Jesień prezesa

Jesień prezesa

Jeżeli zobaczymy Andrzeja Dudę we wspólnej akcji z Kaczyńskim w sprawach ordynacji wyborczej czy ustawy medialnej, będzie to znak, że się poddał

Czy to już po Dudzie? Spotkania z prezesem Kaczyńskim, o które zresztą tak mocno zabiegał, okazały się dla niego zbyt mocnym wstrząsem. Prezydent po rozmowach z szefem PiS wycofywał się ze swoich pomysłów. I to niemal natychmiast, nawet nie informując o tym współpracowników. Wiemy to z przecieków, z informacji dziennikarza RMF FM.

W ten sposób ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym, które według złożonej w lipcu deklaracji Andrzeja Dudy miały być rozwiązaniem kompromisowym, mądrą reformą, bliźniaczo upodobniły się do propozycji PiS. Nie miejmy złudzeń. Skok na sądy, podporządkowanie ich parlamentarnej większości, odejście od zasady trójpodziału władzy nastąpią, tylko że z paromiesięcznym opóźnieniem.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego Andrzej Duda pękł po rozmowach z Jarosławem Kaczyńskim? Przecież, buntując się w lipcu, mógł sobie wyobrazić ciąg dalszy i konsekwencje, które przyjdzie mu ponieść. Dlaczego więc wtedy był odważny, a teraz już nie?

Światło na tamte wydarzenie rzucają kolejne przecieki. Wiemy, że Dudę z Kaczyńskim chcieli godzić biskupi, organizując im spotkanie na Jasnej Górze. Duda się zgodził, ale Kaczyński odmówił. Tym samym zostawił i prezydenta, i patronujących mu biskupów na lodzie. Dał do zrozumienia, że jest od nich silniejszy i nie zamierza słuchać ich podpowiedzi.

Dla Dudy musiał to być wstrząs. A wstrząs numer dwa nastąpił podczas rozmowy w Belwederze 22 września. W relacji Interii.pl jeden akapit jest szczególnie wart uwagi: „Według informatorów dziennikarza RMF FM, prezes PiS Jarosław Kaczyński miał mówić o odpowiedzialności konstytucyjnej Andrzeja Dudy za wszystkie podejmowane decyzje. Ta deklaracja wywołała nerwowe ruchy ze strony prezydenta, a plan, nad którym pracowała grupa ekspertów przez blisko dwa miesiące, został w większości odrzucony”.

Co to znaczy, że Kaczyński przypomniał Dudzie o „odpowiedzialności konstytucyjnej”? Odpowiedź nasuwa się sama – przypomniał mu art. 145 konstytucji. Głosi on, że „Prezydent Rzeczypospolitej za naruszenie konstytucji, ustawy lub za popełnienie przestępstwa może być pociągnięty do odpowiedzialności przed Trybunałem Stanu”. Dodajmy, że postawienie prezydenta przed Trybunałem wymaga dwóch trzecich głosów Zgromadzenia Narodowego. I – co istotne – z dniem podjęcia stosownej uchwały sprawowanie urzędu przez prezydenta zostaje zawieszone. Wystarczy więc samo oskarżenie (poparte głosami dwóch trzecich ZN), by prezydent przestał być przeszkodą, gdyż jego funkcje automatycznie przejmuje marszałek Sejmu.

Pytanie tylko, czy PiS byłoby do takiej akcji zdolne. A dlaczego nie? Spójrzmy, z jakim impetem atakowani są urzędnicy prezydenta, jak lustrowane jest jego Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Dane pracujących w nim oficerów przekazywane są zaprzyjaźnionym z Antonim Macierewiczem mediom. To wyraźny znak, że w PiS kindersztuba ani powściągliwość nie obowiązują.

A czy te działania, plus ostrzeżenia Kaczyńskiego, mogły Dudę przestraszyć? Niewykluczone, prezydent nie ma zaplecza politycznego, kto więc miałby go bronić? Biskupi? Odrzucając ich propozycję mediacji, Kaczyński pokazał, gdzie ich miejsce.

Czy to oznacza, że prezydent pokornie wraca na łono prezesa, tak jak inni pisowscy buntownicy? Przekonamy się w najbliższych tygodniach. Po czynach poznamy.

Jarosław Kaczyński o tym mówił – przejęcie przez PiS sądów to dla niego wstęp do kolejnych działań. O tych właśnie „działaniach” – możemy się domyślać – również rozmawiano podczas spotkania w piątek, 6 października. O kolejnych ustawach, które zamierza przeprowadzić PiS. O planach tzw. repolonizacji mediów, czyli przejmowania mediów prywatnych. O skomasowaniu służb specjalnych w jednym urzędzie – Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Oraz o nowym kodeksie wyborczym, do którego PiS się przymierza. Tak, żeby na trwałe uchwycić wszystkie narzędzia władzy.

Czy to się uda? Pisałem już o tym tydzień temu – żeby się powiodło, żeby te ustawy weszły w życie, PiS musi mieć poparcie prezydenta. Samo nie ma siły odrzucić jego weta. Prezydent ma więc moc. Pytanie tylko – czy o tym wie? Bo jeżeli zobaczymy Andrzeja Dudę we wspólnej akcji z Kaczyńskim w sprawach ordynacji wyborczej albo ustawy dotyczącej mediów, będzie wiadomo, że został spacyfikowany. Że się poddał.

Jeżeli natomiast te ustawy zaczną gdzieś grzęznąć, wskazywać to będzie, że porozumienia między Kaczyńskim a Dudą nie ma. I że za chwilę rozpoczną się ataki na prezydenta.

Czy to oznacza, że Jarosław Kaczyński znów kontroluje PiS, żeglując ku samowładzy? Właśnie, że nie. Niesubordynacja Andrzeja Dudy pozwoliła bowiem na upublicznienie istniejących w PiS podziałów. Wyraźnie widać, że są one coraz głębsze i coraz trudniej będzie Kaczyńskiemu nad nimi zapanować.

Zwłaszcza że zaczynają nakładać się na siebie dwa niezależne procesy. Po pierwsze, przejmowanie państwa zostało praktycznie zakończone, czyli jedni dostali konfitury, a drudzy nie i muszą stać za drzwiami. Szeroka publiczność tego nie docenia, ale dla partyjnych kadr łupy są jednym z najważniejszych elementów działania. Nie tak dawno, czekając na emisję programu w jednej ze stacji telewizyjnych, byłem mimowolnym świadkiem rozmowy dwóch pisowców. Nie rozmawiali o „żołnierzach wyklętych” ani o Fransie Timmermansie. Pochłaniał ich całkowicie temat spółek skarbu państwa, dyskusja, kto co wziął i co z tym będzie mógł zrobić – ile osób zatrudnić, ile pieniędzy wyciągnąć: na pensje, na sponsoring, na reklamę itd.

Można więc śmiało stawiać tezę, że PiS powoli wchodzi w buty Platformy Obywatelskiej i staje się organizacją najchętniej zajmującą się konsumpcją owoców politycznego zwycięstwa. A ponieważ zawsze fruktów jest mniej niż chętnych do ich spożywania – rodzi to konflikty wewnętrzne.

Drugi proces to zbliżające się wybory samorządowe i walka o miejsce na listach wyborczych.

Przy tej okazji mamy już zarysowany pierwszy podział. Wicepremier Jarosław Gowin podał nazwisko swojej kandydatki na stanowisko prezydenta Krakowa. To Jadwiga Emilewicz, wiceminister rozwoju. Riposta PiS była błyskawiczna – minister infrastruktury Andrzej Adamczyk, szef struktur PiS w Krakowie, kilkadziesiąt godzin później ogłosił, że „pracuje” nad tym, by kandydatką PiS na prezydenta miasta była Małgorzata Wassermann.

Czy prawica wystawi dwie kandydatki? Jeśli Gowin będzie chciał podkreślać swoją samodzielność… Mamy więc pierwszą grupę na prawicy, która jest z Kaczyńskim, ale nie do końca.

To jednak mała grupka w porównaniu z rzeszą zwolenników Antoniego Macierewicza. W sporze z prezydentem minister obrony mógł liczyć zarówno na swoich ludzi w PiS, jak i na zaprzyjaźnione z nim media. Zwłaszcza „Gazetę Polską”, która go popiera. Macierewicz jest ojcem chrzestnym dziecka Tomasza Sakiewicza, redaktora naczelnego „Gazety Polskiej” i szefa jej klubów, poparcie zatem okazuje się nie tylko polityczne.

Macierewicz i „Gazeta Polska” są siłą, z którą Kaczyński musi się liczyć. Dlatego stanowisko szefa MON w rządzie jest niezagrożone. I prezes PiS, i premier Beata Szydło wręcz prześcigają się w pochwałach pod jego adresem.

„Gazeta Polska” również nie szczędzi komplementów Kaczyńskiemu, choć jej naczelny nie ukrywa krzywdy, którą w sobie nosi – czyli tego, że prezesem TVP jest Jacek Kurski, a nie ktoś przez niego wskazany. Wpływ na radio publiczne to dla niego za mało.

Mimo stałych uszczypliwości ze strony „Gazety Polskiej” Kurski trwa na stanowisku – mając poparcie braci Karnowskich i ich tygodnika „Sieci Prawdy” oraz samego prezesa, najwyraźniej ceniącego prymitywną propagandę TVP. „Sieci Prawdy”, podobnie jak Kurski, podczas buntu Dudy poparły Kaczyńskiego. „Czy prezydent jeszcze jest z nami?”, pytał tygodnik Karnowskich, a Kurskiemu do dziś wszyscy pamiętają, że wolał wyemitować orędzie premier Szydło niż prezydenckie.

Z kolei trzeci prawicowy tygodnik, „Do Rzeczy”, w sporze o sądy prezentował racje prezydenta.

Mówiąc o prawicowych mediach, o tym, że bardziej przypominają organy pisowskich frakcji, nie sposób pominąć koncernu ks. Rydzyka. Jego media poparły Macierewicza, popierają też wycinającego Puszczę Białowieską ministra Szyszkę.

A pani premier? To ona jest jednym z największych przegranych ostatnich tygodni. Bunt Dudy pokazał bowiem, jak bardzo jest niesamodzielna i jak niewielką ma władzę. Przecież część jej ministrów – Macierewicz, Ziobro, Błaszczak, Gowin, Szyszko – funkcjonuje poza jej plenipotencjami. Podobnie zresztą jak Mateusz Morawiecki, który krok po kroku rozbudowuje swoje wpływy w sektorze gospodarczym.

A Witold Waszczykowski? W ostatnich dniach głośno było o jego sporze z posłanką Małgorzatą Gosiewską, która pilotuje w Sejmie ustawę o służbie zagranicznej. Ustawa ta ma umożliwić Waszczykowskiemu wyrzucanie z MSZ niewygodnych urzędników. Będzie miał władzę usunięcia, kogo zechce. Ale okazuje się, że ta władza wielu się nie podoba, m.in. Gosiewskiej. W proponowanej przez MSZ ustawie wpisana więc została Rada Służby Zagranicznej. Składałaby się ona z przedstawicieli Sejmu, Senatu i prezydenta (czyli ludzi PiS) i służyłaby ministrowi jako ciało opiniodawcze „w różnych zagadnieniach, również tych drażliwych związanych z nawiązywaniem stosunku pracy z pracownikami MSZ”.

W ten sposób wprowadzono by do ministerstwa ciało, które miałoby wielki wpływ na ruchy kadrowe. Waszczykowski ten pomysł oprotestował u Kaczyńskiego. Rychło zatem się dowiemy, czyj to był pomysł – kierownictwa PiS czy Małgorzaty Gosiewskiej.

Ten drobny przykład znakomicie ilustruje sytuację w obozie władzy. Narastające spory – o władzę, o panowanie nad kadrami, o pieniądze – są nieuniknione i w sposób nieunikniony prowadzić będą PiS do kolejnych konfliktów wewnętrznych. Kaczyński to widzi, stąd wzięły się jego zapowiedzi. Że PiS potrzebna jest jedność – czyli podporządkowanie się prezesowi. Że rozważana jest rekonstrukcja rządu – tym sposobem jednych się straszy, a drugim daje nadzieję. No i rośnie rola prezesa jako tego, kto tej rekonstrukcji dokona. Że PiS szykować się musi do wyborów samorządowych – co partyjnym kadrom daje zajęcie.

Prezes wierzy, że tym sposobem umknie przed kolejnymi konfliktami. W PiS też mamy wyścig z czasem.

Wydanie: 2017, 41/2017

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy