Ja, Falstaff

Ja, Falstaff

Opera jest w stanie polubić minimalizm użytych środków, ale nie znosi skąpstwa. To wciąż jeszcze bardzo droga sztuka Adam Kruszewski – Jak został pan operowym sir Johnem Falstaffem? – Zwyczajnie, zatelefonowano do mnie z radia, że we wrześniu 2007 r. odbędzie się koncert inaugurujący działalność Polskiej Orkiestry Radiowej pod nową dyrekcją. Otrzymałem nuty, podpisałem umowę i miałem całe wakacje na nauczenie się swojej partii. – Swojej partii? Przecież to jest arcytrudna rola w ostatniej operze Giuseppe Verdiego. Kto wpadł na pomysł, by to w Polsce nagrywać wyłącznie polskimi siłami? – Nie mam pojęcia. Jednak pomysł był bardzo intrygujący i stanowił atrakcyjne wyzwanie. Zgodziłem się bez wahania, zwłaszcza że Maestro Łukasz Borowicz złożył mi tę propozycję. Wiedziałem, że koncert w Studiu S-1 będzie rejestrowany dla radia w celu dokonania transmisji. Potem się okazało, że ten nagrany materiał wyjściowy jest wystarczająco dobry, aby wydać przy okazji płytę. Nie wiedziałem, że tak się stanie, ale to dla mnie tym większa satysfakcja. – A nie przypuszczał pan, że operę „Falstaff” Verdiego nagrano specjalnie dla pana? – Z myślą o mnie? Aż tak zarozumiały nie jestem. Traktowałem pracę nad operą jako kolejne ciekawe doświadczenie. W końcu dwie ostatnie opery Verdiego, „Otello” i „Falstaff”, stanowiące zwieńczenie twórczości wielkiego kompozytora, są niewiarygodnie trudne do nauczenia. Miałem już zaszczyt wystąpić jako Jago w „Otellu” w reżyserii Mariusza Trelińskiego pod dyrekcją Jacka Kaspszyka na deskach Teatru Wielkiego-Opery Narodowej i to doznanie było dla mnie bardzo cenne. A rola Falstaffa to jakby ukoronowanie kariery śpiewaka. – Na okładce płyty są tylko trzy nazwiska: Verdi/Kruszewski/Borowicz. Jest pan drugi w kolejności, zaraz za kompozytorem, ale przed dyrygentem. Czy to nie daje do myślenia? – Nie, choć czuję się szczególnie wyróżniony tym, że występuję w takim towarzystwie. Prototyp Zagłoby – W każdym razie kiedy się słucha płyty, zauważa się, iż stał się pan idealnym wykonawcą tej roli. A dodatkowo pańskie warunki zewnętrzne, uwidocznione na okładce albumu, też naturalnie kierują wyobraźnię odbiorcy w stronę postaci Falstaffa. Lubi pan wino, piwo? – Wszystko lubię. Zgadzam się też, że nie należę do najszczuplejszych, ale na okładkę płyty nie miałem najmniejszego wpływu. Zresztą wcale się nie przebierałem do roli Falstaffa, jak można by się domyślać. Na okładce jest fotomontaż, gdzie moją twarz udekorowano różnymi akcesoriami. Na koncercie w Studiu S-1 występowaliśmy wszyscy w zwykłych strojach koncertowych. Trzeba wreszcie podkreślić, że choć zmierzyłem się z tą rolą podczas wykonania radiowego, do czego wszyscy przygotowywaliśmy się bardzo rzetelnie, jest to dopiero początek drogi, bo przecież postać w operze kreuje się nie tylko wokalnie, muzycznie, lecz także aktorsko, scenicznie. Do takiego wykonania trzeba się bardzo dobrze przygotować, i tylko taka pełnokrwista sylwetka Falstaffa może być zwieńczeniem kariery śpiewaka, który dysponuje głosem barytonowym. – Nagranie budzi wielki szacunek także z tego powodu, że Falstaff Verdiego, został nagrany bardzo precyzyjnie muzycznie i tekstowo w języku włoskim, a nie było wśród wykonawców ani jednego Włocha. – Za precyzję wykonania trzeba złożyć podziękowania na ręce Maestro Łukasza Borowicza oraz koleżanek i kolegów współwykonawców. Próby były prowadzone bardzo rzetelnie, w czym ogromny udział miała pianistka Anna Marchwińska, a także Piotr Kamiński przybyły z Paryża, który bardzo zwracał uwagę na kwestie językowe, poprawiał wszystkie błędy, wsłuchiwał się uważnie, doradzał, sugerował, w jaki sposób przy nagraniu studyjnym, radiowym uzyskać wrażenie teatralności, właśnie poprzez doskonałe wypowiadanie wszystkich słów i odpowiednie ich akcentowanie. Wiadomo przecież, że Giuseppe Verdi napisał tę operę wyłącznie dla śpiewaków pochodzenia włoskiego, librecista Arrigo Boito zaś, adaptując komedię Szekspira, używał współczesnej mu włoszczyzny teatralnej najwyższej próby, a nie języka stosowanego tradycyjnie w operach. Sztuki Szekspira mają mnóstwo dialogów i monologów i ta ogromna ilość tekstu, który trzeba wypowiedzieć, znalazła się także do pewnego stopnia w operze. W każdym razie po raz pierwszy spotkałem się z tak wyrafinowanym, opartym w dużej mierze na słowie teatrze muzycznym, do którego Verdi w swojej twórczości stopniowo się zbliżał i osiągnął w swych ostatnich dziełach to, co udało się w epoce romantyzmu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 36/2008

Kategorie: Kultura