Jesteśmy z gwiazd

Jesteśmy z gwiazd

Fot. Wojtek Olszanka/DDTVN/East News Warszawa, 11 i 12 08.2018 Na planie programu Dzien Dobry TVN n/z: Mateusz Borkowicz

Codziennie lub co drugi dzień dochodzi do odkrycia nowej planety Mateusz Borkowicz – astronom z Centrum Nauki Kopernik w Warszawie Porozmawiajmy o niebie, tyle ostatnio się działo – zaćmienie Księżyca, spadające gwiazdy, wybuchy na Słońcu… Ale najpierw zapytam, dlaczego pan został astronomem, chociaż to w dzisiejszych czasach niemodne? – Może i niemodne… Ale w moim przypadku to była fascynacja od dziecka. Mój tata był miłośnikiem astronomii. Ale co to panu daje? Lubi pan chodzić z głową w chmurach? – Daje mi to satysfakcję. A z chodzeniem z głową w chmurach to przesada. Zawód astronoma nie polega wyłącznie na siedzeniu w obserwatorium i patrzeniu w niebo. Obecnie dużo programujemy, robimy pomiary, potem opracowujemy wyniki, a także używamy networkingu – współpracujemy z astronomami na całym świecie, wspólnie realizując projekty. Natomiast ustawianiem teleskopów zajmują się pracownicy techniczni, którzy robią to zgodnie z naszymi poleceniami, bo my wiemy, które miejsca na niebie trzeba obserwować. Dziś bycie astronomem ma mniej wspólnego z czymś romantycznym, a więcej z techniką. Gdzieś przeczytałam, że jesteśmy z gwiazd. – To prawda, materia, która nas otacza, wszystko, co jest na Ziemi, powstało kiedyś w jakiejś gwieździe starszej generacji. We wszechświecie mamy do czynienia z kosmicznym recyklingiem – gwiazdy kończą życie po setkach milionów lat albo po kilku miliardach, a potem niektóre wybuchają jako supernowe. Na początku wszechświata był sam wodór, potem doszły kolejne pierwiastki – hel i następne… aż do żelaza, a więc także ciężkie, z których się składamy. One też powstawały wewnątrz pierwszych gwiazd, które były we wszechświecie. Gwiazdy po jakimś czasie przetwarzały wodór na cięższe pierwiastki i wtedy gasły, rozpraszając mnóstwo materii. Obłoki tej materii tworzyły potem gwiazdy kolejnej generacji. Z pozostałej materii, a tak naprawdę z pyłu i gazu, wokół gwiazd powstawały planety. W ten sam sposób powstała nasza Ziemia. Myślałam, że to człowiek jest z pyłu kosmicznego. – Po części i człowiek. Zarówno materia ziemska, jak i atmosferyczna formowały się 4,5 mld lat temu. I my z tej pierwotnej materii także się składamy. Wszystkie atomy w naszym ciele powstały kiedyś w dawnej gwieździe, może nawet w kilku, które zakończyły swoje życie 10 mld lat temu. Wróćmy do dnia dzisiejszego. Co można zobaczyć we wrześniu na niebie? W sierpniu były to spadające gwiazdy. – Właściwie w każdym miesiącu można zaobserwować coś ciekawego. Akurat we wrześniu jest dobry moment, aby obserwować Trójkąt Letni. To są trzy jasne gwiazdy, które układają się w trójkąt: Altair – w gwiazdozbiorze Orła, Deneb w gwiazdozbiorze Łabędzia i Wega w gwiazdozbiorze Lutni. Niewiele mi to mówi. – Wystarczy użyć wyobraźni i spróbować znaleźć te mityczne postacie, które nanieśli na mapy nieba starożytni Grecy, opowiadając historie o Zeusie i innych bohaterach. Trójkąt Letni widać przez całe lato i jesień. A jak się chowa pod zachodni horyzont, to znaczy, że nadchodzi zima. Tylko jak go znaleźć? – Należy szukać nad południowym horyzontem. Można sobie ściągnąć aplikację na telefon. Ale jak znaleźć je na niebie? – Najpierw trzeba określić sobie południowy horyzont. Słońce nad nim świeci w południe, na prawo od niego będzie horyzont zachodni, na lewo wschodni. Najciekawsze rzeczy dzieją się właśnie nad południowym horyzontem, gdzie zobaczymy Trójkąt Letni. Tam – w zależności od pory roku – zmieniają się konstelacje i w tym miejscu zawsze najlepiej obserwować planety. We wrześniu krótko po zachodzie słońca, nad zachodnim horyzontem, czyli jak stoimy twarzą do południa, to z prawej strony, będzie widać Wenus – będzie ona jasno świeciła. Aby ją zobaczyć, możemy się posłużyć lornetką, która powiększa 20 razy. Ale jeśli dokładnie się przyjrzymy, zaobserwujemy ją też gołym okiem. Dalej w kierunku południowym, po zachodzie słońca, jak już się zrobi całkiem ciemno, będzie widać Jowisza, świeci równie jasno. Za nim zobaczymy Saturna. I na wschodzie Marsa. Ma charakterystyczny pomarańczowy kolor. Jest kojarzony ze starożytnym bogiem wojny. Gdy dwa lata temu mijała nas jakaś planetoida, mówiono, że jest zbyt blisko Ziemi i może się z nami zderzyć, grozi nam katastrofa. – Tak naprawdę raz na tydzień, 50 razy w ciągu roku, jakiś obiekt przelatuje potencjalnie niebezpiecznie blisko Ziemi, czyli

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2018, 37/2018

Kategorie: Nauka