Islamskie wdowy

Islamskie wdowy

fot: youtube

Młode Niemki, które uległy propagandzie bojowników ISIS, wracają do kraju. A tu mogą trafić do więzienia Korespondencja z Berlina Frankfurt nad Menem, 26 kwietnia. O godz. 14.30 na największym krajowym lotnisku ląduje samolot pasażerski linii Iraqi Airways. Na jego pokładzie znajdują się dwie Niemki, Sabine S. oraz Sibel H. Obie spędziły ostatnie miesiące w kurdyjskich więzieniach. Kobiety są czujnie obserwowane przez czterech funkcjonariuszy Federalnego Urzędu Kryminalnego. One same, jakby zahipnotyzowane, patrzą przed siebie. Obok siedzą ich chichoczące dzieci, których powaga sytuacji zdaje się nie obchodzić. Sibel z Hesji oraz Sabine z Badenii-Wirtembergii kilka lat temu dołączyły do Państwa Islamskiego. W 2017 r. siły wojskowe Syrii i Iraku, wspierane przez kurdyjskich peszmergów i międzynarodową koalicję, wyrwały ze szponów islamskich terrorystów dwa bastiony – najpierw iracki Mosul, a nieco później syryjską Rakkę, nieoficjalną stolicę samozwańczego kalifatu ISIS. Według ustaleń niemieckiej policji w latach 2014-2017 na Bliskim Wschodzie walczyło ok. 940 islamistów z niemieckim paszportem. Po klęskach zadanych Państwu Islamskiemu jedna trzecia z nich wróciła do Niemiec, ok. 150 zginęło od kurdyjskich pocisków. Większość nadal się ukrywa, przypuszczalnie poza granicami Niemiec, a ok. 100 osób trafiło do ośrodków karnych w Iraku i północnej Syrii. Wśród nich są także kobiety z dziećmi, które – zdając sobie sprawę z coraz trudniejszej sytuacji – albo same się poddały, albo wpadły w ręce wojsk irackich bądź kurdyjskich peszmergów. Tak jak 17-letnia Linda W. z saksońskiego Pulsnitz, skazana w Bagdadzie na sześć lat pozbawienia wolności. Chwila zatrzymania Niemki została utrwalona telefonem komórkowym przez jednego z tropicieli i do dziś można ją zobaczyć w internecie. Linda będzie musiała odsiedzieć wyrok w Iraku, mimo usilnych starań rodziców o jej deportację do Saksonii. Niepełnoletność Lindy ocaliła ją jednak przed najgorszym scenariuszem – karą śmierci. Mniej szczęścia miała 50-letnia Lamia K. z Mannheimu, która czeka w stolicy Iraku na egzekucję. Natomiast powracające do kraju konwertytki, jak Sabine S. i Sibel H., uszły co prawda z życiem, ale ich przyszłość w Niemczech jest niepewna. Dla niemieckich organów śledczych przypadek nawracających się „islamskich wdów” jest precedensowy. Dlatego w kwietniu kobiety nie zostały zatrzymane na frankfurckim lotnisku (jak wcześniej wielu mężczyzn omamionych religijną ideologią), lecz mogły wrócić do domu. Niemieckie służby długo nie wiedziały, jak z nimi postępować. Sabine i Sibel miesiącami żyły w poczuciu bezkarności, ponieważ ze względu na sprzeczne oceny sędziów Trybunału Federalnego ds. Karnych w Karlsruhe policja musiała być wobec nich grzeczna i cierpliwa. Ostatnio jednak sytuacja się zmienia, a poczucie bezkarności niemieckich dżihadystek zostało zachwiane. Syryjska odyseja Niemieckim sądom udało się dotąd pociągnąć do odpowiedzialności tylko trzy dżihadystki. Jedną z nich jest 28-letnia Karolina R., która w 2015 r. została skazana w Düsseldorfie na trzy lata i dziewięć miesięcy pozbawienia wolności. Urodzona w Polsce Niemka wysyłała innym niemieckim ekstremistom przebywającym na terenach zajętych przez Państwo Islamskie kamery i pieniądze. Głównym odbiorcą był jej partner Farid S. z Bonn, byłej stolicy Niemiec, jednej z głównych wylęgarni nadreńskich salafitów. Radykalizacji uległ również jej brat Maksymilian. Karolina jest już na wolności i próbuje prowadzić normalne życie. Pozostałym dwóm kobietom postawiono zarzuty głównie w odpryskowych sprawach, np. porwania dziecka, ale nie za przynależność do organizacji terrorystycznej. Dotychczasowe orzeczenia Trybunału Federalnego w Karlsruhe nie pozostawiają w tej kwestii wątpliwości – współudział kobiet w terrorystycznym Państwie Islamskim jest naganny i podlegają one obserwacji kontrwywiadu (BfV), jednak ich działalność, sprowadzająca się przede wszystkim do troski o dom i dzieci, różni się od przestępstw popełnianych przez ich małżonków. – Osobom zajmującym się praniem, gotowaniem i rodzeniem dzieci trudno dowieść przynależności do Państwa Islamskiego, nie mówiąc o wystawieniu nakazu aresztowania. W wielu przypadkach te kobiety nigdy nie miały krwi na rękach – tłumaczy Jochen Müller, berliński orientalista oraz szef portalu ufuq.de, zajmującego się problemami społecznymi młodych wyznawców mahometanizmu. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że po miesiącach bierności sądów w tej sprawie oraz po fali medialnej krytyki ocena w sprawie karalności powracających konwertytek zmieniła się. W czerwcu niemieckie

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 36/2018

Kategorie: Świat