Humor smutny jak brexit

Humor smutny jak brexit

DUESSELDORF, GERMANY - FEBRUARY 27: A carnival float with a papier-mache caricature of Theresa May is seen during the traditional Rose Monday carnival parade in Duesseldorf, Germany on February 27, 2017. The annual Rose Monday carnival parade in Duesseldorf is one of most popular carnival parades in Germany. Leon Kuegeler / Anadolu Agency

Cześć. Jestem z Brytanii. Tej, która dała się oszukać autobusowi O stanie psychiki Brytyjczyków w reakcji na próby opuszczenia Unii Europejskiej najwięcej mówi to, że autorką najlepszego dowcipu związanego z brexitem jest francuska minister do spraw europejskich. Nathalie Loiseau nazwała swojego kota Brexit. Zapytana dlaczego, odparła, że ten ma w zwyczaju każdego ranka głośno miauczeć pod drzwiami, prosząc, żeby je otworzyć i go wypuścić, ale kiedy się to zrobi, nie wychodzi. – Zamiast tego siedzi i brzydko na mnie patrzy – dodała. Humor brytyjski w tym przypadku bardzo zawodzi. Trudno uwierzyć, że jest dziełem narodu, który wydał Monty’ego Pythona czy Benny’ego Hilla. Brytyjczycy, przynajmniej ci obdarzeni poczuciem humoru, znaleźli się w głębokiej depresji i nie jest im do śmiechu. Jak bardzo jest źle? Dziennik „The Independent”, jedna z najpoczytniejszych i najlepszych gazet na Wyspach, przygotował zestawienie 30 najśmieszniejszych dowcipów na temat brexitu. Wygrał taki: „Cześć. Jestem z Brytanii. Tej, która dała się oszukać autobusowi”. Co jest nawiązaniem do kampanii Vote Leave, w której głównym środkiem przekazu był jeżdżący po kraju autobus z wielkim napisem: „W każdym tygodniu wysyłamy do Unii Europejskiej 350 milionów funtów. Lepiej sfinansujmy za nie naszą służbę zdrowia”. Informacja nie była prawdziwa, ale na szczęście dla namawiających do opuszczenia Wspólnoty, dziś już nikt się nie przejmuje takimi drobiazgami. Dzięki czemu hasło mogło jednocześnie nie być prawdziwe, ale być skuteczne. Brytyjski chleb dla brytyjskich tosterów Dowcip oznaczony numerem cztery jest obrazkowy. Opis „Witamy w przyszłości” towarzyszy hasłu „Brytyjski chleb dla brytyjskich tosterów”. Jest to żart, który porusza jeden z trzech najpopularniejszych brexitowych tematów. Jedzenie. Dwa pozostałe to sprawy paszportowe i wolność przepływu osób w ramach Unii Europejskiej oraz inteligencja polityków, którzy doprowadzili do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej i próbują je przepchnąć. Sprawy kulinarne w kontekście brexitu są niezwykle ważne i każdy, dla kogo brytyjski chleb był kiedyś chlebem powszednim, zrozumie to bez trudu. Otóż Brytyjczycy nie tylko w ogóle nie potrafią gotować. I to na poziomie takim, który uniemożliwia londyńskim piekarzom upieczenie jadalnego chleba. Oni nawet nie mają kuchni. Trudno wszak za kuchnię uznać panierowany filet z dorsza oraz ciasto faszerowane mielonym mięsem. Niespecjalnie dziwi więc, że jeszcze w latach 70. najlepsze jedzenie nad Tamizą serwowali Azjaci. Ci bowiem, kiedy po II wojnie światowej upadające imperium nie orientowało się jeszcze, że upada i na moment szeroko otworzyło dla nich drzwi, po przybyciu na Wyspy orientowali się, że najłatwiej robić interesy w gastronomii. Nie ma tam bowiem praktycznie żadnej konkurencji. Bardzo szybko narodowym daniem stało się curry, a w latach 70. hinduskie i chińskie lokale liczono w tysiącach. Wielu z tych, którzy wtedy zwietrzyli interes, dorobiło się dużych pieniędzy. Dziś nazwiskiem, z którym na Wyspach wiąże się największa szansa bycia milionerem, jest Patel. Sytuacja powtórzyła się w latach 90., kiedy Wyspy wyszły z głębokiego Thatcherowskiego kryzysu gospodarczego i stały się atrakcyjnym miejscem imigracji dla Hiszpanów, Włochów, Greków, a później także Polaków. Każda z tych nacji odcisnęła swój ślad na zawartości sklepowych półek oraz w krajobrazie brytyjskich restauracji. Bez produktów, które sprowadzili, nie sposób wyobrazić sobie wyspiarskich kuchni. Z mrożonym filetem i meat pie często wygrywają mrożona lazania, pizza i tikka masala. Dopiero w tym kontekście zrozumiały staje się dowcip zaklasyfikowany jako dziewiąty – najśmieszniejszy. Ten, tak jak żart dotyczący tosterów, zalicza się do kategorii obrazkowej. W jednym rogu zdjęcia widać wszystko, co w kwestii kulinariów Brytyjczykom zapewniła Europa. Wliczając w to francuskie croissanty, belgijskie piwo, węgierską (?) paprykę, grecki jogurt, polską (?) kiełbasę oraz batoniki Grześki. W drugim rogu fotografii widać samotną fasolę w pomidorach. Do tej samej kategorii da się też zaliczyć dowcip, który brzmi tak: „Czym będzie się różnić świąteczny obiad po brexicie? Nie będzie brukselki”. Który cytuję, ponieważ dobrze ilustruje głębię brytyjskiej depresji oraz to, jak bardzo wyspiarzom nie jest do śmiechu. Swoboda przepływu osób Dowcip numer 29: „Zagłosowałem za pozostaniem w Unii nie z powodów politycznych, ale dlatego, że moja matka przeprowadziła się do Hiszpanii i chcę, by tam pozostała”. W krajach Unii Europejskiej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2019, 2019

Kategorie: Świat