, jak i Krzysztof Milski zapewniają, że to nie problem. Ich zdaniem mocnym punktem naszych hoteli jest ich jakość, tym bardziej że większość z nich zbudowano w ostatnich latach i wyposażono zgodnie z nowoczesnymi standardami. – Wyróżniają się zwłaszcza hotele dwu- i trzygwiazdkowe – zauważa Milski. – Do nich też zwykle przyjeżdżają lokalni turyści, chcąc miło spędzić urlop. Odrobinę słabiej wypadamy w najwyższych kategoriach – polskie obiekty dysponują zwykle nieco mniejszą liczbą dodatkowych atrakcji w porównaniu z zachodnią konkurencją. Gość chce się rozerwać Przyglądając się branży hotelarskiej, można by też dojść do wniosku, że rodzimym inwestorom brakuje wyobraźni lub poczucia humoru. Większość obiektów reklamowanych jako „niezwykłe” ma takie jedynie ceny, podczas gdy wnętrza nie budzą większego zaskoczenia. Wyjątki są nieliczne – designerski obiekt Lalala w Sopocie, w całości zaprojektowany przez absolwentów ASP, czy Willa Drakula w Wiśle z pokoikami stylizowanymi – zresztą bez większego polotu – na wiktoriańskie buduary. Jednak kiedy zajrzymy do Das Park Hotel w północnej Austrii, gdzie pomieszczenia wykonane są z betonowych walców, De Vrouwe van Stavoren w holenderskim Stavoren, gdzie goście nocują w starych beczkach po winie, do berlińskiego Hüttenpalast, który oferuje… przyczepy kempingowe ustawione w pokojach gościnnych, czy Löwengraben w Lucernie (Szwajcaria), urządzonego w dawnym więzieniu, widzimy, że polskim hotelarzom pozostało duże pole do popisu. Pomysłów brakuje nie tylko w urządzaniu obiektów. Również rozrywka wciąż nie jest mocną stroną większości naszych hoteli. Może dlatego w przewodnikach turystycznych coraz częściej można odnaleźć informację, że Polacy to naród… ponuraków. – Wciąż brakuje u nas zorganizowanej rozrywki. Na Zachodzie normą jest, że hotel oferuje w cenie noclegu wieczorne i nocne imprezy, konkursy, kabarety. My wciąż się tego uczymy – wzdycha Milski. Sposoby na kryzys Ostatnie lata były zresztą dla hotelarstwa dość skomplikowane. Z jednej strony – zbliżające się wydarzenia dopingowały do inwestycji. Z drugiej – na branży silnie odbił się kryzys. Choć wśród hoteli nie było dotąd bankrutów, nie każdy właściciel placówki wychodzi na swoje. W czasie kryzysu wypoczynek i rozrywka zawsze są jednymi z pierwszych wydatków,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2011, 23/2011

Kategorie: Kraj
Tagi: Agata Grabau