Jak prawosławny z katolikiem

Jak prawosławny z katolikiem

„Mieszane” pary często zawierają ślub w cerkwi, bo pop w przeciwieństwie do księdza nie wymaga pisemnego zobowiązania do „wychowania potomstwa w duchu katolickim” Jak prawosławny z katolikiem – Nie zaczynałem rozmów w urzędach od: „Jestem księdzem i domagam się…”, lecz raczej z pozycji pokory i… spotykałem urzędników nieżyczliwych. Ale także takich, którzy mówili: „Pomożemy księdzu jako kapłanowi Kościoła mniejszościowego”. Zdarzało się też, że zza biurka padało wyznanie: „Moja babcia była prawosławna” – tak wspomina swe pierwsze kroki na zamojskiej parafii prawosławny kapłan, Witold Charkiewicz. Ma 34 lata, skończone studia teologiczne i praktyczne doświadczenie w sprawach budowlanych: od 1999 r. zdążył postawić niewielką cerkiew, dom, w którym mieszka z żoną i synkiem, ma kancelarię parafialną i biuro wynajmowane prywatnej firmie na koszty utrzymania parafii. Chodzimy po półhektarowym cmentarzyku przy dawnej ulicy Lenina, teraz Wyszyńskiego. Tyle zostało z czterech hektarów prawosławnego cmentarza, na którym miasto postawiło wieżowce, a ludzie założyli dzikie wysypisko śmieci. Kilkadziesiąt cudem ocalałych przepięknych nagrobków, wydobytych spod ziemi i gruzu, ksiądz Witold ustawił pod cerkwią na pamiątkę, że prawosławni są tu od XVI w. – Ale miejsce na cmentarzu znajdzie się dla każdego – uśmiecha się, wskazując trzy umocowane na drewnianych słupach tablice oddzielające poszczególne kwatery: prawosławną, katolicką i polskokatolicką. – To ekumenizm dnia ostatniego. Nowa dzielnica Zamościa nie ma cmentarza i znaleźliśmy takie właśnie rozwiązanie. Na cmentarzu prawosławnym w Częstochowie chowają również żydów i niewierzących, a stary, piękny cmentarz prawosławny na warszawskiej Woli stał się wspólnym miejscem ostatniego spoczynku dla katolików i prawosławnych. W kolorowej cerkiewce z widoczną z daleka charakterystyczną kopułą, zbudowanej głównie dzięki kolektom wśród prawosławnych na Białostocczyźnie, brakuje jeszcze ikonostasu i dzwonów, ale ksiądz Charkiewicz jest pełen entuzjazmu: – Po raz pierwszy od przeszło 60 lat, odkąd 19 lipca 1938 r. spalono tutejszą cerkiew i dziesiątki innych, wierni mają znowu własny kościół. Dobrze mówi o poprzedniku obecnego metropolity lubelskiego, abp. Bolesławie Pylaku, który udostępnił prawosławnym rzymskokatolicką świątynię św. Katarzyny w Zamościu, i księdzu Zdzisławie Ciżmińskim, który gościł młodego prawosławnego proboszcza na swojej plebani, gdy ten szukał mieszkania w blokach. – Rozumieliśmy się jak katolik z prawosławnym, a może to była zawodowa solidarność – śmieje się ksiądz Witold. W specjalnym albumie zrekonstruował historię prawosławia na Zamojszczyźnie. Rok 1589 – kupcy greccy przybyli do grodu Zamoyskich z Konstantynopola otrzymują pozwolenie od Jana Zamoyskiego i budują tu drewnianą cerkiew. W 1631 r. zastępuje ją okazała murowana świątynia. W 1706 r., 110 lat po unii brzeskiej, gorliwa katoliczka Anna Zamoyska z Glińskich oddaje ją unitom, bazylianom, których sprowadziła. Władze carskie odbierają kościół unitom w 1875 r. i oddają prawosławnym, w 1915 r. Austriacy przekazują ja katolikom, a w 1941 wraca do prawosławnych. Od 1945 znów jest w rękach katolików, oo. redemptorystów. Dziś z prawosławnych, którzy przed I wojną światową stanowili w guberniach zamojskiej, siedleckiej i lubelskiej blisko 40% ludności, pozostało niewielu wyznawców. Najwięcej – to gorzki żart – jest w zakładzie karnym w Zamościu, gdzie trafiają często nielegalni imigranci z Ukrainy i gdzie ksiądz Witold sprawuje obowiązki kapelana więziennego. Początkowo do nowej cerkwi pw. Mikołaja Cudotwórcy przychodziło na msze po kilkanaście starych kobiet, teraz bywa i z 70 osób. – Lata całe nie było ani księdza, ani kościoła, a modlić się gdzieś trzeba, to chodziliśmy do katolickiego – mówi pani Irena, której córka i wnuczek są już katolikami. Wnuk „z ciekawości” przychodził czasem z babcią na prawosławne nabożeństwa. Aż znalazł prawosławną narzeczoną, z Ukrainy. – Jest wiele małżeństw mieszanych i granica między tym, co prawosławne, a tym, co katolickie, przebiega w tych stronach przez środek łóżka – konkluduje pani Irena. Z doświadczeń prawosławnych proboszczów na tych ziemiach wiadomo, że „mieszane” pary często wybierają ślub w cerkwi tylko dlatego, że nie wymaga się tam pisemnego zobowiązania do „wychowania potomstwa w duchu katolickim”, co jest zresztą główną przeszkodą w rozmowach między Kościołami prawosławnym i katolickim w sprawie wzajemnego uznawania ważności sakramentu małżeństwa. Kwestia wzajemnego uznawania sakramentu chrztu została rozstrzygnięta pozytywnie. Na niedzielnym nabożeństwie w Chełmie, gdzie przed wojną było więcej prawosławnych niż katolików

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 02/2003, 2003

Kategorie: Reportaż