Klimatyczny letarg Ameryki

Klimatyczny letarg Ameryki

Skala anomalii pogodowych świadczy o tym, że zmiany są o wiele szybsze, niż myśleliśmy, ale połowa kraju wciąż lekceważy problem


Korespondencja z USA

Sierpniowy pożar na hawajskiej wyspie Maui, najtragiczniejszy w historii USA od stu lat, uśmiercił ponad sto osób i spopielił zabytkową stolicę wyspy Lahainę. Podwyższył tym samym rachunek za tegoroczne klęski żywiołowe do 45 mld dol. Rekordowy pod względem klęsk, z których każda spowodowała straty powyżej 1 mld dol., pozostaje rok 2020 – było ich wtedy 22. Ale w roku bieżącym już padł rekord, jeśli chodzi o liczbę tak kosztownych tragedii w okresie poprzedzającym sezon na huragany. Za wszystkimi stoją anomalie pogodowe związane ze zmianami klimatycznymi. Ameryka budzi się z klimatycznego letargu, ale wolno, a połowa kraju wciąż problem lekceważy.

Odkąd sięgam pamięcią, sierpień w moim górzystym stanie Kolorado upływał pod znakiem upałów. Trzeba było się przygotować na „uderzenia gorąca”, gdy temperatury w ciągu dnia potrafiły podskoczyć nawet do 35 st. C, a w nocy spaść jedynie o kilka stopni. Nikogo to nie dziwiło ani nie martwiło, taki już urok górskiej pogody. Najpóźniej na początku września noce na powrót zaczynały się robić chłodne i kto nie zapomniał pootwierać na noc okien, był w stanie schłodzić pomieszczenia na tyle, że w ciągu dnia nie trzeba było nawet włączać klimatyzacji. W starszych budynkach szkół do dziś nie ma klimatyzacji, bo nie była potrzebna.

Problem zrobił się dopiero kilkanaście lat temu, gdy zdecydowano o przesunięciu początku roku szkolnego z pierwszych dni września na połowę sierpnia, by data pokrywała się z rozpoczęciem roku akademickiego na Stanowym Uniwersytecie Kolorado. Ta niefortunna decyzja zbiegła się z pojawieniem anomalii pogodowych, kiedy to sierpniowe upały potrafiły się ciągnąć do połowy września, fundując uczniom kilka tygodni nauki w klasach nagrzewających się do 30 st. C. Gdy któregoś wyjątkowo bezlitosnego sierpnia obie moje córki wróciły ze szkoły z udarem cieplnym, zorganizowałam rodziców i wspólnymi siłami wywarliśmy nacisk na władze, by pierwszy dzień szkoły przypadał nie wcześniej niż 20 sierpnia. Oddzielna batalia o wyposażenie szkół w klimatyzację nie była już taka prosta, bo szkolne budżety, uzależnione w USA od wpływów z podatków od lokalnych nieruchomości, od lat pozostają napięte. Z kolei wyłaniani w wyborach powszechnych członkowie Board of Education, odpowiednika polskiego kuratorium na dany okręg szkolny, jak wszędzie rekrutują się po połowie z sympatyków obu partii. Brakuje większości, by argument o zmianach klimatycznych, które będą nam przecież coraz bardziej doskwierać, przemeblował listę priorytetów.

2023 z nadmiarami

Tymczasem tegoroczne lato w Kolorado nabiło karabiny klimatycznych sceptyków dodatkową amunicją. Po chłodnej i bardzo deszczowej wiośnie przyszło równie chłodne i jeszcze bardziej deszczowe lato. W skali stanu czerwiec był najbardziej mokry w historii z łącznym miesięcznym opadem 130 mm na metr kwadratowy (ostatni rekord z 1882 r. wynosił 125 mm) i temperaturami średnio o 3-5 st. C niższymi niż normalnie o tej porze roku. Dodatkowo padł miesięczny rekord nawałnic z gradzinami o średnicy powyżej 2,5 cm – Kolorado miało ich w czerwcu grubo ponad 300. 21 czerwca przeszedł zaś do historii jako dzień, gdy 15-centymetrowe gradziny raniły ponad setkę fanów bawiących się pod gołym niebem na koncercie w amfiteatrze Red Rocks. Dla mojej rodziny fatalna okazała się data 27 lipca. Podczas niebywale gwałtownej i trwającej prawie trzy godziny nawałnicy piorun uderzył w nasz dom. Naprawy szkód wciąż trwają.

Wyjątkowość tegorocznego czerwca potwierdzają też dane o zużyciu wody, normalnie dość obficie wylewanej już o tej porze roku na trawniki i w ogródkach, bo klimat Kolorado klasyfikowany jest oficjalnie jako podzwrotnikowy kontynentalny i półpustynny. Jej zużycie spadło w całym stanie o prawie 40% wobec ostatnich 50 lat, a co najbardziej ucieszyło ekologów – stan wydobył się z chronicznej suszy trwającej tu niemal nieprzerwanie od początku tego milenium. Wyjątkiem, gdy susza na kilka miesięcy „zniknęła”, była wiosna 2019 r., podobnie jak tegoroczna deszczowa i chłodna, i poprzedzona nadzwyczaj obfitymi opadami śniegu w sezonie 2018/2019. Jak donosił zaś w marcu br. meteorolog stacji telewizyjnej Denver7 Mike Nelson, ubiegłej zimy niektóre obszary górzyste w południowo-zachodniej części stanu pokryte były warstwą śniegu o 200% grubszą niż przeciętnie o tej porze roku.

2023 jako przestroga

A jednak wyznawców teorii o tym, że susze od lat trawiące zachodnio-południowe rejony USA (przypomnijmy, że pięć największych pożarów w historii Kalifornii – spopielonych ponad 7,7 tys. km kw. – wydarzyło się w latach 2018-2020) to normalna kolej rzeczy w naturze, która właśnie dokonała autokorekty, czeka przykry powrót do rzeczywistości. W połowie sierpnia deszczowy front zniknął i przyszły upały. Prognozy na pierwszy tydzień szkoły to susza i temperatury powyżej 30-35 st. C każdego dnia.

Russ Schumacher, stanowy meteorolog z Colorado Climate Center, nie omieszkał przypomnieć: – Zjawisko suszy znane jest w Kolorado od zawsze. Zmiana polega na tym, że w związku z rosnącymi średnimi temperaturami i skąpszymi opadami powracające okresy suszy są bardziej intensywne, przez co o wiele szybciej drenują nasze rzeki i zbiorniki retencyjne. Ocieplanie się klimatu przynosi większe ekstrema na obu frontach, wyższe opady w porze opadów, ale i bardziej dokuczliwe upały w porze upałów.

Jeszcze zanim poznaliśmy wszystkie pogodowe rekordy czerwca, w magazynie „Nature” ukazał się wspólny raport naukowców z Lawrence Berkeley National Laboratory w Berkeley w Kalifornii i Uniwersytetu Michigan w Ann Arbor, którzy jako pierwsi przedstawili prognozy wpływu zmian klimatycznych na pogodę w górzystych rejonach świata półkuli północnej: od Himalajów, przez europejskie Alpy, po Góry Skaliste w USA. Wzrost temperatury o 1 st. C na terenach położonych powyżej 1950 m n.p.m. będzie tam oznaczać wzrost opadów deszczu nawet o 15%, gdyż nastąpi wymiana opadów śniegu na opady deszczu, przy czym deszcze będą ulewniejsze i bardziej długotrwałe. Będziemy mieli do czynienia z częstszymi powodziami i lawinami błotnymi oraz szybszą erozją gleby. – Pamiętajmy, że w tych rejonach mieszka co czwarty mieszkaniec naszej planety, skutki tych zmian dotkną miliardy ludzi. Powinniśmy już teraz zacząć mobilizować siły i środki, by zapobiec katastrofom na wielu frontach – przestrzegł główny autor raportu Mohammed Ombadi.

2023 jako zwiastun

Ulga, jaką odczuwaliśmy, siedząc sobie tego lata w mokrych i chłodniejszych, ale wciąż letnich okolicznościach pogody, podczas gdy w wielu częściach świata padały rekordy ciepła, jest więc nie tylko na wyrost, ale i nie na miejscu. Tym bardziej że ani Kolorado, ani cała Ameryka nie są przygotowane na efektywne radzenie sobie ze zmianami klimatu. Zmianami, dodajmy, które zachodzą o wiele szybciej, niż myśleliśmy, a skala i natężenie anomalii pogodowych w tym roku stały się smutnym potwierdzeniem tego faktu.

Lipiec 2023 r. był najgorętszym miesiącem, odkąd zaczęliśmy śledzić temperatury 143 lata temu, przy czym naukowcy nie wykluczają, że i najgorętszym od ostatniego okresu międzylodowcowego 125 tys. lat temu. Ameryka do końca lipca doświadczyła aż 15 ataków żywiołów, które spowodowały szkody na ponad 1 mld dol. Tymczasem sezon na tornada i huragany wciąż przed nami, i to pod patronatem El Niño, które wykluło się na Pacyfiku pod koniec pierwszego kwartału tego roku. Eksperci z Centrum Klimatycznego Kolorado ostrzegają, że w USA może do końca tego roku uderzyć nawet dziewięć megahuraganów. Gdy pisałam te słowa, południowo-zachodnie regiony USA były niszczone i podtapiane przez Hilary – tropikalną burzę powstałą po uderzeniu w zachodnie wybrzeże huraganu. Na Los Angeles w ciągu niecałych dwóch dni spadło 150 mm deszczu (150 l na m kw.), co stanowi historyczny rekord opadów dla miasta i okolic. Do tego Hilary zahaczyła aż o Newadę, co również nigdy dotąd się nie zdarzyło. Huragany na Oceanie Spokojnym z reguły uderzają w południowo-wschodnią Azję. Ostatni raz Kalifornia mierzyła się z tego typu żywiołem 84 lata temu. Spośród reszty tegorocznych „anomalii” i katastrof, które nawiedziły Amerykę, warto przypomnieć:

  1. Rekordy ciepła w Arizonie

Stan przez cały lipiec (31 dni z rzędu) piekł się w upałach z temperaturami nieschodzącymi poniżej 43 st. C. Po tygodniu odpoczynku, kiedy to powietrze „schłodziło się” do 35-40 st., upały powróciły i nie odpuszczają. Z przegrzania zmarło już 90 osób, są podejrzenia, że kolejne 350 zgonów też miało związek z temperaturą. Alarm o zagrożeniu upałami dotyczy 114 mln Amerykanów.

  1. Rekord temperatury wody w oceanie

26 lipca ciepłota wód w Manatee Bay u wybrzeży Florydy przekroczyła 38 st. C – nowy światowy rekord, który wcześniej wynosił 37,6 i padł w Zatoce Perskiej w 2020 r.

  1. Trujące dymy z kanadyjskich pożarów

Od pierwszych dni czerwca nad północnymi i wschodnimi rejonami USA wisi koc toksycznych dymów wywołanych przez gigantyczne pożary w Kanadzie. W najgorszych momentach zalecenie pozostania w domu ze względu na złą jakość powietrza dotyczyło 70 mln ludzi łącznie z Kanadyjczykami. W czerwcu Nowy Jork przez kilka dni był najbardziej zatrutym miastem świata. Pożary nie ustępują – pali się w chwili obecnej już w ponad 1,1 tys. miejsc – ale choć do walki z żywiołem zostało zaangażowane wojsko, jest pewne, że przeciągną się do jesieni. Stoi za nimi równie bezprecedensowa w historii północy kontynentu susza.

  1. Historyczne powodzie w stanie Vermont

10 i 11 lipca na Vermont spadło 220 mm wody – normalnie tyle spada w tym stanie w ciągu dwóch miesięcy. Powodzie podtopiły dziesiątki miejscowości, zerwały ponad 1,2 tys. mostów oraz uszkodziły ponad 100 stanowych i międzystanowych autostrad. Wciąż nieznane jest ostateczne wyliczenie strat, ale wiadomo, że były większe niż w 2011 r., gdy w Vermont uderzył huragan Irene.

  1. Śnieżyce i mróz na północno-wschodnich rubieżach USA w lutym  i marcu

Spowodowało to straty szacowane na 3 mld dol., a w obserwatorium Mount Washington w stanie New Hampshire padł wówczas rekord najniższej temperatury – minus 77 st. C.

2023 jako ostatni dzwonek

16 sierpnia br. minęła pierwsza rocznica uchwalenia największej jak dotąd, opiewającej na 370 mld dol., amerykańskiej inicjatywy na rzecz walki z globalnym ociepleniem, zawartej w ustawie Inflation Reduction Act. Ustawa narobiła swego czasu wiele szumu, również za granicą, głównie dlatego, że stawia sobie za cel zredukowanie w USA do roku 2030 emisji gazów cieplarnianych do poziomu z 2005 r. Zapewnią to inwestycje w energię odnawialną i termomodernizację domów, a także ulgi podatkowe związane z zakupem samochodów elektrycznych produkowanych w USA. Niestety, nie ma w niej jasnego rozdzielania funduszy na realizację projektów związanych z taką modernizacją infrastruktury, by stawiła ona czoła ekstremalnej pogodzie. Na to Ameryka chce przeznaczyć tylko 50 mld dol. gwarantowanych przez zupełnie inną ustawę – o infrastrukturze z listopada 2021 r.

A to niejedyny dowód, że rząd wciąż nie do końca wierzył w tempo i rozmiar zmian. Eksperci biją na alarm, że rządowa agencja National Oceanic and Atmospheric Administration polega na przestarzałym modelu prognozowania ryzyka powodziowego, systemie o nazwie Atlas 14, który nie uwzględnia zmian na skutek ocieplenia klimatu.

– Prowadzi to m.in. do błędnej alokacji funduszy w sytuacji, gdy dany projekt, czy to osiedle, czy nowa autostrada, powinien być realizowany wedle zupełnie innych standardów, a niektóre tereny należy oznaczyć jako nienadające się pod zabudowę. Obecnie na takich terenach, na podstawie wytycznych z Atlasu 14, wciąż wre budowa – wyjaśnia Matthew Eby, szef klimatycznego think tanku First Street Foundation z Nowego Jorku.

W czerwcowym raporcie think tank przestrzega, że aż 51% Amerykanów mieszka w rejonach obecnie dwa razy bardziej narażonych na powódź stulecia, niż wynika to z modelu Atlas 14, a co piąty Amerykanin będzie doświadczał wielkiej powodzi co 25 lat. Zabezpieczenia, w które Ameryka inwestowała przez ostatnich kilkadziesiąt lat najwięcej, czyli te w pasie stanów nad Zatoką Meksykańską (choćby odbudowa Luizjany po huraganie Katrina), są zdaniem think tanku przestarzałe i niewystarczające.

2023, czyli business as usual

Nie istnieją na razie w USA żadne programy, które refundowałyby niezamożnym Amerykanom pomoc w przetrwaniu zmian klimatycznych – choćby zainstalowanie w domu klimatyzacji. I to nawet w stanach, gdzie letnie rekordy ciepła padają już od co najmniej dekady. Klimatyzacja to luksus, którego zdaniem oficjeli wciąż nie trzeba montować w lokalach komunalnych. Pomoc federalna w ramach FEMA (Federal Emergency Management Agency) dotyczy rekompensat za szkody już zaistniałe. Nie istnieją też żadne  uniwersalne schematy zapobiegania zmianom klimatu ani walki z ich efektami. Wszystko zależy od decyzji na szczeblu lokalnym, a te bardziej niż kiedykolwiek są dziś uzależnione od politycznych barw decydentów.

Przykładem jest postawa Rona DeSantisa, republikańskiego kandydata na prezydenta i gubernatora Florydy, stanu, którego spore połacie już niedługo mogą się znaleźć pod wodą. DeSantis woli jednak wydawać pieniądze na walkę ze zbyt liberalnym Disneylandem i teorią ewolucji w szkołach, niż na regulację przepisów budowlanych, by ograniczyć budownictwo na terenach już podmokłych i niebezpiecznych, jak również w portowych metropoliach.

Republikańscy kandydaci na prezydenta prezentują zwarty front w kwestiach klimatycznych i nie zmieniły go nawet wydarzenia tego lata. Albo w ogóle je pomijają, albo jak DeSantis lekceważą, kwitując: „Przecież nie jestem w stanie kontrolować klimatu”. Jako partia GOP zapowiada, że gdy tylko przejmie w 2024 r. władzę, odwoła obie wspomniane w tym artykule ustawy Bidena. Najnowszy sondaż PBS NewsHour/NPR/Marist wykazał, że o ile 53% wszystkich Amerykanów uważa, iż przeznaczanie środków na walkę z globalnym ociepleniem powinno być priorytetem nawet za cenę wyhamowania gospodarczego, o tyle pogląd ten podziela tylko 28% wyborców republikanów. Mniej więcej tyle samo uważa, że zagrożenie jest minimalne lub nie istnieje w ogóle. Jednocześnie trzy czwarte twierdzi, że rozwój gospodarczy jest ważniejszy od zmian klimatycznych. To aż o 13% więcej niż w 2018 r.

Jeśli mieliśmy nadzieję, że ten dramatyczny rok pod znakiem ekstremalnych zjawisk pogodowych był dla Ameryki przełomowy, myliliśmy się. Chyba że w iście pyrrusowym stylu zwycięstwo rozsądkowi dadzą huragany.

Fot. East News

Wydanie: 2023, 35/2023

Kategorie: Świat

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy