Z Kabulu do Puław

Z Kabulu do Puław

Widzieliśmy tysiące trupów! – mówią afgańscy chłopcy, którzy uciekli o Polski „Przepraszamy za ucieczkę. Dziękujemy za opiekę. Niech was Bóg błogosławi” – taką napisaną po angielsku kartkę znaleźli pracownicy Domu Dziecka w Puławach na stole w pokoju, który zajmowało pięciu afgańskich chłopców. W sobotę, 2 marca, chłopcy nie zeszli na śniadanie. – Wychowawca powiedział mi, że muszą chyba mocno spać, bo drzwi w ich pokoju były zamknięte od wewnątrz – opowiadał dziennikarzom Lech Piekarz, dyrektor domu dziecka. – Ale ja obawiałem się, że coś im się stało. Dlatego wyważyłem drzwi. Pokój był pusty. Afgańczycy wydostali się przez okno – mieszkali na pierwszym piętrze. Wcześniej wyrwali blaszany parapet, żeby nie narobić hałasu podczas ucieczki. Na dół zeszli po związanych prześcieradłach. – Informację o uciekinierach rozesłaliśmy do wszystkich policjantów w kraju – powiedział Zdzisław Chruścicki, oficer dyżurny z Komendy Powiatowej Policji w Puławach. Cztery miesiące w drodze do Europy Dwa tygodnie wcześniej, 15 lutego nad ranem, patrol straży miejskiej przechodzący przez park Czartoryskich zauważył pięciu chłopców. Postanowiono ich wylegitymować, ale żaden nie miał dokumentów ani nie mówił po polsku. Zostali zabrani na policję. I wtedy okazało się, że są to nieletni Afgańczycy, którzy do Polski dotarli przez zieloną granicę. Cała piątka pochodzi z Kabulu. Puławski sąd rodzinny wydał postanowienie o umieszczeniu chłopców w Pogotowiu Opiekuńczym w Lublinie. Ponieważ tam akurat nie było miejsca, tymczasowo zamieszkali w Domu Dziecka w Puławach. Byli bardzo wyczerpani i niedożywieni. Zajęto się nimi troskliwie, ale to nie uchroniło najstarszego, 16-letniego Fawada, przed szpitalem, do którego odwieziono go z silnymi bólami brzucha. Przez cztery miesiące chłopcy przebyli ponad pięć tysięcy kilometrów w drodze do Europy. Czy Puławy miały być wymarzonym przez nich rajem? – Kazałem im napisać oświadczenia, że chcą pozostać w Polsce – opowiada dyrektor Lech Piekarz. – Skontaktowałem się z Komendą Główną Straży Granicznej. Jej funkcjonariusze mieli przyjechać do Puław z tłumaczem, ustalić dokładną tożsamość chłopców i skontaktować się z ich rodzinami. Czy to obawa przed spotkaniem z funkcjonariuszami straży granicznej nakazała chłopcom ucieczkę? A może Puławy były tylko kolejnym przystankiem na ich drodze na Zachód? Podczas spotkania z dziennikarzami, które odbyło się w domu dziecka na kilka dni przed ucieczką, Fawad Khan poprosił nagle o kartkę papieru, na której napisał po angielsku: „Czy wy, Polacy, odeślecie nas do Afganistanu żywych, czy martwych?”. Dwóch się przedarło W środę, 13 marca, o godzinie 21.30 do Pogotowia Opiekuńczego w Lublinie przywieziono trzech z pięciu poszukiwanych przez policję afgańskich chłopców. Zatrzymała ich straż graniczna w Zgorzelcu podczas nielegalnego przekraczania granicy polsko-niemieckiej. Jestem w lubelskiej placówce pogotowia opiekuńczego. – Czy któryś z was mówi po angielsku? – pytam dwóch smagłych chłopaków oglądających telewizję. 14-letni Akbar Ali Ahmad potwierdza. Przedstawiam się i zapewniam, że jestem ich przyjacielem i chciałabym z nimi porozmawiać. Po kilku minutach lody zostają przełamane. Dołącza do nas również 14-letni Jawad Khan, który właśnie brał prysznic. Jego młodszy o rok brat Jaweed cały czas przygląda mi się uważnie i czasami prosi Akbara, aby tłumaczył mu naszą rozmowę na farsi, bo takim językiem mówią chłopcy. Jawad dorzuca niekiedy do naszej rozmowy pojedyncze angielskie słowa. Pomału wyłania się przerażająca historia nastolatków mieszkających w kraju niewiarygodnego terroru, kraju opętanego fanatyzmem religijnym, w którym zemsta za śmierć oznacza śmierć kolejnego człowieka, a nakręconej spirali odwetu nie można już zatrzymać. Pasztunwali – honorowy kodeks Pasztunów, zwany też kodeksem gór – nakazuje członkowi rodziny zemstę na sprawcy zbrodni, której ofiarą padł krewny. Za zabójstwo, nawet jeśli była to śmierć na wojnie, płaci się życiem. – They are crazy – mówi Akbar – Zwariowani, zwariowani i niebezpieczni – powtarza – To są talibowie. My jesteśmy Tadżykami – patrzy na mnie dumnie. Chłopcy są inteligentni, grzeczni, zdecydowanie różnią się od niejednego mieszkańca pogotowia opiekuńczego. Zgodnie z zasadami religii, jako muzułmanie, nie palą papierosów i nie piją alkoholu. Z relacji dyrektora i wychowawców wynika, że bardzo dbają o higienę osobistą, utrzymują idealny porządek w pokoju. Wszystko jest poukładane, łóżka zasłane, a buty ustawione

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2002, 2002

Kategorie: Kraj