Prof. Daniel Boćkowski, historyk, współczesny świat islamski, Instytut Historii im. Tadeusza Manteuffla PAN Na pewno nie będzie to ten sam świat. To dobrze i źle zarazem. Nie wiem, w którą stronę podąży. Tym, co rzuca się w oczy we wszystkich protestach, jest całkowity brak jakichkolwiek akcentów religijnych. To aż dziwi, ale nie ma tam żadnych sztandarów z imieniem proroka. Nawet złość przeciwko Zachodowi jest inna. Skutkiem buntu będą narodziny społeczeństwa obywatelskiego, na razie nie ma możliwości powrotu do dyktatur. Wraz z tą zmianą nastąpi upodmiotowienie tych krajów na arenie międzynarodowej i to będzie największy ból USA i Europy, przyzwyczajonych niestety, że dyktatorzy zapewniali stabilny i łatwy do rozmów ośrodek władzy. Pytanie tylko, czy nowa władza będzie w stanie rozwiązać te najbardziej przyziemne powody, dla których ludzie się zbuntowali – czyli biedę, bezrobocie i zacofanie. Dr Zbigniew Landowski, historia świata arabskiego, UW W Libii jest rewolucja ludowa. Nie można mówić o państwie narodowym, bo tam nie ma jeszcze narodu. Nie ma też zorganizowanej opozycji, wszelkie ruchy są niekontrolowane. I amorficzne, a więc najgroźniejsze, nawet dla Europy (i świata). Powinna ona dążyć do tego, by Kaddafi namaścił syna, który zacznie reformy, ale w Unii Europejskiej jest taki sam bałagan jak w Polsce, a w Libii nie można zastosować żadnych demokratycznych półśrodków. Długo będzie się kotłowało, a to sprzyja wyłącznie fundamentalistom islamskim i Izraelowi. Prof. Stanisław Zapaśnik, antropologia kulturowa, UW Jeszcze nie wiemy, jakie cele stawiają sobie generałowie z Najwyższej Rady Wojskowej rządzącej w Egipcie. Wszak robili oni kariery i zbijali fortuny za rządów Mubaraka. Natomiast – jak można było się dowiedzieć z materiałów WikiLeaks, stojący na czele rady marszałek Mohamed Tantawi był w przeszłości przeciwnikiem reform w Egipcie. Nie zakończyły się protesty w Jemenie, Bahrajnie i Libii. Ale nie ma pewności, czy doprowadzą do obalenia rządzących tam reżimów. Gdyby jednak tak się stało, USA, które utrzymywały autorytarne reżimy w Jemenie i Bahrajnie, stracą najważniejszych sojuszników na Bliskim Wschodzie. Dzisiaj można z pewnością twierdzić tylko, że upadek Mubaraka opóźni atak Izraela na Iran. Dr hab. Adam Bieniek, arabistyka, UJ Tzw. arabska Wiosna Ludów – a niedługo może również irańska – wyrosła na gruncie podwyżek cen żywności. Punktem zwrotnym stał się sukces protestujących w Egipcie, największym i politycznie najważniejszym kraju arabskim. Z buntu głodowego wystąpienia przerodziły się w rzeczywistą rewolucję, a postulaty społeczno-polityczne radykalizują się. Jak się wydaje, opozycję złożoną głównie z muzułmańskich aktywistów (nie tylko fundamentalistów) skala zmian zaskoczyła w równym stopniu jak resztę świata. Teraz jednak islamiści wykorzystują sytuację i umiejętnie włączają się w główny nurt wydarzeń. Najczęściej stanowią jedyną oprócz armii zorganizowaną siłę polityczną zdatną do przejęcia władzy. Kwestią czasu pozostaje wielki wybuch niezadowolenia społecznego w Algierii i Iranie. Jesteśmy świadkami wystąpień w Jemenie, Bahrajnie, Sudanie, Jordanii i Maroku. Zachód przygląda się temu z niepokojem pomieszanym z poczuciem winy. Wygodnie było przymykać oczy na istnienie autorytarnych reżimów, kupując w ten sposób „stabilizację” w regionie. W arabskich domach też stoją telewizory i ludzie widzą, jaką pomoc otrzymali doprowadzeni kataklizmem do skrajnej nędzy Haitańczycy, a ile żyjąca ponad stan Grecja. Decyzja należy do Brukseli i Waszyngtonu. Dr Marta Widy-Behiesse, kulturoznawstwo, orientalistyka, UW Rewolucja tunezyjska, a w konsekwencji żądania wolnościowe w niemal wszystkich krajach regionu doprowadziły do powstania nowego panarabizmu – tendencji obecnej już w świecie arabskim w latach 60. XX w. Tym razem jednak Arabowie jednoczą się w walce o podstawowe wolności obywatelskie. Zmienia się mentalność społeczeństw regionu, wzrasta świadomość obywatelska, a wydarzenia, których jesteśmy świadkami, dobitnie pokazują światu, że Arabowie są spragnieni demokracji. Nie tylko sukces manifestantów w Tunezji i Egipcie, lecz także daleko posunięte ustępstwa na rzecz liberalizacji systemów państwowych Jemenu, Jordanii, Bahrajnu i innych dowodzą, że epoka represyjnych dyktatur się kończy. Zmienia się też postrzeganie społeczeństw arabskich na Zachodzie, nie można już traktować Arabów jak niedorosłych do demokracji i niegodnych doświadczania takich luksusów jak podstawowe wolności. Dr Marcin Grodzki, kultura świata arabskiego, UW Z jednej strony, cieszy, że mieszkańcy świata arabskiego zebrali się,
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz