Wybory parlamentarne na Ukrainie wskazały… przyszłego prezydenta kraju „Rywale Leonida Kuczmy wygrali wybory, ale prezydent nadal pozostanie u władzy”, skomentowała wyniki ukraińskich wyborów do parlamentu kijowska gazeta „Deń”. Wielu komentatorów podkreślało po głosowaniu 31 marca, że Ukraina to „taki dziwny kraj”, gdzie polityczne decyzje społeczeństwa wciąż biegną jednym torem, a realia rządzenia państwem zupełnie innym. Wymownym symbolem takiej oceny kijowskiej rzeczywistości była opinia tygodnika „Zerkało Nedieli”, który jeszcze przed wyborami napisał, że Ukraińcy zagłosują teraz, ale ostateczne efekty widoczne będą dopiero w 2004 r., po kolejnych wyborach na… prezydenta. Jak rozumieć tę łamigłówkę? Znaczna część kijowskich obserwatorów uważa po prostu, że matematyczne zwycięstwo, jakie 31 marca odniósł opozycyjny blok Nasza Ukraina, którego liderem jest były premier, Wiktor Juszczenko, nie musi doprowadzić ani do zmiany obecnego rządu Anatolija Kinacha, ani tym bardziej do zasadniczej zmiany politycznej na Ukrainie. Skomplikowane przeliczenia głosów w praktyce bowiem zabiorą opozycji (także z innych partii, które weszły do parlamentu) wiele mandatów, a języczkiem u wagi będą deputowani niezależni, wywodzący się w większości z lokalnych administracji, a więc – w warunkach ukraińskich – ściśle zależni od prezydenta Kuczmy. Już teraz z tego powodu mnożą się spekulacje, czy formalnie zwycięska opozycja zdoła stworzyć stabilną większość na sali parlamentu i dzięki temu doprowadzić do zmiany premiera (wtedy powróciłby na to stanowisko Wiktor Juszczenko). Taka układanka byłaby możliwa tylko z udziałem posłów komunistycznych, a to psychologicznie i politycznie mogłoby być trudne do wytłumaczenia zarówno dla wyborców Juszczenki, jak i Ukraińskiej Partii Komunistycznej. Trudno wyobrazić sobie także trwały sojusz bloku Juszczenki i zjednoczonych socjaldemokratów Wiktora Medwedczuka, bo wszyscy na Ukrainie wiedzą, że obaj liderzy już za niecałe dwa lata będą walczyć ze sobą (w Kijowie dodaje się: na śmierć i życie) o fotel prezydenta. Na dodatek każda koalicja antyprezydencka w parlamencie oznacza ryzyko trwałego pata politycznego w kraju. Konstytucja Ukrainy daje niezwykle szeroką władzę głowie państwa, a Leonid Kuczma udowodnił już kilkakrotnie, że potrafi ze swoich prerogatyw korzystać – nie zawsze zresztą wyłącznie w słusznych sprawach. Nawet mając większość w Radzie Najwyższej (zjednoczeni) przeciwnicy Kuczmy mogą jedynie doprowadzić kraj do chaosu i osłabić jego pozycję np. wobec Rosji. Co pozostaje? Realiści mówią, że jakiś rodzaj tymczasowego aliansu pomiędzy dwoma głównymi oponentami w kampanii wyborczej, czyli Naszą Ukrainą i proprezydenckim blokiem O Jedną Ukrainę. W ramach takiego układu Leonid Kuczma mógłby pewnie nawet oddać Juszczence – choć bez wielkiego entuzjazmu – stanowisko premiera, co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, kraj pilnie potrzebuje energicznego szefa rządu, a Wiktor Juszczenko już udowodnił, że potrafi kierować administracją. Po dwóch latach szybszego wzrostu gospodarczego (w 2001 r. nawet 9%) wyraźnie następuje pogorszenie sytuacji. Według prognoz, wzrost PKB w 2002 r. nie przekroczy 2%. „W kraju powraca praktyka wymiany towaru za towar (barter), wzrasta masa pieniężna poza obiegiem bankowym, spada produkcja przemysłowa, gospodarka chowa się do szarej strefy, powraca praktyka niewypłacania pensji pracownikom sfery budżetowej”, ostrzegł niedawno były minister, Wiktor Pynzenyk. Po drugie, w (ewentualnym) taktycznym sojuszu Leonida Kuczmy z Wiktorem Juszczenką może się też kryć – jak przypuszczają niektórzy – „diabelska logika”, wedle której uwikłanie przez najbliższe lata lidera Naszej Ukrainy we współodpowiedzialność za (niełatwy) stan państwa mogłoby osłabić pozycję Juszczenki w wyborach prezydenckich w 2004 r. Leonid Kuczma, co prawda, już i tak wtedy kandydować nie może, bo byłaby to jego trzecia (zakazana przez konstytucję) kadencja, ale – zwracają uwagę znawcy Ukrainy – stwarza to ekipie Kuczmy szansę albo na wykreowanie własnego kontrkandydata wobec (osłabionego) Juszczenki, albo choćby wytargowania „na odchodne”, że nowa ekipa prezydencka nie postawi Kuczmy przed sądem np. za ewentualne malwersacje finansowe. Czyli powtórzyłby się wariant rosyjski z Borysem Jelcynem. Według części obserwatorów, dla ekipy obecnego prezydenta Ukrainy może być to najważniejsza sprawa w najbliższych latach. Wciąż przecież nie wyjaśniono do końca oskarżeń wobec Kuczmy w związku z zabójstwem dziennikarza Georgija Gongadze. Ostatnio
Udostępnij:
- Kliknij, aby udostępnić na Facebooku (Otwiera się w nowym oknie) Facebook
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na X (Otwiera się w nowym oknie) X
- Kliknij, aby udostępnić na Telegramie (Otwiera się w nowym oknie) Telegram
- Kliknij, aby udostępnić na WhatsApp (Otwiera się w nowym oknie) WhatsApp
- Kliknij, aby wysłać odnośnik e-mailem do znajomego (Otwiera się w nowym oknie) E-mail
- Kliknij by wydrukować (Otwiera się w nowym oknie) Drukuj
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety









