Kac po Arizonie

Kac po Arizonie

Po siedmiu latach wracamy do wsi, gdzie powstał film „Arizona”, symbol Polski popegeerowskiej Przy znaku „Zagórki 2” skręca się w wąską asfaltówkę otoczoną starymi klonami. Co kawałek jest wysepka, żeby można było się minąć. Po horyzont tylko pola… 19 km od Słupska, na uboczu, akurat tam, gdzie zaczynają się kocie łby, zawraca autobus i zaczynają się Zagórki. Wzdłuż brukowanej drogi stoją domy. Ten najładniejszy we wsi po lewej stronie należy do Tadeusza Kurkiewicza, byłego sołtysa, którego sponsoruje córka z Włoch. To z jego kobyłki Baśki śmiała się cała Polska, gdy Baśka nie mogła podnieść zadu z łąki w ostatniej filmowej scenie. Do dziś nie wiadomo, czy ze starości, czy od wina. Dom po drugiej stronie drogi kupił sobie dyrektor ZUS w Słupsku, żeby przyjeżdżać tu latem. Więcej ładnych domów nie ma. W dali za sfatygowaną furtką z tabliczką „Teren prywatny” straszą stary pałac i obory PGR-u, z którego żyła cała wieś. Jako pierwszy w słupskim poszedł pod nóż. Dalej mieszkają Bartosiaki, co najlepiej na „tych telewizorach” wyszli. Bo „telewizory” kupili im świnię, którą kazali zaszlachtować na oczach dzieci. Nie dość, że świniaka przerobili na kiełbasę, to jeszcze im zapłacili. Eugeniusz Bartosiak zaraz potem zachorował na raka mózgu i zmarł. Ludzie mówią, że to kara za ten cyrk. Po blaszanym przystanku hula wiatr. Właśnie zajechał PKS na 7 rano. Rozwozi dzieci do szkoły. Młodsze do Kuleszewa, starsze do Kończewa, Kobylnicy, Słupska. PKS wyznacza rytm dnia, dzieląc czas na pięć kawałków: 7.05, 11, 14, 15, 16. Poza tym nie dzieje się nic. W zasadzie dwa najważniejsze wydarzenia w życiu Zagórek to likwidacja PGR-u w 1990 r. i ten film, o którym ludzie mówią: „Napilim my się życia”. To tu siedem lat temu Ewa Borzęcka nakręciła socjologiczny obrazek o życiu, a właściwie o piciu z beznadziei, o przepuklinach, menelach, ruderach, żylakach, błocie. Gdy pewnego wieczoru puściła to telewizja, wieś zyskała ogólnopolski, a dzięki kanałowi Polonia ogólnoświatowy rozgłos. Tytułowa „Arizona” nie ma nic wspólnego z Ameryką, to znieczulacz za 2,80 zł, pocieszyciel, skracacz czasu oczekiwania na cud. To tytuł tutejszej biedy, który do dziś odbija się ludziom kacem. Się siedzi, się ciągnie W dole, na końcu drogi, stoją pokryte liszajem cztery popegeerowskie bloki, w każdym po cztery rodziny. Większość tutejsza, spod lasu, zza miedzy, z sąsiedniej wioski. Obcych nie ma, bo tu nikt nie przyjeżdża. Wśród swoich się pobierali. Obok bloków szopy z rupieciarnią i ziemniakami na zimę. To już wszystko w Zagórkach. Kolorowe, jakby wyrwane z kontekstu stoją tylko dwa niebieskie kontenery na szkło i plastik – dla ekologicznej edukacji mieszkańców. O reportażu nikt już nie mówi. Ludzie już nie patrzą na siebie spode łba i śmiało chodzą po zasiłek, a opieka nie mówi: „Nie, bo przepijacie pieniądze”. Poarizonowska turystyka z niemieckimi wycieczkami pstrykającymi zdjęcia też się skończyła. Ale nikt w Zagórkach nie zapomni tego pijaństwa. Chuda, zniszczona kobiecina w cerowanym na łokciach sweterku siada na wersalce, kładzie na stole paczkę mocnych i popielniczkę. O tym, że Bronisława Musiał była kiedyś ładna, przypomina tylko retuszowane zdjęcie na ścianie. Teraz została tylko chuda, dzięki czemu dziś na ubraniach oszczędza. Ostatnie kupiła 25 lat temu, jeszcze za dobrego. – Zresztą gdzie ja chodzę? – zaciąga się mocnym. Mówi jakby leniwie. Bo werwę do czego ma mieć? Nawet wstać nie musi. 6.15 wychodzi do pracy pierwszy syn, o 6.30 mąż wyjeżdża rowerem do swojej pracy przy paszy, o 6.45 najmłodszy do szkoły. Gdyby nie miała „tych dwóch synów swoich”, wcale by nie wstawała. W lodówce wziętej na raty skrawek kiełbasy i chrzan. W garnku na piecu obrana brukiew na zupę. Pani Bronia tylko czeka, aż kości przywiozą do sklepu. W kieszeni ma co prawda dwa euro, które chrześniak przywiózł zza granicy na pamiątkę, ale kości weźmie na krechę. – Mąż przynosi 700 zł, starszy, co pracuje na drogach, daje na dom 400. I co można zwojować? Tylko córce, która mieszka obok, dobrze się trafiło, bo wyszła za pracującego. Zupę nastawi na 16, jak wszyscy wrócą. Zjedzą i każdy pójdzie w swój kąt, syn zakręci się na wieś, mąż odpali telewizor, a pani Bronia na chałupy. O 19 godzinie już śpi:

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 48/2005

Kategorie: Reportaż
Tagi: Edyta Gietka