Czy Kanadzie grozi populizm?

Czy Kanadzie grozi populizm?

New immigrants to Canada and new Canadians take part in the 5th Annual Newcomer Day at Nathan Philips Square in Toronto, Ontario, Canada, on May 16, 2019. Toronto Newcomer Day celebrates new immigrants to Canada and new Canadians by providing them with any information they need to begin the process of integrating into Canadian society and starting their new life as Canadians. (Photo by Creative Touch Imaging Ltd./NurPhoto)

Populiści ponieśli klęskę w wyborach, ale do głosu dochodzą nastroje separatystyczne Korespondencja z Toronto Odkąd w Białym Domu zamieszkał najbardziej chyba kontrowersyjny amerykański prezydent w historii, Donald Trump, w Kanadzie najczęściej powtarzające się pytanie brzmi: „Czy to byłoby możliwe u nas?”. Aż 80% Kanadyjczyków, skądkolwiek by pochodzili, negatywnie ocenia prezydenturę Trumpa i sytuację w USA. To najwyższy odsetek na całym świecie. W cieniu Goliata Kanada ma tylko jednego sąsiada, od którego oddziela ją najdłuższa na świecie granica lądowa – 8893 km. Bagatela, tylko ciut więcej niż z Warszawy do… Tokio! To granica mało strzeżona (bo jak zapewnić jej pełną ochronę, poza tym do niedawna – po co?), przez którą my, posiadacze kanadyjskich paszportów, zwykle przejeżdżamy bez problemu. To jednak także granica psychologiczna, bo chociaż 90% Kanadyjczyków mieszka w odległości nie większej niż 160 km od granicy z USA, światopoglądowo są oni dość daleko od południowego sąsiada. „Jesteśmy inni niż Amerykanie” – to część naszej kanadyjskiej tożsamości. Język mamy ten sam (nieco odmienny leksykalnie i fonetycznie, no i z brytyjskim spellingiem), stosujemy jednak metry, kilometry i skalę Celsjusza, jesteśmy oficjalnie dwujęzyczni, mamy urlopy macierzyńskie i uniwersalną publiczną służbę zdrowia, nie możemy ot tak wejść do sklepu i kupić broni, w naszych szkołach nie ma strzelanin, nie asymilujemy imigrantów, ale otwieramy się na ich odmienność, itd. Nie da się za to ukryć, że gospodarka Kanady jest w ogromnym stopniu uzależniona od tego, co się dzieje u południowego sąsiada – większe dołki w USA zwykle odbijają się czkawką w Kanadzie. Kanada stanowi największy rynek dla amerykańskich towarów i usług. Dla 35 z 51 stanów to największy rynek eksportowy. Miliony amerykańskich miejsc pracy zależą od kanadyjskiego importu. Z drugiej strony Kanada jest głównym źródłem energii dostarczanej do USA (ropa, gaz, energia elektryczna). 20% tutejszego PKB to wynik eksportu dóbr do Stanów Zjednoczonych. A jednak kiedy w USA w 2008 r. pękła w końcu z hukiem bańka spekulacyjna, powodując upadłość banków, kryzys finansowy monstrualnych rozmiarów i powszechne tracenie domów przez Amerykanów, Kanada miała się dobrze. Mocny system bankowy i właściwe zabezpieczenia sprawdziły się, uchroniły kanadyjską gospodarkę. Nie są to więc tak zupełnie naczynia połączone. Populizm po kanadyjsku Kanadyjskie partie głównego nurtu mogą różnić się zasadniczo w wielu kwestiach, ale pewne elementy są dla wszystkich niepodważalne. Czy z prawa (Conservative Party of Canada), czy z lewa (New Democratic Party), czy w środku (Liberal Party of Canada), nikomu nie przychodzi do głowy kwestionowanie zasad powszechnej bezpłatnej służby zdrowia bądź imigracji jako niezbędnego i darzonego szacunkiem elementu kanadyjskiej rzeczywistości. Nikt nie zakwestionowałby też gwarantowanej przez konstytucję pełnej równości wszystkich ludzi, a ewentualne wypowiedzi przeciwko osobom LGBT czy imigrantom (nawet dawne, wygrzebane z archiwów) to wystarczający powód, aby ich autora odsunąć od polityki (taki był los Heather Leung, kandydatki konserwatywnej z Kolumbii Brytyjskiej, w październikowych wyborach) albo zwolnić z pracy (tak postanowiła telewizja publiczna CBC, zwalniając telewizyjnego guru hokeja z 40-letnim stażem Dona Cherry’ego). Mimo wszystko w 2018 r. nastroje dotychczas raczej niewychodzące poza media społecznościowe wypłynęły na powierzchnię. Poseł z Quebecu Maxime Bernier, który w 2017 r. minimalną liczbą głosów przegrał walkę o stanowisko lidera federalnej Partii Konserwatywnej, postanowił opuścić tę partię – wyraźnie za mało dla niego prawicową – i stworzył własną, People’s Party of Canada (PPC). Akurat we właściwym czasie – przed wyborami parlamentarnymi, które odbyły się w październiku tego roku. Pierwszy i jedyny ostatnio w kanadyjskiej polityce mówił o likwidacji Ustawy o wielokulturowości (Multiculturalism Act), fundamentu kanadyjskiego społeczeństwa, postulując przyjmowanie mniejszej liczby imigrantów i uchodźców. PPC ocenia ONZ jako „niedorzeczną” i „dysfunkcyjną” organizację, twierdząc, że uczestnictwo w niej może osłabić kanadyjską „suwerenność narodową”. Nie widzi moralnego uzasadnienia dla pomocy międzynarodowej. Twierdzi, że imigranci chcą „siłą zmienić charakter kulturowy i tkankę społeczną naszego kraju” i że trzeba budować fizyczne bariery, aby powstrzymać uchodźców. Partii Berniera zarzucano wystawianie kandydatów o poglądach rasistowskich i mizoginicznych, a jednak udało się jej zebrać 300 tys. dol. w zaledwie kilka godzin po rejestracji w Elections Canada. Bernier wystawił

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 51/2019

Kategorie: Świat