Irlandzki patent

Irlandzki patent

Z Dublina Łukasz przywiózł pomysł na bar, ale nie piwny, tylko z napojami owocowymi

Młody inżynier zaraz po obronie pracy na Politechnice Opolskiej, podobnie jak tysiące innych, wyruszył na podbój Irlandii. Po czterech latach wrócił do Polski. Dwa lata później, niż planował, ale za to na stałe. Poza pieniędzmi przywiózł z Irlandii pomysł i know-how. Zainwestował w smoothie. – Świat oszalał na punkcie smoothie – mówi Łukasz Bukowski. On też.
Smoothie to nie koktajl, nie sok, nie shake. Smooth the fruit – spraw, by owoc stał się gładki… Wówczas możesz go wypić. Smoothie to gęsty owocowy napój przygotowywany z rozmaitych soków, miąższu lub kawałków owoców – zmiksowanych z kruszonym lodem. – Zwykle bazą tej owocowej gęstej masy jest miąższ z bananów, ale i mieszanka świeżych i mrożonych owoców oraz mrożonego jogurtu naturalnego z niską zawartością tłuszczu. W innej wersji do mieszanki owocowej dodaje się guaranę, żeń-szeń, goji, spirulinę czy owoce acai (czyt. assaia) – tłumaczy Bukowski. W samym Dublinie było z 20 takich smoothies barów.
Smoothies mogą być kwaśne, słodkie, orzeźwiające, odżywiające, energetyzujące, oczyszczające organizm. Ten owocowy rarytas zdobył rynek Stanów Zjednoczonych w latach 60, w wielu państwach Europy powstały sieciowe bary ze smoothiesami, u nas nie jest jeszcze bardzo powszechny, ale bywa serwowany w restauracjach lub w sieciach popularnych kawiarni. Wielosmakowe, kolorowe smoothies są smakowitą i zdrową przekąską, mogą być posiłkiem lub deserem. – Smoothie powinien być przygotowywany na oczach klientów. Owoce dobrane są w taki sposób, by smoothie był nie tylko smaczny, ale by dostarczał organizmowi odpowiednich wartości odżywczych, witamin i minerałów oraz był pożywny. Zamiast jedzonego w fast foodach hamburgera czy kebaba. Do Polski wkracza już moda na zdrowe odżywianie, smoothie idealnie się w to wkomponuje – wyjaśnia młody człowiek.
Smoothies bar nie musi być wielki. Ważne są kolory, ekspozycja świeżych owoców i informacja o ich walorach odżywczych, kraju pochodzenia owoców, obyczajach ich jedzenia. Podobnie menu: dobrze, jeśli szczegółowo wyjaśnia skład, proporcje poszczególnych smoothies, kompozycje soków owocowych czy fit-foodów, np. sałatek owocowych, musli z jogurtem i owocami. Do tego urządzenia z przezroczystymi pojemnikami, w których miksuje się owoce, fajnie widzieć, z czego powstaje miks. – Wbrew pozorom to nie jest łatwe zadanie, przyrządzić smoothiesa, by odpowiednio smakował – mówi Bukowski. Zbyt duża ilość imbiru, kawy czy wanilii powoduje, że smoothie może być niesmaczny.
Profesjonaliści wykonują smoothie z pięciu, siedmiu składników w 20 sekund, początkującemu pracownikowi zajmuje to nawet jedną-dwie minuty. Przed wyborem odpowiedniego smoothiesa warto wiedzieć, czemu ma służyć: pobudzeniu – z guaraną zamiast kawy, oczyszczeniu organizmu z toksyn czy diecie i dowitaminizowaniu.

Pomysł z parkingu

– Do Dublina wyjechałem z przyjacielem Marcinem 11 listopada 2004 r. Moim głównym założeniem było znaleźć pracę na rok-dwa, dużo pracować, jak najszybciej odłożyć trochę grosza i wrócić do Polski. Pierwszy tydzień w Irlandii spędzony u kolegi ze studiów, wynajęcie mieszkania, kolejne trzy dni intensywnego chodzenia po Dublinie i rozdawania CV i na początek – pół etatu jako kelner w pubie O’Neails na Pears Street. Jako kelner podszkoliłem angielski, poznałem wspaniałych ludzi, ale to była praca na kilka godzin – wspomina Łukasz Bukowski. Kolejna posada: obsługa klienta na parkingu w centrum handlowym w Dundrum okazała się spokojna, stabilna, dająca pewność finansową i… dużo czasu do myślenia, jak zainwestować odkładane pieniądze.
Przez pierwsze dwa-trzy lata pracował 50-70 godzin w tygodniu, jadąc z jednej do drugiej pracy. – Miewałem naprawdę dosyć, ale pieniądze, jakie zarabiałem, i myśl, co mogę z nimi zrobić po powrocie do Polski, dodawały mi sił. Po trzech latach, paru awansach i podwyżkach postanowiłem troszkę wyluzować. Ostatni rok był już przyjemny. Gdyby nie tęsknota za rodziną, przyjaciółmi, krajem i okropna pogoda w Dublinie, pewnie zostałbym tam dłużej – przyznaje 28-latek po zarządzaniu i inżynierii produkcji. Prawie wszyscy jego znajomi zostali w Dublinie.
– Gdyby nie pogoda, to naprawdę fajne miejsce do życia, a pieniądze, jakie się zarabia w najprostszej pracy, wystarczają, by godnie żyć, nie martwiąc się o jutro. Ja wiedziałem, że szczęśliwy mogę być tylko w Polsce i pewnie to tak mnie mobilizowało do ciężkiej pracy – Łukasz mówi to szczerze. Po trzech latach podjął decyzję o powrocie, wiedząc na pewno, że chce założyć własną firmę. Pomysłów było parę, ale jeden przypadł mu do gustu najbardziej:
– Otworzenie własnego smoothies baru! W Dublinie ludzie kochali smoothiesy, do Polski jeszcze to nie dotarło. Ważna była idea, że będę serwować ludziom coś zdrowego, a nie alkohol.
Inżynier zaczął się solidnie przygotowywać: studiować moc zdrowotną owoców, soków owocowych oraz smakować różne smoothiesy w Dublinie. To było zajęcie w wolnych chwilach przez ostatnie tygodnie na emigracji. Datę powrotu do Polski ustalił pół roku wcześniej. – Ani przez chwilę nie żałowałem swojej decyzji, chociaż wiele osób przepowiadało mi szybki powrót do Dublina.

Wellcome in Poland

Założenie własnego biznesu wymaga w Polsce, wbrew zapewnieniom urzędników, cierpliwości i wytrwałości. Zaczęły się typowo polskie problemy: niekompetencja, podejrzliwość, a po co, a kolejna budka z sokami, a czegoś brakuje… Wystarczyło mu determinacji, by wszystkie problemy rozwiązać, chociaż termin otwarcia baru przedłużył się o kilka miesięcy. Inżynier, dziś fachowiec od smoothiesów, jest optymistą: – Wykorzystałem ten „przedłużony rozbieg” na dopracowanie szczegółów. Musiałem zarejestrować się jako bezrobotny, dzięki temu mogłem starać się o dotację z urzędu pracy, która wynosiła maksymalnie ok. 18 tys. zł. Po tygodniowym kursie, po sześć-siedem godzin dziennie, na temat założenia, prowadzenia własnej firmy, wypełniania PIT-ów, rozliczania się z podatków itd. mogłem napisać wniosek wstępny z projektem firmy. Oceniała go komisja, by przyznać kwotę dotacji. Potrzebowałem też dwóch poręczycieli – wyjaśnia Łukasz Bukowski. Wszystko poszło dość sprawnie. Po około dwóch tygodniach od złożenia wniosku przyznano mu 13 tys. zł. Po rozmowie z dyrektorem rejonowego urzędu pracy i przedstawieniu mu argumentów za zmianą decyzji otrzymał 15 400 zł. W ciągu paru dni trafiły na konto. Jako rozpoczynający działalność gospodarczą przez pierwszy rok korzysta z przywileju niższych opłat na ubezpieczenie ZUS, ok. 340 zł miesięcznie, a nie minimum 839,02 zł. Od niedawna wpis do ewidencji gospodarczej nie kosztuje 100 zł, ale jest za darmo, to jedno z ułatwień przy zakładaniu działalności, podobnie jak zasada jednego okienka. – Każda dopisywana działalność też jest już za darmo, wcześniej „czynność” kosztowała 50 zł. To cieszy, chociaż tyle na początek – uśmiecha się Bukowski już zza własnego baru.
Założenie firmy, papiery ZUS-owskie to początki niełatwej drogi młodego biznesmena. – Najbardziej poraziła mnie w porównaniu z Dublinem obsługa klienta, biurokracja oraz słaba rzetelność firm. Ludzie nie dotrzymywali terminów, kosztorysów, umów. Nawalali plastycy, wykonawcy elementów wyposażenia baru, dostawcy. Trudno mi to zrozumieć, przecież to zobowiązania. I moje straty finansowe – dodaje Bukowski.

Very Berry i Abracadabra

Sweet Nut, Vanilla Sky, Very Berry, Berry Twist czy Papaja Song to niektóre nazwy owocowych miksów, wymyślone przez Łukasza i jego przyjaciół. – To chyba najprzyjemniejszy moment w przygotowaniach, poza testowaniem smoothiesów. Fit-foody czy Verry Berry zaproponowała moja dziewczyna, inne wymyśliliśmy z przyjaciółmi – przyznaje Bukowski. Odpowiedni smoothie zapewnia oczyszczanie organizmu przy dietach; miks z owoców acai to swoisty owocowy eliksir młodości. Smoothiesy nie są tanie. Dla kontestujących ceny: np. z 1 kg świeżych pomarańczy otrzymuje się 350 ml soku, dochodzą jeszcze inne składniki jak masło orzechowe, miód, jogurt, mleczko kokosowe, lód i egzotyczne owoce: papaja, acerola, caju, marakuja, aloes, sok z acai czy żeń-szeń i spirulina, bogata w białko, beta-karoten i magnez, i inne.
Smoothiesy mogą pić młodzi i starzy, ale na pewno nie wszyscy. – Jeśli ktoś ma alergię na owoce, skazę białkową, określone problemy żołądkowe, które można wyzwolić np. dodawanym do niektórych smoothiesów imbirem, powinno się uważać – ostrzega Bukowski.
Jego bar z „wygładzonymi owocami” jest już otwarty. Nie dopłaca do własnego biznesu. Nie narzeka i nie wylicza strat, najważniejsza jest pozytywna reakcja ludzi na smak i jakość zdrowego produktu. Smutne, że inżynier nie pracuje zgodnie z wykształceniem, cieszy, bo zarabiał „tam”, a inwestuje „tu”. Czasem przygotuje sobie energetyzującego smoothie Energy Twist albo pobudzającego Acai i czeka na klientów za kolorowym barem.

Wydanie: 2009, 31/2009

Kategorie: Kraj
Tagi: Beata Dżon

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy