Jak prezydent z papieżem

Otoczenie Jana Pawła II zaakceptowało fakt, że nie tylko katolik może być przywódcą Polaków Jak daleka jest droga z Warszawy do Watykanu? Obserwatorzy kolejnych spotkań Aleksandra Kwaśniewskiego z papieżem gotowi są twierdzić, że – niezależnie od stałej odległości mierzonej kilometrami – bez wątpienia jest coraz krótsza. Psychologia, a nie geografia, sprawiły, że po ośmiu osobistych spotkaniach polskiego prezydenta z Janem Pawłem II nawet długie watykańskie korytarze, prowadzące do położonej na drugim piętrze Biblioteki Papieskiej, utraciły swoją, tremującą trochę nowicjusza za Spiżową Bramą, surowość. Otoczony barwnym orszakiem papieskich Szwajcarów Aleksander Kwaśniewski uśmiechał się tym razem, idąc na spotkanie z papieżem. Weterani dziennikarskich obsług dostrzegli to od razu i zaraz skomentowali: “Kiedyś w spotkaniach prezydenta z Wojtyłą było o wiele więcej napięcia”. Nie chodzi tylko o subtelność psychologicznych zachowań. Od momentu inauguracji prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego politycy i dziennikarze zastanawiali się, jak ułożą się stosunki pomiędzy wywodzącym się z lewicy politykiem-ateistą a papieżem, który (choć postępowy w sprawach społecznych) w kwestiach wiary i wynikających z niej przykazań etycznych jest postacią konserwatywną i rzadko skłonną do kompromisu. Prasa włoska, na ogół dobrze zorientowana w nastrojach panujących w Watykanie, pisała, że zwycięstwo Kwaśniewskiego nad Lechem Wałęsą to w istocie porażka Kościoła. Od razu też zauważono, że w przeciwieństwie do historycznego przywódcy Solidarności, a także kolejnych premierów, rozpoczynających swoje zagraniczne podróże od (obowiązkowej) pielgrzymki do Rzymu, prezydent wywodzący się z SLD nie spieszył się z przyjazdem do Watykanu. Dziś można powiedzieć, że obie strony potrzebowały czasu, by przyzwyczaić się do świadomości, że – z jednej strony – nie tylko katolik może być przywódcą Polaków, z drugiej zaś – że bez Kościoła i osobiście papieża wielu spraw w Polsce nie da się racjonalnie i z pożytkiem dla Polaków przeprowadzić. W Sali Klementyńskiej, gdzie wąski pool dziennikarzy i część papieskiego orszaku czekali na zakończenie prowadzonej w cztery oczy rozmowy Aleksandra Kwaśniewskiego z Janem Pawłem II, temat ten zyskał zaskakującą, można powiedzieć, ilustrację. Jeden z nestorów prasy watykańskiej, komentując słowa polskiego prezydenta wypowiedziane podczas powitania z papieżem (“Przywożę najserdeczniejsze pozdrowienia z Polski”) i ciepły uśmiech Jana Pawła II w odpowiedzi, przypomniał, że trzy lata wcześniej, podczas pierwszego spotkania prezydenta z Karolem Wojtyłą atmosfera była całkowicie odmienna. Stojący na progu Biblioteki papież, jak relacjonowały to włoskie dzienniki, miał wzrok wbity w podłogę, a Aleksander Kwaśniewski wyglądał na zakłopotanego i zdenerwowanego, niczym przed egzaminem. Suche “proszę bardzo” papieża, oznaczające zaproszenie do środka, tzw. watykanolodzy zinterpretowali jako “wyjątkowo chłodne”. “I Wojtyła, i Kwaśniewski zachowywali się wówczas tak, jakby podejrzewali jeden drugiego o niezbyt czyste zamiary – opowiadał mój obecny rozmówca. – Patrząc na nich dzisiaj, widać, że mają do siebie zaufanie i wiele sympatii. Przypominają się w tym miejscu opowieści wybitnych działaczy solidarnościowej opozycji, np. Adama Michnika, i równocześnie liderów PZPR, gen. Jaruzelskiego i wielu innych, że zanim doszło do rozmów przy Okrągłym Stole w – nomen omen – dzisiejszym Pałacu Prezydenckim każda ze stron traktowała drugą jako przysłowiowe wcielenie diabła. Trzeba było wzajemnych kontaktów, wspólnej pracy, by zrozumieć, że każdy ma dobre intencje”. To niezmiernie ważna refleksja. Odwołując się do wspomnienia pobytu Aleksandra Kwaśniewskiego za Spiżową Bramą w kwietniu 1997 roku, trzeba też bowiem dodać, że – jak relacjonowała to wówczas prasa – zakończenie audiencji w Bibliotece wyglądało już znacznie mniej formalnie i sztywno. Kiedy otworzyły się drzwi do Sali Małego Tronu, papież już się uśmiechał, a polski prezydent odzyskał normalną elokwencję. Od razu widać było, że Aleksander Kwaśniewski zyskał wtedy u Jana Pawła II wstępny kredyt zaufania. W Watykanie roku 2000, w czasie Wielkiego Jubileuszu, dostrzec można było, że tamten kredyt zdążył zamienić się w ciągu trzech lat w głębokie przeświadczenie, że z obecnym polskim prezydentem warto rozmawiać i dogadywać się w polskich sprawach. Z sali, gdzie papież oglądał przywiezione dla niego z Polski prezenty, dobiegał gwar ożywionych rozmów. Słychać było dowcipne uwagi, żartobliwe komentarze papieża. “Atmosfera jak w polskim domu”, próbował komentować to jeden z tzw. szambelanów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2000, 2000

Kategorie: Wydarzenia