Ci, z którymi w Sierpniu ‘80 walczył o godność robotników, dziś nie podają mu ręki. Jedni mają mu za złe, że poszedł na ugodę z SLD, inni wciąż podejrzewają, że współpracował z SB – Staliśmy wszyscy z boku, w tle, a przed nami maszerowały delegacje oficjeli, czekaliśmy w spokoju, jak wszyscy przejdą, to wtedy ruszymy my. Marian szedł pierwszy. Jak zwykle wyprostowany, twarz skupiona, wzrok czujny. Powiedziałbym: postawa gotowości. I już dochodzimy, nagle przed nami wyrasta jakiś chłopak w skórze. W ręku trzyma transparent: “Jurczyk zdrajca!”. Ktoś z tłumu zaczyna skandować “Zdrajca! zdrajca!”. Gwizdy. Jakiś inny chłopak z Ligi Republikańskiej wciska się przed Mariana. “Nie jest pan osobą, która powinna tu kwiaty składać” – wspomina Grzegorz Durski, członek zarządu Rady Miasta w Szczecinie, przyjaciel Jurczyka. – To było zaledwie kilka tygodni przed obchodami, niby wszystko zaplanowane, wiemy, co i jak, kwiaty zamówione, a on przychodzi do mnie i mówi, że nie. Nigdzie nie pójdzie. Po co? Ma się wciskać tam, gdzie go nikt nie chce? Ale Jurczyk opory miał już wcześniej. To samo w maju powtórzył na prezydium Komisji Krajowej NSZZ “Solidarność ‘80”. Wtedy mówił, że w obchodach udziału nie weźmie, bo wyjdzie, że popiera politykę rządu. A na to nie mógł sobie przecież pozwolić. Gdy ktoś z zebranych próbował go namówić, odciął się: “Nasza walka obróciła się przeciwko nam. Ja się do tego nie dołożę”. Potem, na kilka dni przed uroczystościami, gdy dawni koledzy uznali, że nie usiądą z nim przy jednym stole, zacytował żonie fragment Pisma Świętego: “Jeśli gospodarz sam nie posadził cię w danym miejscu, to nie siadaj, bo zawszę może cię wyprosić”. Skinęła głową. Bo co tu dyskutować. Było to dokładnie dwa miesiące po tym, jak Sąd Lustracyjny II instancji orzekł, że Marian Jurczyk jest kłamcą lustracyjnym. Kolega Jurczyka (prosi o anonimowość): – On się przestraszył tej nagonki. Bał się przeszywającego wzroku i pogardy. Bo on wbrew pozorom wszystko bierze do siebie. Idzie ulicą, ktoś spojrzy na niego nie tak, a Jurczyk zaczyna główkować: zaraz, może coś ze mną nie tego. Durski: – Ja ten czarny scenariusz wymyśliłem, żeby mu uświadomić, że takie akcje też mogą się zdarzyć. Nie wierzyłem, ale brałem pod uwagę. Dawny kolega Jurczyka: – Marian lubi honorowe gesty, jest w nim coś z posągu. Jak już raz stanie w jednym miejscu, to trudno go przestawić. Myślę, że Marian ma obsesję na punkcie misji, którą wykonuję. Tak jakby się bał, że przyszłe pokolenia rozszarpią go za brak uporu. A przyszłe pokolenia bohaterów mają w nosie. Grzegorz Durski: – W końcu przyszedł do mnie i powiedział: “Pójdziemy”. Marian Jurczyk o sobie: – Mogę mieć twarz gładką albo chropowatą. Ale faktu historycznego nikt nie zmieni. ZA WĘDZONĄ RYBĘ Sierpień 1980 roku. Syn Marii Chmielewskiej, trzecia osoba w stoczni po Jurczyku i Wądołowskim, oficer łącznościowy na polskim statku, płynie do Murmańska. Dwa dni wcześniej Tomasz nagabuje matkę: “Mamo, pożyczyłabyś nam tych Znaczków “Solidarności”. Wtedy w Szczecinie o takie plakietki ludzie się zabijali. Maria Chmielewska myśli sobie: “Durny, chcą poszpanować i to gdzie? W sercu komuny”. Ale ulega. Za ten szpan cała siódemka wpada w supersamie, gdy kontestuje półki z herbatą i wędzoną rybą. Wszystkich zatrzymują na komisariacie. Będą tam siedzieć 48 godzin. Znaczków nie oddadzą. Grzegorz Durski: – Dla nas “S” to była wtedy świętość, dla wielu ona się potem rozmywała i dziś jest zaledwie symbolem, a dla Jurczyka “S” pozostała nieskalana. I on bardziej niż inni czuje się w obowiązku jej bronić. Dwadzieścia lat później mija obojętnie gabloty na wystawie z okazji rocznicy Sierpnia. Dochodzi do zdjęć stoczniowców. Czuje ucisk gdzieś w okolicy serca. Myśli: “Nasza historia…”. Zza szkła, na pierwszym planie, wyziera powiększona twarz koleżanki z Pątnicy. Trzy rzędy niżej mała fotka Jurczyka. Wzrok schodzi niżej i niżej: rejestruje nieznane twarze. Myśli:. “To teraz będzie t a k a historia…”. – Czy może mi pan wyjaśnić klucz tej wystawy? – pyta później dyrektora ekspozycji. Odpowiedź: wzruszenie ramion. SZAMPAN DLA WIERNYCH Tego dnia, gdy na końcu składał wieniec, zamiast złowrogich transparentów rozległy się brawa.
Tagi:
Joanna Klimczyk









