Wygrały województwa

Wygrały województwa

Kongres młodzieżówki SLD nie był spotkaniem młodych aparatczyków

Ze zdziwieniem przeczytałem artykuł „Razem, a jednak osobno” (numer 4 „P” z 25 stycznia 2004 r.), traktujący o pierwszym Kongresie FMS, czyli młodzieżówki eseldowskiej.
Tak się składa, że byłem delegatem na ów Kongres i gdyby nie zamieszczone w artykule zdjęcia, to byłbym skłonny pomyśleć, że dziennikarze „Przeglądu” w ogóle nie pofatygowali się na obrady, a relację z nich wysmażyli na podstawie opowieści sfrustrowanych delegatów, którym „coś” na Kongresie nie wyszło. Ciekawe, że redaktor Tomasz Sygut przytacza jedynie jednostronne opinie niektórych delegatów, których nazwisk z litości nie wymienię, ponieważ byli członkami pewnej nieformalnej grupy kolesiowskiej, bo chyba nie koleżeńskiej, która to grupa robiła wszystko, żeby obrady zerwać, albo żeby przynajmniej zakończyły się one skandalem. Nie było bowiem pewnym kolegom w smak, że w wyniku demokratycznie przeprowadzonych wyborów polegli „ich” kandydaci. Dlaczego, pytam, red. Sygut nie raczył zauważyć skandalicznego zachowania niektórych delegatów, które wyrażały się w totalnej obstrukcji, próbach naginania statutu dla własnych celów, tworzeniu kuriozalnych konstrukcji prawnych na poparcie swoich tez, czy zgłaszaniu coraz to bardziej dziwacznych wniosków? To właśnie ci delegaci stroją się teraz w artykule na „ostatnich sprawiedliwych”, a autor znakomicie im w tym pomaga.
Bzdurą jest też to, że na Kongresie przegrała koncepcja „organizacji nieuginającej karku z koncepcją koniunkturalnej młodzieżówki działającej pod butem Sojuszu”. Przegrali jedynie kandydaci, którzy według niektórych „byli lepsi, bo byli od nas”. Popierające ich osoby miały w głębokim poważaniu to, co myślą organizacje wojewódzkie FMS i do czego zamierzają one dążyć. Próbowano nas zepchnąć do roli tępej masy, która miała tylko odpowiednio zagłosować. Kiedy okazało się, że tego typu myślenie jest – krótko mówiąc – chore i na Kongresie poniosło klęskę, zaczęto mówić o „partykularnym interesie województw”. Fakt, że w nowowybranym Zarządzie Krajowym FMS znalazło się miejsce dla przedstawicieli właściwie wszystkich województw, podczas gdy według innej, działacze wojewódzcy mieli być chyba tylko dla ozdoby, świadczy tylko o tym, że nie wrócą czasy w których palcem pokazywała i o wszystkim decydowała „Warszawka”, do czego zresztą niektórzy, jak widać, dążyli. „Wszystko wzięło w łeb” – biadoli jeden z moich szanownych kolegów. Moim zdaniem, w końcu wzięło w łeb traktowanie młodzieżówki jako prywatnego, warszawskiego folwarku. Jeśli okaże się, że się pomyliłem, pierwszy zrezygnuję z funkcji.
Nie znane mi są powody, dlaczego w kontekście wypowiedzi kol. Michała Syski, którego szalenie cenię, dlatego pozwalam sobie wywołać go z nazwiska, redaktor „Przeglądu” zapomniał, że Kongres przegłosował zwołanie w przeciągu miesiąca konwencji programowej, zresztą na wniosek kol. Syski. To, że debata programowa nie doszła do skutku akurat na Kongresie, nie stało się dlatego, że nie mieliśmy nic do powiedzenia, ale dlatego, że „dzięki” niektórym sfrustrowanym kolegom, których zachowanie opisałem powyżej, Kongres zakończył się w sobotę późno w nocy, a w niedziele trwał równie długo. Przypominam, bo być może autorowi umknął i ten szczegół, że poniedziałek jest dniem pracującym, a niektórzy delegaci mieli do pokonania kilkaset kilometrów, aby dotrzeć do domów. Nie było więc tak, że zabrakło kworum, bo delegatom się nie chciało, albo nie byli zainteresowani. Nastąpiło po prostu „zmęczenie materiału”.
Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że tworzy się – świadomie lub nie – tak naprawdę sztuczne podziały. Podziały w stylu SML, a SMLD jak wykazał Kongres odeszły do przeszłości, biorąc pod uwagę, że Przewodniczący Grzegorz Pietruczuk (eks-SML) zgłosił na Sekretarza Albina Majkowskiego (eks-SMLD). W zastępstwie tego tworzy się kolejny sztuczny podział na koniunkturalistów i niepokornych. Być może niektórym do prawidłowej egzystencji potrzebne jest odczuwanie syndromu oblężonej twierdzy i szukanie sobie wroga? Bo trudno mi wierzyć, że te podziały nastąpiły z uwagi na chęć zdobycia stołków przez tą czy inną grupę. Nie jestem w stanie uwierzyć w aż tak ogromną ludzką naiwność. Jakie stołki, pytam i cóż one znaczą, biorąc pod uwagę stosunek części działaczy SLD do młodych? Bardziej lub mniej wirtualne rzeczone stołki mogą interesować co najwyżej działaczy z Warszawy, a jeśli tak, to uprzejmie proszę nie przenosić warszawskich podziałów na teren, bo on nas naprawdę guzik obchodzi. Obchodzi nas za to, aby młodzieżówka była silna, prężna i miała wiele do zaoferowania młodym ludziom. Dlatego mój niesmak budzi nie tylko postawa niektórych delegatów, ale i pokongresowa histeria, w którą niestety wpisuje się artykuł red. Syguta.
Nie rozumiem, w kontekście wyżej wymienionej rzetelności, dlaczego redaktor Sygut nie pofatygował się i nie zapytał o zdanie kolegów, którzy byli przeciwni pomysłom lansowanym przez przegraną grupę, a myślę, że po Kongresie ich sprzeciw jeszcze nabrał mocy. Tych, którzy mimo wszystko do wyników Kongresu są nastawieni optymistycznie (zadowoleni to chyba za dużo powiedziane). Mam wrażenie, pozostając z nadzieją, że mylne, iż cały tekst miał na celu „dowalenie” nowej lewicowej młodzieżówce już na samym starcie. Co dziwne, robi to tygodnik lewicowy. Mam nadzieję, że nie będę musiał się oszukiwać, że to tylko przez przypadek.

Franciszek Piątkowski
Wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego FMS
delegat z Lublina

 

Wydanie: 08/2004, 2004

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy