70% pacjentów w klinice Stresu to kobiety Aleksander Perski – psychoterapeuta, założyciel pierwszej w Szwecji Kliniki Stresu. Stała się ona centrum badań, diagnostyki, leczenia i rehabilitacji chorób spowodowanych stresem. Książka Aleksandra Perskiego „Poradnik na czas przełomu” wyszła właśnie nakładem Wydawnictwa Jacek Santorski & Co. – Pytanie, jak sobie radzić ze stresem, pojawiło się stosunkowo niedawno. Czy wcześniej nie było takiego zjawiska, czy po prostu nie mówiono o stresie? – Nie było słów na to zjawisko. Od niedawna mówi się, że stres to całkiem poważna grupa chorobowa, w świecie zachodnim coraz liczniejsza. Poza tym rzeczywiście jesteśmy teraz w okresie „dobrym dla stresu”. Kiedy życie jest stabilne, stres jest problemem jednostkowym. Kiedy następują zmiany społeczne, pojawiają się na skalę społeczną choroby stresowe związane z zakłóceniami w adaptacji. Część z nas w sytuacji zmian nie daje sobie rady. Europa przechodzi teraz wielkie zmiany – sposobu życia, produkowania, dostarczania i odbierania informacji. Do tego w różnych krajach dochodzą duże zmiany lokalne, szczególnie na wschodzie kontynentu. Zresztą także na zachodzie, z powodu integracji Europy, globalizacji. Dziesięć lat po takich społecznych wydarzeniach pojawiają się ich „owoce”. – Czy to znaczy, że zanim człowiek się załamie, przez dziesięć lat walczy? – Właśnie. Na początku, kiedy pojawia się nowa sytuacja, organizm jest w stanie mobilizacji. Pozwala ona przenosić góry. Taki stan tolerujemy bardzo dobrze, jeśli jest krótkotrwały. Jeśli po stadium mobilizacji nie możemy powrócić do dawnego stanu uznawanego przez nas za normalny, zaczynają się problemy zdrowotne. Stres dziś uważa się za efekt braku równowagi pomiędzy tym, czego życie od nas wymaga, a możliwościami, zasobami, jakimi dysponujemy. – Podobno coraz częściej w Europie pojawiają się przypadki śmierci ze stresu – karoshi, znane dotąd jedynie w Japonii. – Nie wydaje mi się, że to narastające zjawisko. Spotkałem się z kilkoma przypadkami. Nasz organizm na ogół jest bardzo dobrze chroniony przed takimi katastrofami. Nie dysponujemy żadnymi statystykami na ten temat, część śmiertelnych wypadków została także na pewno inaczej zdiagnozowana. Nie sądzę jednak, że powinniśmy się spodziewać epidemii karoshi, ale na pewno epidemii chorób związanych ze stresem. Inne choroby zostały już przez medycynę w miarę dobrze opanowane, potrafimy sobie z nimi dawać radę. Psychosomatyka, czyli zagadnienie, w jaki sposób umysł, psychika i sposób życia wpływają na nasze ciało, zawsze była jednym z najtrudniejszych zagadnień medycyny. Tymczasem obecnie te zjawiska stały się głównym problemem chorobowym na Zachodzie. To tragedia, bo wielu lekarzy nie wie, jak sobie z tym radzić. Kliniki stresu to novum, zwykle leczy się go u psychiatry lub w zwykłym szpitalu. – Ale stres skutecznie leczy się także farmakologicznie, czyli medycyną tradycyjną. – Jestem częściowo za tym, by stosować leczenie farmakologiczne. Sytuacje tzw. zapaści stresowej są bardzo groźne. Można żyć bez odpowiedniej dawki snu przez kilka miesięcy, ale gdy nastąpi kumulacja problemu, trzeba natychmiast coś zrobić. Jestem zwolennikiem łączenia metod. Często polecam pacjentom leki antydepresyjne, zwiększające wydzielanie serotoniny, czyli hormonu szczęścia. Jeśli człowiek jest wycieńczony, lepiej mu dodać nieco siły, aby przerwać beznadziejny stan. Ale to nie może być jedyny środek leczniczy, potrzebna jest wówczas także psychoterapia. – Polscy pracusie coraz częściej kierują się w stronę buddyzmu, medytacji, wschodnich technik relaksacji… Czy to błędna droga, skoro to stamtąd dotarło do nas karoshi? – Zanim człowiek zwróci się ku medytacji, polecałbym porządnie się wyspać, i to nie raz w tygodniu, a także jeść i w ogóle żyć regularnie. Myśli pani, że to prymitywne porady? Społeczeństwa coraz rzadziej się stosują do tych prostych zasad. Duża grupa na przykład systematycznie skraca swój sen. Szczególnie kobiety są w tym względzie bardzo „dzielne”. – Przez długi czas uważano, że bardziej podatni na stres są mężczyźni. Potem okazało się, że kobiety o porównywalnej aktywności zawodowej mają podobne problemy ze stresem. Pana badania zdają się świadczyć o jeszcze czymś innym. – Przeprowadziliśmy badanie na szefach Volvo w Göteborgu, mierząc im poziom adrenaliny.









