Jak wygrać z Unią?

Jak wygrać z Unią?

Hiszpania i Portugalia trzymają się do dziś podstawowej zasady: spory między rządem i opozycją nie mogą rzutować na stosunki z Brukselą „Kontakty z Unią Europejską to zbyt poważna sprawa, aby zostawiać ją wyłącznie rządowi”, twierdzą hiszpańscy działacze lokalni. Nie tylko wszystkie z 17 hiszpańskich regionów i prowincji autonomicznych utrzymują w Brukseli własne przedstawicielstwa dbające o ich interesy, ale od kilku lat również coraz więcej hiszpańskich miast i gmin wysyła na stałe lub tylko w delegację do władz Unii Europejskiej własnych ekspertów, aby pilotowali lokalne projekty, o których sfinansowanie wystąpili do Brukseli. Hiszpanie i Portugalczycy naśladują w tym Włochów – o nich mówi się pół żartem, pół serio, że wysłali do Brukseli wszystkich najbardziej cwanych neapolitańskich adwokatów, aby na miejscu pilnowali włoskich interesów. Hiszpanie zasłynęli w Unii Europejskiej jako skuteczni, dobrze przygotowani negocjatorzy, a renoma ta po akcesji utorowała im drogę do kluczowych stanowisk w Brukseli. Sposoby na Brukselę Manuel Marin, główny hiszpański negocjator trwających prawie sześć i pół roku rokowań akcesyjnych, zakończonych przystąpieniem Hiszpanii 1 stycznia 1986 r. do Wspólnoty, zdradził jakiś czas temu hiszpańskie metody forsowania oporu brukselskich urzędników. – Stosowaliśmy konsekwentnie trzy zasady – mówi ówczesny hiszpański sekretarz stanu ds. Wspólnoty Europejskiej. – Po pierwsze, prowadziliśmy negocjacje „na sposób arabski”, co oznacza, iż staraliśmy się sprawiać wrażenie, że w ogóle nam się nie spieszy i gotowi jesteśmy rozmawiać w nieskończoność. – Po drugie – wspomina Marin – stworzyliśmy zespół złożony z siedmiu bardzo kompetentnych dyrektorów generalnych prowadzących negocjacje na zasadzie sztafety. Rano na sali obrad zaczynało rozmowy dwóch lub trzech, od których po paru godzinach – gdy nasi partnerzy byli już trochę znużeni – przejmowali pałeczkę następni, świeży i wypoczęci. Jeśli trzeba było nadal rozmawiać, po południu wracała poranna „zmiana”. Tymczasem strona brukselska nie miała aż tylu urzędników wprowadzonych w temat. Najważniejsza bodaj była jednak trzecia zasada przyjętej przez Hiszpanów taktyki: starać się zaczynać nowy rozdział od dyskusji nad stanowiskiem Brukseli, jakby zakładając, że hiszpańskie jest tak jasne i logiczne, iż dyskusji nie wymaga. Sukces rokowań nie byłby jednak możliwy, gdyby nie to, że zarówno Hiszpanie, jak i Portugalczycy trzymają się do dziś jednej podstawowej zasady: spory między rządem i opozycją nie mogą rzutować na rozmowy i stosunki z Brukselą. W hiszpańskich Kortezach niezmiennie od czasu, gdy przez 13 lat rządzili socjaliści, przewodniczącym Komisji ds. Unii Europejskiej jest zawsze dla zapewnienia konsensusu przedstawiciel opozycji. Za rządów centroprawicowego premiera Jose Marii Aznara jest nim były socjalistyczny minister, Katalończyk Josep Borrell. – Maleńka, 10-milionowa Portugalia – przyznaje były prezydent kraju, socjalista Mario Soares – musiała oczywiście przyjąć w rokowaniach akcesyjnych w Brukseli taktykę znacznie bardziej elastyczną niż pięciokrotnie większa Hiszpania. – Świetnie przygotowani do rokowań, niewysocy, uśmiechnięci Portugalczycy przystępowali do rozmów, mając w małym palcu wszystkie zawiłości unijnego ustawodawstwa i negocjacji: ich dyplomaci nigdy nie dopuszczali do sytuacji kryzysowych przy stole rokowań – chyli czoła przed kolegami były ambasador w Lizbonie, Roman Czyżycki. To właśnie Portugalczycy zaproponowali podzielenie negocjacji akcesyjnych na bloki z pozostawieniem na koniec najtrudniejszych tematów, co pozwoliło przełamać impas w rokowaniach. Z tej metody korzystają dzisiaj Polska i inne kraje starające się o przyjęcie do UE. Rolnicy nie dali się zaskoczyć Najtrudniejsze były rozmowy dotyczące rolnictwa. Rolnicy w 1984 r. stanowili ponad 23,5% ludności Portugalii (w Hiszpanii – 17,3%). Mimo całej zręczności Portugalczycy nie osiągnęli w tym rozdziale negocjacji tego, co chcieli. Jeszcze gorzej poszło Hiszpanom. Hiszpańskiemu rolnictwu narzucono 17-letni okres przejściowy, a rybołówstwu – 15-letni. Hiszpanie musieli zredukować swoje tradycyjne uprawy: oliwki, zboża oraz zmniejszyć produkcję win z regionu Rioja, których konkurencji najbardziej obawiali się Francuzi i Włosi. Prasa hiszpańska pisała wtedy gorzko o „upokorzeniu Hiszpanii” w Brukseli. Twarde warunki podyktowane przez Brukselę nie zaskoczyły jednak hiszpańskich rolników. Mój dobry znajomy Carlos, przewidujący właściciel wielkiej plantacji oliwek koło Caceres w regionie Extremadury, zrobił na narzuconej przez Brukselę redukcji liczby drzew oliwnych w Hiszpanii interes swego życia, sadząc

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2002, 45/2002

Kategorie: Świat