Tag "dowcipy"

Powrót na stronę główną
Felietony Roman Kurkiewicz

Biedroń najlepszy, bo jedyny

Kiedy słucham, czytam, oglądam lamenty, dąsy i grymasy nad Robertem Biedroniem jako kandydatem lewicy w wyborach prezydenckich, zaczynam doceniać pomysły skrajnej prawicy, która chce Jezusa uczynić królem Polski. Jezus oznacza poprzeczkę zawieszoną tak wysoko, gdzieś niebiańsko, ponad stratosferą z całą pewnością, że nikt nie podskoczy, poza tym kto by pomstował na Jezusa? W Polsce nawet antyklerykałowie i ateiści go lubią, cytują, przypominają i powołują się na niego, kiedy chcą przywalić pedofilom w sutannach, biskupom, którzy ich kryją, czy nienawistnikom w purpurze, takim jak Jędraszewski, całej tej „antyewangelicznej” szczujni. Jezus jest spoko. Nawet jako król. Nikt mu niczego nie wytyka, no, może celibat, ale w końcu jak z tą Marią Magdaleną było, nie tylko Nikos Kazandzakis czy ekranizujący „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Martin Scorsese wiedzą lub się domyślają. I tak wtedy Jezus korzysta. A Robert Biedroń, choć ma mnóstwo zalet i paletę potężnych wad, nie podoba się elektoratowi. Bo ten to nie ta. Bo nawet jak ten, to nie taki ten. A nawet jak taki ten, to nie tak ten jak ten, co tak ten. Był kiedyś taki żarcik, sprzed 2001 r., czyli zamachu na WTC i wojny z terrorem (na której zagubieni Polacy są do dzisiaj w Iraku). Między bliźniaczymi wieżami w Nowym Jorku rozpięto stalową linę, po której,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Morawiecki i Czukcza

Co ma wspólnego premier Morawiecki z Czukczą? Oj, dużo. Zwłaszcza od czasu, gdy powiedział, że przeczytał w życiu 4-5 tys. książek. Odwrotnie niż Czukcza, który dawno temu postanowił wstąpić do wiadomego związku pisarzy. Stanął więc Czukcza przed komisją. A ta zapytała go, co ostatnio czytał. Oburzony Czukcza skrzywił się i oświadczył: Czukcza pisatiel, nie czytatiel. Odwrotnie niż Morawiecki. Od siódmego roku życia co trzy dni nowa książka. To by wiele wyjaśniało. Nie miał zbyt dużo czasu na pracę. Szybko odwalał robotę i pędził po nową książkę.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

Chcieli dziewczynkę

Z dowcipów opowiadanych w czasie świąt spodobał nam się ten Andrzeja Grabowskiego w „Polsce The Times”. „Wchodzą Trzej Królowie do stajenki, a tam Maria płacze, Józef płacze. Więc Melchior pyta: »Co wy, Żydzi, tak płaczecie? Przecież macie takie ładne, zdrowe dziecko«. Na co św. Józef mówi: »Bo myśmy chcieli dziewczynkę«”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Brecht przez łzy

„Nieznośnie jest żyć w kraju, w którym nie ma poczucia humoru, ale jeszcze nieznośniej jest tam, gdzie poczucie humoru jest do życia niezbędne”, powiadał Bertolt Brecht. Ha, nie słyszał dowcipu Andrzeja Dudy. Najnieznośniej jest tam, gdzie poczucie humoru odbiera chęć do życia. Kaczyści nigdy nie są bardziej zabawni niż wtedy, gdy robią srogie minki i z psychopatriotyczną powagą plotą tromtadrackie banialuki. Ale kiedy usiłują żartować, robi się przeraźliwie smutno. Ja mam wtedy ataki śmiechu jokerowskiego – spazmatyczny, bolesny chichot z rozpaczy. Nic tak nie obnaża intelektualnej miernoty obecnej władzy jak jej próby satyryczne. „Studio YaYo” i „W tyle wizji” to suchariada level master. Gdyby to puszczano w Guantanamo, wszyscy osadzeni dawno wsypaliby całą siatkę wspólników i świat byłby wolny od terroryzmu. Cringe jest przecież wyrafinowaną torturą, rodzajem straszliwej ambiwalencji, gdy jednocześnie brzydzisz się i litujesz. Kiedy z dowcipu, który cię nie śmieszy, śmiejesz się głośno tylko dlatego, że opowiedział go wódz, może to być objawem oportunizmu, lojalności albo empatii wobec opowiadającego. Dopiero gdy nieśmieszny dowcip zaczyna ci się zdawać zabawny, to już kult jednostki. Andrzej Duda jest zaledwie pomazańcem kaczym, a i samemu prezesowi, niewątpliwie objętemu „kultowym” immunitetem, wciąż daleko do poziomu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Humor smutny jak brexit

Cześć. Jestem z Brytanii. Tej, która dała się oszukać autobusowi O stanie psychiki Brytyjczyków w reakcji na próby opuszczenia Unii Europejskiej najwięcej mówi to, że autorką najlepszego dowcipu związanego z brexitem jest francuska minister do spraw europejskich. Nathalie Loiseau nazwała swojego kota Brexit. Zapytana dlaczego, odparła, że ten ma w zwyczaju każdego ranka głośno miauczeć pod drzwiami, prosząc, żeby je otworzyć i go wypuścić, ale kiedy się to zrobi, nie wychodzi. – Zamiast tego siedzi i brzydko na mnie patrzy – dodała. Humor brytyjski w tym przypadku bardzo zawodzi. Trudno uwierzyć, że jest dziełem narodu, który wydał Monty’ego Pythona czy Benny’ego Hilla. Brytyjczycy, przynajmniej ci obdarzeni poczuciem humoru, znaleźli się w głębokiej depresji i nie jest im do śmiechu. Jak bardzo jest źle? Dziennik „The Independent”, jedna z najpoczytniejszych i najlepszych gazet na Wyspach, przygotował zestawienie 30 najśmieszniejszych dowcipów na temat brexitu. Wygrał taki: „Cześć. Jestem z Brytanii. Tej, która dała się oszukać autobusowi”. Co jest nawiązaniem do kampanii Vote Leave, w której głównym środkiem przekazu był jeżdżący po kraju autobus z wielkim napisem: „W każdym tygodniu wysyłamy do Unii Europejskiej 350 milionów funtów. Lepiej sfinansujmy za nie naszą służbę zdrowia”. Informacja nie była prawdziwa, ale na szczęście dla

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Wesołe bufety teatralne

Czyli anegdoty o mistrzach z notesu Krystyny Gucewicz Część 1 Szymon Szurmiej Aktor na scenie i w życiu. Reżyserowanie świata wokół siebie miał we krwi, w genach, charakterze i temperamencie. Egzemplarz absolutnie niepowtarzalny. Osobowość tajemnicza i magnetyczna – wszystko to spowodowało, że napisałam książkę o Szymonie i żałuję tylko jednego: że nie zaakceptowano mojego tytułu: „Szymon sztukmistrz”. Za to zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie powstała płyta, na której Szymon nagrałby swoje żelazne anegdoty. Zapis brawury, niepowtarzalny kabaret jednego aktora, zabawny do zwariowania, bo taki był Szymon i jego nałóg rozsiewania śmiechu. Coś mi świta, że była o tym mowa, kiedy pisałam książkę o Szurmieju, człowieku instytucji, artyście i przyjacielu wielkiego serca. Każdego potrafił ująć swoim poczuciem humoru, awantury reżyserskie natychmiast wymazywał pojednawczym żarcikiem, rzucanym od niechcenia. Miał jakiś wewnętrzny kompas, który go przeprowadził przez naprawdę bujne życie, przez kraje, wojny i zesłania. A w każdej sytuacji szukał dystansu i pogody. Taki miał charakter. Nie pielęgnował w sobie nienawiści, narzekanie zostawiał innym. À propos narzekania. Opowiadał o niezadowolonym szewcu Morycu: – Oj, Pan Bóg źle urządził ten świat – narzeka Moryc. Żona wtrąca: – Chcesz powiedzieć, że wyszłoby lepiej, gdybyś ty urządzał? – Niektóre rzeczy na pewno lepiej.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Ludwik Stomma

Nasz naród jak lawa

Jechałem kiedyś autostradą do Lille. Przede mną belgijski samochód. Na bramce kierowca wyciągnął portmonetkę i zaczął mozolnie wrzucać bilon do maszyny. Kieska wyśliznęła mu się z ręki i drobniaki posypały się na ziemię. Belg wysiadł i zaczął je zbierać. Widok faceta wyciągającego w błocie, na kolanach centówki spod samochodu serdecznie mnie rozbawił, mimo że traciłem czas, stojąc za nim. W pewnej chwili ciułacz wstał i spojrzał na moją roześmianą gębę. – No tak – wycedził – zdaje się, że odwaliłem niezły belgijski kawał. I powoli też zaczął się uśmiechać. Trzeba bowiem wiedzieć, że Belgowie są obiektem nieustannych francuskich naigrawań. Nad Sekwaną wydano już wiele książek z dowcipami o nich. Ostatni, jaki usłyszałem: „Na cmentarzu komunalnym w Brukseli rozbił się samolot pasażerski. Ratownicy odnaleźli już 40 tys. ofiar. Poszukiwania trwają”. Nie są to na ogół wice oryginalne. Niemcy opowiadają je o mieszkańcach Wysp Fryzyjskich, Amerykanie nieco złośliwsze o Polakach („Chcesz Polakowi złamać palec? Uderz go w nos”). Różnica jedynie taka, że wytykani, jak Belgowie, z reguły sami z tych kpin się śmieją, a tylko Polacy się obrażają. Wiele organizacji polonijnych w USA kierowało do miejscowych władz petycje, żeby zakazać, interweniować, karać, co oczywiście nieomylnie wskazywało, że te anegdotki

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

My tylko żartowaliśmy

Wysoki Trybunale, nie wiem, dlaczego tu stoję, przecież ja tylko żartowałem. To, że akurat posłaliśmy prokuraturę do satyryka, to był też taki akt żartu, bo przecież my też się znamy na żartach, chociaż, jak wiadomo, z pewnych spraw się nie żartuje. Jak dzieciaki i młodzież mówią: „Co tu się odjaniepawla?”, no to już żarty się kończą, bo z największego Polaka – i najświętszego, co potwierdził bez żartów proces, nie, nie karny, tylko beatyfikacyjny i kanonizacyjny – nawet małych żartów nie ma. Poza tym jest tak, że z nas żartów nie ma, a naszych żartów z was nigdy dość. Zupełnie inaczej niż z hasłem w byłym, na szczęście, bez żartów, Muzeum II Wojny Światowej – nigdy więcej wojny. Co to znaczy tak żartować z narodu rycerzy, husarzy, kawalerzystów? Odebrać nam wolność i tożsamość wojownika wieczystego? Niezwyciężonego w nieprzepartej nawałnicy klęsk i porażek? Zwyciężać, kiedy się wygrało, jest łatwo. Ale Polak potrafi więcej – wygrywa niezależnie od rozmiaru klęski. Wojna, wojna – wszyscy mówią, a nikt tej wojny nie widział. Kiedy to było? Kto tam walczył? Tam to żeśmy bolszewika pogonili spod Moskwy, a NSZ zatknęły flagę nad Berlinem? No, wygraliśmy – nie ma żartów z Polakiem walczącym, rozmodlonym, pomagającym, przyjaznym i groźnym, kochającym i zwierzątka, i przyrodę i tnącym

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Szkockie dowcipy to spisek Anglików

Anglicy zazdroszczą nam narodowej hojności i szerokiego gestu William Auld – szkocki dziennikarz, poeta, tłumacz William Auld (1924-2006) w czasie II wojny światowej latał jako pilot wojskowy na spitfire’ach. Poznał wówczas w RAF polskich lotników, z wieloma serdecznie się zaprzyjaźnił. Po latach wspominał, że „opowiadali dowcipy, które nie zawsze były dla niego zrozumiałe”, natomiast jego „szkockie dowcipy” zawsze świetnie bawiły polskich przyjaciół. Po wojnie William został nauczycielem, podjął też działalność dziennikarską i literacką, głównie w języku angielskim i esperanto. Wydał wiele zbiorów własnych wierszy i tłumaczeń z literatury angielskiej. Jego wiersze napisane w esperanto tłumaczono na kilkadziesiąt języków narodowych. W 1998 r. otrzymał nominację do literackiego Nobla. Współpracował z autorem tego wywiadu i jego synem Remigiuszem przy opracowaniu największej na świecie antologii dowcipów szkockich „Humuro laŭ la skota maniero” („Poczucie humoru po szkocku”), wydanej po esperancku w Belgii (1995). Twierdził, że „Szkoci nie są pozbawieni poczucia humoru, chociaż jest to poczucie specyficzne”. A jak jest w rzeczywistości? Spróbujmy wyrobić sobie pogląd na ten temat, zwłaszcza teraz, kiedy Szkocja w związku z brexitem rozważa, czy nie lepiej było pozostać w Unii Europejskiej. Jako Szkot doskonale pan wie, że po świecie krąży wiele

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Z jakiego dowcipu najbardziej się państwo śmiali w te wakacje?

Z jakiego dowcipu najbardziej się państwo śmiali w te wakacje? Krzysztof Daukszewicz, satyryk Ten, który mnie najbardziej rozbawił, trwa chyba z pięć minut. Ale jest jeden aktualny, który mnie nie tak dawno rozśmieszył: Rok 2025, idą skini ulicą i śpiewają: „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”. Na balkonie Ministerstwa Środowiska stoi Szyszko i mówi do swoich kumpli: „Ciekaw jestem, gdzie oni, k… te drzewa znajdą”. Artur Andrus, artysta kabaretowy Od dłuższego czasu bardziej od samego dowcipu interesuje mnie to, co się może z nim stać, kiedy ktoś go nieumiejętnie opowiada. Mistrzynią w paleniu dowcipów była Marysia Czubaszek. Dowcip o tym, jak jedna pchła pyta drugą, gdzie była na wakacjach, a ta odpowiada, że „na Krecie”, Marysia opowiedziała w ten sposób: „Rozmawiają ze sobą dwie pchły i jedna pyta drugą, gdzie była na wakacjach, a ona na to: »na Rodos«”. Miałem też koleżankę w radiu, która choć sama jest blondynką, lubiła opowiadać o nich dowcipy. I kiedyś próbowała mi opowiedzieć następujący: „Jak blondynki robią dżem? Obierają pączki”. A ona podchodzi do mnie i pyta: „Wiesz, jak blondynki obierają pączki?”. Te dowcipy może są śmieszne same w sobie, ale jeśli ktoś je tak opowie, jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.