III Polska wojna futbolowa

III Polska wojna futbolowa

Na przegranej ministra Drzewieckiego w konflikcie z PZPN zyska… senator Person Czy Polski Związek Piłki Nożnej jest święty? Na pewno nie, ale czy ci, którzy co jakiś czas usiłują ten PZPN rozwalić, żeby potem ponoć uporządkować, naprawdę nie mają nic za uszami? Mają. Wystarczy przypomnieć losy kolejnych „reformatorów” PZPN, szefów naszego sportu, ministrów Jacka Dębskiego i Tomasza Lipca. Za bardzo w przypadku ich prób ingerencji pachniało skokiem na kasę, uwarunkowaniami stricte politycznymi, a nie merytorycznymi. Czy teraz również tak jest, w przypadku szarży ministra Mirosława Drzewieckiego? Czy można wygrać z FIFA? Chwilami zachowuje się on tak, jakby nie wiedział, co to FIFA i UEFA, jakby nie wiedział, że z FIFA wygrać w zasadzie nie sposób. Być może organizacja ta, centrala światowego futbolu, grupuje wyłącznie cwaniaków, w końcu pieniądze zarabia jak mało kto, ale z tego korzysta futbol na całym świecie. Ma rozgrywki, kibice mają rozgrywki, show, spektakl. Dlatego krajowe związki piłkarskie, jako swego rodzaju agendy FIFA, nie mają po co jej podskakiwać, bo i specjalnie nie mają na co narzekać. Poza tym są przez nią chronione na własnych terytoriach. Przed zakusami choćby o zabarwieniu finansowym czy politycznym. Pod skrzydłami FIFA działa UEFA, europejska konfederacja kontynentalna. Istnieje hierarchia, struktura pionowa, jeszcze niżej sadowi się nasz PZPN. Na czele FIFA stoi Szwajcar Sepp Blatter, na czele UEFA – Francuz Michel Platini. Współpracują owocnie i raczej im się to opłaca. Można się zamachnąć na podopiecznych FIFA w danym kraju, ale trzeba mieć konkretne dowody, a nie jakieś urojone. Blatter do znudzenia powtarza, że jeśli ktoś dopuścił się nieprawidłowości, trzeba go aresztować, ale dowody muszą być mocne. Jeśli dowodów brak, lepiej nie zawracać głowy. To zręczny gracz, mający wielu wrogów. U nas pierwszym jest Jan Tomaszewski, niespokojny duch polskiego futbolu (taki też potrzebny), utrzymujący, że prezydent FIFA to szef ogólnoświatowej mafii piłkarskiej. Fakt, Blatter ma zapewne co nieco za uszami, ale jest niesamowicie skuteczny. Tomaszewski utożsamia się z tymi, którzy jeśli chodzi o naszą piłkę, reprezentują wariant „zaorać”. To znaczy rozwalić wszystkie struktury, wyczyścić tę jakoby stajnię Augiasza, nawet kosztem wypadnięcia na kilka lat z międzynarodowego obiegu. Wyznawcy innego wariantu uważają, że wszystko teraz jest już cacy, może i dlatego, że afera korupcyjna spowodowała ponad setkę zatrzymań i aresztowań. Natomiast ludzie środka twierdzą, że można naprawiać i reformować w marszu, podając przykłady Niemiec i Włoch z ostatnich lat. Poniedziałek, czy czarny? W takiej to atmosferze w ubiegły poniedziałek, 29 września, wybuchła III polska wojna futbolowa. Niby sondaże w przewadze stawiają zwolenników wariantu „zaorać”, ale wobec szybkiego rozwoju sytuacji nawet ich zaniepokoiła wizja represji w stosunku do naszej piłki. Tego dnia wielu działaczy PZPN spieszyło się na imieniny prezesa, Michała Listkiewicza. I chodziło nie tylko o biesiadne pogaduchy, ponieważ tematów na tapecie było akurat mnóstwo. Kilka dni wcześniej, na posiedzeniu Komitetu Wykonawczego UEFA we francuskim Bordeaux, Listkiewicz uratował dla Polski i Ukrainy organizację Euro 2012, choć przygotowania przebiegają w takim tempie, że powinny zaniepokoić nawet szykujących rok dopiero 2020. Jeszcze bardziej kibiców elektryzują piekielnie ważne mecze eliminacji mistrzostw świata: Polska-Czechy (11 października) i Słowacja-Polska (15 października). Zarazem w decydującą fazę wchodzą przygotowania do wyznaczonego na 30 października wyborczego zjazdu PZPN. Kandydaci na prezesa zbierali ostatnie głosy poparcia, wieść niosła, że Listkiewicz po ponad dziewięciu latach rządów ma nie kandydować… Listkiewicz zresztą to nie tylko dla ministra Drzewieckiego człowiek o dwóch twarzach. Nieudolny jako zarządca na krajowym podwórku, zręczny na arenie międzynarodowej. Dlatego ma zostać przeniesiony do segmentu niewykraczającego poza Euro 2012, choć nie tylko minister obawia się, że może nadal rządzić w PZPN, tyle że z tylnego siedzenia. Czy to właśnie lista kandydatów, oficjalnie ogłoszona 1 października, ale o kształcie znanym daleko wcześniej, sprawiła, że Drzewiecki postanowił to wszystko rozwalić? Zdzisław Kręcina (sekretarz generalny PZPN), Zbigniew Boniek i Grzegorz Lato (po raz pierwszy do fotela prezesa przymierzają się wielcy ongiś piłkarze) albo Tomasz Jagodziński (kiedyś rzecznik prasowy PZPN) nie gwarantują reform czy nie gwarantują odpowiedniej miłości do ministra i jego obozu?

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 41/2008

Kategorie: Kraj