Irlandia znów kocha Unię

Irlandia znów kocha Unię

Korespondencja z Dublina

Przeciwnicy traktatu lizbońskiego mogą liczyć już tylko na prezydenta Czech

W ostatnim tygodniu poprzedzającym drugie referendum w spra- wie traktatu irlandzkie media prezentowały racje zarówno zwolenników, jak i przeciwników dokumentu. Widać było jednak wyraźnie, że większość dziennikarzy i redaktorów popierała traktat. Najbardziej zdecydowaną postawę prezentował dziennik „Irish Examiner”. Dzień przed wyborczą próbą sił na pierwszej stronie pisał: „Nasze miejsce jest w Europie, musimy zagłosować za” i „Jutro zdecydujemy, czy chcemy dać naszym dzieciom możliwości, które oferuje Europa”. Oczywiście prezentowano także racje przeciwników ustaleń z Lizbony, ale komentarze redakcyjne obalały ich argumenty.

Sąd nad premierem

Trybuną eurosceptyków był z kolei dziennik „Irish Independent”. „Głosowanie w cieniu kłamstw zwolenników traktatu”, taki tytuł nosił zamieszczony w nim artykuł. Dziennikarze nie pozostawili suchej nitki na „demagogicznych i nieprawdziwych” tezach premiera Briana Cowena w sprawie traktatu. Podkreślano, że „nieprawdziwe są twierdzenia, że traktat pomoże w ożywieniu gospodarczym”.
Przeciwnicy traktatu próbowali referendum przekształcić w głosowanie nad wotum zaufania dla premiera Briana Cowena. Przypomniano, że powtórne referendum lizbońskie trzeba połączyć z najniższą w historii politycznej Irlandii skalą poparcia dla rządu. „Kolejne trzy lata rządów Briana Cowena czy jeszcze tylko dwa dni”, podsycał emocje „Irish Independent”, podkreślając jednak, że premier niespecjalnie przejmuje się spadającą popularnością i nieakceptowaniem działań swojego gabinetu: „Premier ciągle wierzy, że można oddzielić europejskie ziarno od krajowych śmieci”, pisał komentator gazety.
Premier Cowen dał temu odpór, zamieszczając w czwartkowym „Irish Times” płatne ogłoszenie, w którym szef rządu przekonywał do głosowania za traktatem, argumentując licznymi korzyściami płynącymi dla irlandzkiej gospodarki i biznesu: „Jeśli powiemy TAK, to Europa pomoże także nam”.

Porażka Ganleya

Wynik referendum zaskoczył nawet największych eurooptymistów. Przytłaczającą większością głosów Irlandczycy poparli 2 października w powtórzonym referendum traktat z Lizbony. Za uznaniem dokumentu głosowało aż 67,1%, czyli ponad 1,2 mln wyborców, przeciw było 32,9%, czyli 954 tys. mieszkańców wyspy. Liczba zwolenników wzrosła o ponad 20% w porównaniu z pierwszym referendum w czerwcu 2008 r. (wtedy przeciwko było 53,4% głosujących, a za 46,6%). Wyższa była też frekwencja – wyniosła 58% (w 2008 r. 52,7%). – Irlandczycy pokazali, że wiążą swoją przyszłość i przyszłość swoich dzieci z Europą. Chcą, by Irlandia pozostała w sercu Europy – powiedział premier Brian Cowen na specjalnej konferencji prasowej po ogłoszeniu wyników, nawiązując do jednego z haseł zwolenników traktatu.
Poparcie Irlandczyków dla traktatu było na tyle duże, że nawet lider przeciwników Declan Ganley, przewodniczący partii Libertas, nie czekając na oficjalne wyniki, przyznał, że tym razem poniósł porażkę: – Gratuluję rządowi, który przeprowadził doskonałą kampanię, obiecał miejsca pracy i ożywienie gospodarcze. Jestem ciekaw, jak teraz się z tego wywiąże – powiedział. Zastrzegł jednak, że Libertas będzie rygorystycznie rozliczał z owych obiecanek Briana Cowena i jego ministrów.

Jak trwoga, to do Unii

Przez irlandzką prasę przetoczyła się fala analiz, statystyk i komentarzy na temat tego, dlaczego wygrana euroentuzjastów była tak wyraźna. Premier Cowen podkreślał, że zwycięstwo traktatu w drugim referendum było możliwe przede wszystkim dzięki gwarancjom, jakie Irlandia uzyskała od partnerów z Unii Europejskiej podczas czerwcowego szczytu Unii. Przypomnijmy, że traktat lizboński nie będzie wchodził w irlandzkie kompetencje dotyczące zakazu aborcji, neutralności kraju i polityki podatkowej. Już wcześniej, w grudniu 2008 r., zagwarantowano Irlandii, że utrzyma stanowisko komisarza w Komisji Europejskiej.
Eksperci nie mają jednak wątpliwości, że prawie 42% wyborców głosujących rok temu przeciw traktatowi zmieniło zdanie z powodu kryzysu finansowego i gospodarczego. Zdaniem komentatorów „Irish Examiner”, kryzys pokazał, że bez pomocy Unii (zwłaszcza Europejskiego Banku Centralnego, który zasilił irlandzkie banki miliardami euro) Irlandia sobie nie poradzi. Wielu wyborców obawiało się, że Szmaragdowa Wyspa może negatywnie odczuć konfrontację z UE, i to było powodem głosowania za traktatem lizbońskim.

Nowe znaki zapytania

Europa, po wielu latach stagnacji administracyjnej, musi zrobić zdecydowany krok w przyszłość. Traktat nicejski nie zapewnia mobilności ani dobrej decyzyjności 27-państwowemu ciału, jakim jest Unia Europejska. Z drugiej strony, nie można też zapominać o obawach, jakie nasuwa traktat lizboński. Obywatele wielu krajów Unii boją się silnego uzależnienia od Brukseli. Ich zdaniem Unia będzie przeobrażać się w federację. Jeśli tak się stanie, Komisja Europejska powoli, acz zdecydowanie będzie naciskać na ujednolicenie standardów życia na całym kontynencie. „Co wtedy?”, zastanawiają się malkontenci. Jedno jest pewne, najbliższe tygodnie będą ważne dla nowego wizerunku Unii.

______________________________

Co zrobi Klaus?

Irlandzkie media pisały o naciskach wywieranych na prezydentów Polski i Czech. „Liderzy Unii wywierają presję na Czechy, by ratyfikowały traktat po wygranym referendum w Irlandii”, donosił na pierwszej stronie „Irish Times”. Z kolei „Herald” cytował słowa Michała Kamińskiego, przewodniczącego Frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów w Parlamencie Europejskim: „Traktat wciąż musi pokonać pewne przeszkody, zanim zostanie ratyfikowany. Nie wolno nam dziś przesądzać konstytucyjnego procesu w Polsce i Czechach”.
Przy tej okazji trzeba wspomnieć także o brytyjskich torysach, którzy nie ustają w naciskach na premiera Gordona Browna, by ten rozpisał referendum w sprawie ratyfikacji traktatu lizbońskiego w Wielkiej Brytanii. Jest to mało prawdopodobne, ponieważ rząd i jego posłowie przegłosowali ratyfikację traktatu w parlamencie brytyjskim, królowa Elżbieta zaś złożyła swój podpis pod dokumentem. Mimo to szef konserwatystów David Cameron przypomniał ostatnio o swoim wcześniejszym zastrzeżeniu: „Rozpiszę referendum w sprawie traktatu, jeśli tylko zwyciężymy w najbliższych wyborach i jeśli traktat do tego czasu nie będzie ratyfikowany przez inne państwa Unii”. Po podpisaniu traktatu przez prezydenta Kaczyńskiego torysi mogą liczyć już tylko na prezydenta Czech Vaclava Klausa, zwłaszcza że część senatorów Obywatelskiej Partii Demokratycznej złożyła wniosek do czeskiego Trybunału Konstytucyjnego o ponowne zbadanie zgodności traktatu z czeską konstytucją.

Wydanie: 2009, 41/2009

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy