O 60 mandatów do Rady Warszawy walczy 1353 kandydatów Walka o mandat radnego w Warszawie zazwyczaj pełna emocji tym razem zdecydowanie przebiega w cieniu wyborów prezydenta miasta. Wyjątkowo stolica nie jest obwieszona niezliczonymi plakatami wyborczymi, a na ulicach nie wciska się warszawiakom setek ulotek wychwalających kandydatów. Nie słychać – przynajmniej na razie – o zażartych sporach między konkurencyjnymi ugrupowaniami. Nie ma gorącej wyborczej atmosfery. Chociaż do wyborów zostały zaledwie dwa tygodnie, kampania właściwie jeszcze nie ruszyła. – Nie ma zbyt wiele ulotek czy plakatów, ponieważ większość czekała na numer wylosowany dla ugrupowania, z którego startują. W drukarni też muszą mieć czas na przygotowanie materiałów. Myślę, że wszystko zacznie się dopiero w tym tygodniu. Na razie kandydaci na radnych organizują spotkania z wyborcami – mówi radna Halina Troszczyńska-Smyczyńska, która na Bielanach stara się o wybranie na kolejną kadencję z list SLD. Warszawiacy przyzwyczajeni do ostrej rywalizacji kandydatów teraz mają poczucie niedoinformowania. Niewiele osób prezentuje swoje programy, nie wiadomo nawet dokładnie, kto kandyduje z danego okręgu. Nie wiadomo więc, komu można powierzyć swój głos. – Przyczyn tego jest kilka – wyjaśnia Renata Łuczyńska (SLD) ubiegająca się o ponowny mandat radnej na Woli. – Przede wszystkim bardzo późno przyjęto ordynację wyborczą. Stąd kalendarz wyborczy znacznie się skrócił. Poza tym bezpośrednie wybory prezydenta, wójtów czy burmistrzów przyćmiły i zdominowały wybory na radnego. Silni kandydaci do fotela prezydenta Warszawy sprawili, że indywidualne kampanie radnych zeszły na drugi plan. Problem powstał także przy nowym podziale okręgów wyborczych, spowodowanym zmianą ustroju miasta. – Niektórzy radni znaleźli się poza swoim dotychczasowym okręgiem. Są przypadki, że na spotkaniach kandydat podaje, że jest radnym, a mieszkańcy mu nie wierzą, bo nigdy go u siebie nie widzieli – opowiada radna Renata Łuczyńska. – Na razie jest totalny bałagan. To głupota, że są różne numery dla jednego ugrupowania. Do Rady Warszawy Platforma Obywatelska ma numer 10, ale już na Targówku – 11. To może dezinformować mieszkańców – opowiada Maciej Świderski, przewodniczący Rady Krajowej Młodych Konserwatystów, ponownie kandydujący na radnego Targówka. – To nie jest najlepszy czas na organizowanie festynów przedwyborczych czy nawet spotkań z mieszkańcami. Zrobiło się zimno i ludziom po prostu nie chce się wychodzić z domów – uważa Renata Łuczyńska. Dlatego, aby dotrzeć do mieszkańców, trzeba się do nich pofatygować. Ostatnio popularne są wizyty w domu mieszkańców. – Kandydaci PO na radnych będą chodzić od domu do domu i przekonywać do swoich racji. Zresztą nie będziemy jedyni. Tak samo będą robić kandydujący z innych ugrupowań. Może się nawet zdarzyć, że jednego dnia przez blok przejdzie kilku startujących z różnych komitetów – przewiduje Maciej Świderski. Jak się zachować, jak prezentować, a nawet jak się ubrać na takie spotkania, kandydaci na rajców dowiadywali się podczas specjalnych szkoleń. Prowadzenie tego rodzaju kampanii bywa niebezpieczne, gdyż taka niespodzianka nie zawsze wywołuje entuzjazm u odwiedzanego. – Podczas poprzedniej kampanii trafiłem na wyjątkowo krewkiego pana. Zaczął na mnie krzyczeć, a później zatrzasnął drzwi przed nosem. W takich sytuacjach trzeba przeprosić i grzecznie się wycofać – radzi Maciej Świderski. W kampanię radnej Renaty Łuczyńskiej zaangażowali się wolontariusze. – Są wspaniali. Można ich spotkać w tramwajach, na przystankach, rozmawiają z ludźmi, przedstawiają mój program. W ten sposób chcemy dotrzeć do warszawiaków, poznać ich problemy i dowiedzieć się, czego oczekują od swojego radnego – twierdzi. Barierą hamującą aktywność kandydatów jest także kwestia finansowa. Osoby, które znajdą się na liście wyborczej, wpłacają określoną sumę na rzecz ugrupowania, które ich wystawiło. Ale pieniądze te zostają przeznaczone na kampanię wojewódzką, miejską i gminną. W rezultacie fundusze przeznaczane na poszczególnego kandydata na rajcę są bardzo skromne. W przeciwieństwie do wyborów parlamentarnych samorządowcy nie toczą ostrych sporów pomiędzy konkurentami z innych partii. – Na poziomie lokalnym różnice ideologiczne nie mają większego znaczenia. Najważniejsze są programy dla miasta, a te są zazwyczaj bardzo do siebie zbliżone – przekonuje Renata Łuczyńska. – Tak naprawdę kandydaci na radnych walczą pomiędzy sobą w ramach swojego
Tagi:
Joanna Tańska









