W telewizji brak nam konferencji prasowych ministra Ziobry. Wprawdzie wszystkie media, w tym oczywiście telewizja, nieustannie zajmują się aktualnym ministrem sprawiedliwości, coraz to odkrywając, kogo to jeszcze bronił, gdy był adwokatem, w jakiej sprawie pisał opinię, a na jaki temat artykuł. Wszystko to obraca się przeciw ministrowi. Sformułowano nawet tezę, że ostatecznie adwokat może być czasem ministrem sprawiedliwości, ale nie każdy. Nie może być mianowicie taki, który bronił w głośnych sprawach. Ponieważ zwykle w sprawach poważnych, a te bywają głośne, bronią poważni adwokaci, wychodzi na to, że ministrem sprawiedliwości może zostać tylko marny adwokat, który bronił co najwyżej drobnych złodziejaszków przed sądem grodzkim. Minister Ćwiąkalski, skądinąd profesor prawa, marnym adwokatem nie był i dlatego wciąż musi teraz bronić się sam, i wciąż tłumaczyć gawiedzi, do czego służy adwokat. A że robi to z dużą godnością, spokojem i dydaktyczno-profesorskim zacięciem, pożytek z tego może być taki, że gawiedź naprawdę zrozumie, do czego to w końcu adwokat służy i na czym polega jego praca. Tak to cała nagonka na Ćwiąkalskiego przynajmniej ten pozytywny będzie miała skutek, że odrobinę podniesie się kultura prawna, w Polsce tradycyjnie bardzo niska. Polska specyfika jest taka, że ministra Ćwiąkalskiego bronią głównie posłowie opozycyjnego LiD, milczą za to lub robią to niemrawo jego koledzy z rządzącej koalicji. Być może da się to tłumaczyć tym, że lewica zawsze broniła słabych, krzywdzonych i wykluczonych, liberałowie zaś z zasady mówili: radź sobie człowieku sam. Nie wiem jednak, czy to tłumaczenie byłoby dla ministra Ćwiąkalskiego satysfakcjonujące. Trzeba jednak przyznać, że zgodnie z liberalnymi zasadami nieźle radzi sobie sam. Brak Ziobry w mediach rekompensuje posłanka Beata Kempa. Była wiceminister, czyli takie byłe wice-Ziobro. Nieobecność w mediach byłego szefa pozwoliła jej wyjść z cienia. Kto jeszcze do niedawna wiedział, że w ogóle jest taka wiceminister sprawiedliwości? Niektórzy zapewne łudzili się, że na wiceministrze Kryżem się kończy. Gdzie tam. Była jeszcze Kempa. W odwodzie. Teraz ruszyła. Słychać ją i widać. Na mównicy sejmowej i w mediach. Nie przepuszcza Ćwiąkalskiemu, to zrozumiałe. Mało tego, buduje jeszcze i głosi ciekawe teorie suicydologiczne. Doszła mianowicie na drodze rozumowej do wniosku, że samobójstwa popełniają tylko ludzie, którzy mają coś na sumieniu. Teoria to o przełomowym znaczeniu. W świetle tej teorii inaczej trzeba spojrzeć na nasze dzieje. Co miała na sumieniu Wanda, kiedy skoczyła do Wisły? Może jakieś malwersacje miał na sumieniu Wołodyjowski (np. udział w niewykrytej jeszcze aferze prochowej), że wysadził się w Kamieńcu, zapewne miał też jakiś podejrzany układ z Ketlingiem. Sądziłem dotąd, że czasem można popełnić samobójstwo, wyżej ceniąc godność niż życie. Posłanka Kempa o takich przypadkach nie słyszała. Dziwne rzeczy dzieją się też w gazetach. Niektóre dzienniki (i dziennikarze), deklarując cały czas swą bezstronność, wyraźnie tej jesieni zmieniły orientację polityczną. PiS jakby się ostatnio mniej podobało, Kaczyński też stracił nieco ze swej genialności. Zyskała niesłychanie Platforma. Ci, co jeszcze niedawno zachwycali się genialnym strategiem Jarosławem, dziś swe sympatie lokują raczej w Tusku. Donaldzie Tusku. „Sic transit gloria mundi Kaczorum”, pisał kiedyś Urban. „Tygodnik Powszechny” zmniejszył format. Ogłosił to oficjalnie, choć i tak wszyscy o tym wiedzieli od dawna. Od dawna bowiem, a w każdym razie od czasu śmierci Redaktora Jerzego Turowicza (w 1999 r.), to zmniejszanie formatu postępowało. Część wielkich autorów „Tygodnika” zmarła: Andrzej Drawicz, ks. Józef Tischner, Stanisław Lem… by wymienić tylko pierwszych z brzegu. Któż mógłby ich zastąpić? Potem z różnych względów odeszło kilku wybitnych autorów: Jerzy Pilch, Adam Szostkiewicz, Andrzej Romanowski… Kilku wyrzucono, bo nie pasowali do nowej, coraz bardziej w prawo skręcającej linii pisma. Nazwiska pominę. W miejsce wybitnych pojawiło się kilka zadowolonych z siebie miernot. Ostatnio z „Tygodnika” odszedł Krzysztof Kozłowski. W stopce redakcyjnej pojawiła się za to Elżbieta Isakiewicz. „Tygodnik” zmniejszył format ostatecznie. Kiedy z ostatniej strony zniknie jeszcze felieton Józefy Hennelowej, „Tygodnik Powszechny” w zmniejszonym formacie będzie miał tyle wspólnego z dawnym „Tygodnikiem”, ile Artur Rubinstein pianista z Arturem Rubinsteinem krawcem. Szkoda. Na lewicy dyskusja.
Tagi:
Jan Widacki









