Ja, narcyz

Ja, narcyz

Radosław Sikorski podporządkował politykę zagraniczną swoim osobistym ambicjom Klęska Radosława Sikorskiego podczas szczytu NATO była żałosna i groteskowa. Żałosna – bo w ostatnim stadium walki o fotel sekretarza generalnego NATO nikt nawet jednym słowem o nim się nie zająknął. Nawet polski prezydent i polski premier. Sikorskiego popierał tylko jeden człowiek – Sikorski. Groteskowa – bo zaraz po wyborze Andersa Fogha Rasmussena rozgorzała kolejna polska wojna na górze. Premier i prezydent znów zaczęli się okładać, wypominać, kto pierwszy „zdradził” i odpuścił Sikorskiego, ujawniać poufne notatki. W świat poszedł kolejny sygnał – Polska jest nieodpowiedzialna, Polska nie ma polityki zagranicznej, ma w to miejsce dwóch czyhających na siebie facetów. Czy tak musiało się stać? Oczywiście – nie musiało. Co więcej – Polska ośmieszyła się na własne życzenie. A w zasadzie na życzenie min. Sikorskiego, który wciągnął swój kraj w swoją prywatną eskapadę. Już w styczniu nie miał szans W numerze „Przeglądu”, który ukazał się w kioskach 26 stycznia br., Attaché, nasz MSZ-etowski „korespondent”, pisał, że „karty w grze o sekretarza generalnego (NATO) są już dawno rozdane”. I że „pierwszy w kolejce jest premier Danii Anders Rasmussen. To numer 1. A jeżeliby zrezygnował, to numerem dwa jest przedstawiciel Kanady” (w tym czasie mówiono o dwóch kandydatach z tego kraju). Dodajmy, że te wszystkie prognozy to nie była zgadywanka. Wcześniej, gdy Sikorski zaczął starania o schedę po Jaapie de Hoopie Schefferze, utworzył w MSZ nieformalną komórkę, która miała kierować batalią o Brukselę. Jej liderem został Jerzy Maria Nowak, były ambasador RP przy NATO, formalny emeryt. Nowak otrzymał w MSZ gabinet, sekretarkę i oficjalny „przydział” – miał pracować nad opracowaniem nowej strategii bezpieczeństwa, nad strategią dla NATO. Jednocześnie nadzorował starania Sikorskiego; jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, to z jego gabinetu wychodziły instrukcje do naszych ambasad, by sondować szanse Sikorskiego. Ambasadorowie polecenie wykonali. Systematycznie, podczas zimy, spływały do centrali MSZ szyfrówki relacjonujące poufne rozmowy. I już w styczniu, gdy spłynęły informacje z najważniejszych placówek, wiadomo było, że Sikorski w grze o stanowisko sekretarza generalnego NATO jest przegrany. Że stoi na straconej pozycji, i to przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze, to nie jest ten numer kapelusza. Ten wątek w Polsce jest pomijany, tymczasem miał on bardzo istotne znaczenie. W świecie zachodnim tylko największe państwa, a w zasadzie tylko Stany Zjednoczone mogą przepchnąć na jakieś stanowisko drugoligowca. W tych wszystkich wyborach decyduje na pierwszym miejscu jakość kandydata. Tymczasem w tej kategorii polski minister wyraźnie odstawał od konkurentów. Bo to słaby kandydat był W krajach zachodnich taką metodą jest analiza CV. W tej konkurencji Sikorski wypada przeciętnie, ma niewiele okresów, w których odgrywał rolę decydenta, co w języku angielskim nazywa się executive positions. Co prawda może pisać w CV: były wiceminister obrony, były wiceminister spraw zagranicznych, były minister obrony, ale już poskrobanie tego wszystkiego pokazuje inny obraz. Pierwsze z tych stanowisk zajmował przez pół roku (przyszedł na nie prosto z funkcji doradcy Ruperta Murdocha ds. inwestycji w Polsce i równocześnie korespondenta „The Daily Telegraph” w Polsce). To było w czasach Jana Olszewskiego i Jana Parysa, co nie jest najlepszą wizytówką na Zachodzie. Potem był związany z prawicowymi think tankami w USA, co również nie jest zbyt dobrą wizytówką w oczach liberalnych Europejczyków. Potem, w czasach koalicji AWS-UW, był wiceministrem spraw zagranicznych, ale pełnił w tym ministerstwie funkcję drugorzędną, zajmował się sprawami promocji kultury polskiej i sprawami konsularnymi, Bronisław Geremek, ówczesny szef MSZ, nie dopuszczał go do istotnych spraw. Potem, gdy Włodzimierz Cimoszewicz zablokował jego wyjazd na stanowisko ambasadora w Królestwie Belgów, znów widzieliśmy go w kręgach amerykańskiej prawicy. Na stanowisku rządowym Sikorski pojawił się jesienią 2005 r., jako szef MON. Ale kierował tym ministerstwem nieco ponad rok, do lutego 2007 r. Łączny staż wykonawczy Sikorskiego na stanowiskach w polskim rządzie to około siedmiu lat. Z tego większość w charakterze paprotki, bo jego pierwsze dwa ministerialne epizody miały w większym stopniu związek z brytyjskim wykształceniem i pobytem w Afganistanie niż rzeczywistymi umiejętnościami. To wszystko nie mogło ujść uwagi zachodnich analityków. I choćby już z tego powodu był

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 15/2009, 2009

Kategorie: Kraj