Argument o potrzebie obrony amerykańskich baz w Europie poprzez zainstalowanie antyrakiet w Polsce czy Czechach nie wytrzymuje krytyki W połowie lipca ub. roku doszło w Warszawie do rozmów specjalnej amerykańskiej delegacji rządowej pod wodzą Briana Greena, średniej rangi urzędnika Pentagonu, z przedstawicielami polskiej administracji na temat ewentualnego rozmieszczenia w naszym kraju bazy przeciwrakietowej. Ze strony polskiej rozmowy prowadził Robert Kupiecki – dyrektor Departamentu Polityki Bezpieczeństwa MSZ, a bezpośrednio je nadzorował wiceminister spraw zagranicznych – Witold Waszczykowski. W spotkaniu najprawdopodobniej nie uczestniczył odchodzący z MON wiceminister Stanisław Koziej, który w resorcie obrony odpowiadał za kwestie związane z amerykańską tarczą antyrakietową. Przecieki o rozmowach uruchomiły falę medialnych spekulacji w Polsce na temat rychłego podjęcia przez Amerykanów decyzji o lokalizacji bazy antyrakietowej w północno-wschodniej Polsce (w rejonie Pojezierza Augustowskiego) i rzekomej nieuchronnej zgodzie naszych władz na taką właśnie lokalizację. Według informacji, które „RAPORT-wto” uzyskał nieoficjalnie ze źródeł amerykańskich, rolę inspirującą w uruchamianiu co i rusz pojawiających się w polskich mediach kampanii związanych z tarczą mogą pełnić liczne centra lobbingowe i organizacje PR zza oceanu, wynajęte specjalnie do tworzenia odpowiedniego klimatu w krajach Europy, które istotnie są obiektem zainteresowania Missile Defense Agency, koordynującej wszystkie siedem programów przeciwrakietowych USA. Działają one na zlecenie wielkich korporacji zbrojeniowych zainteresowanych określonym, korzystnym dla nich, kształtem rozstrzygnięć politycznych (w krajach poza Stanami Zjednoczonymi) i zdecydowanych rozwiązań finansowo-technicznych na waszyngtońskim Kapitolu. Co więcej, stworzenie wrażenia, że wszystkie siły polityczne Polski jednoznacznie, bezwarunkowo popierają umieszczenie nowej amerykańskiej bazy antyrakietowej w Polsce, może mieć decydujący wpływ na legislatorów w USA, którzy ostatnio mają coraz więcej wątpliwości na temat skuteczności działania tarczy. I dali temu wyraz… obcinając w maju 2006 kwoty przewidziane w budżecie Missile Defense Agency na prace przy konstrukcji bazy antyrakietowej w Europie w roku finansowym 2007 (rozpoczął się on w październiku 2006). Na zainstalowanie amerykańskiego systemu nie zgodzili się Niemcy, Brytyjczycy ani Kanadyjczycy. Zapewne mieli ku temu ważne powody. Może warto o nich podyskutować w Polsce… W trakcie tej dyskusji trzeba pamiętać o tym, że Amerykanie bez skrupułów zatrudniają (a nawet już zatrudnili) specjalistów od propagandy wywodzących się z PRL-owskich służb specjalnych, a więc fachowców znających się na rzeczy. Warto też pamiętać, że dotychczas instalacje antyrakietowe budowano jedynie na pustkowiach, z dala od obszarów zabudowanych. Nie ma wątpliwości, że jesteśmy i będziemy obiektem działań na polu politycznego PR w wydaniu międzynarodowym, do czego niestety ani media, ani społeczeństwo, ani nasze elity polityczne nie są przyzwyczajone. I oczywiście nie są na takie zabiegi uodpornione. A wyrażenie ewentualnej zgody na lokalizację w Polsce trzeciej (po Fort Greely na Alasce i Vandenberg w Kalifornii) bazy amerykańskich antyrakiet, broniących jedynie terytorium USA, wpłynie na kształt polskiej obronności w najbliższym półwieczu. Dlatego wypada przychylić się do tezy, lansowanej niestety przez wąski krąg polskich decydentów, że sprawa ma znaczenie porównywalne ze wstąpieniem do NATO i powinna być przedmiotem ogólnonarodowej debaty (parlament – referendum). Wyciszmy przeto szum agencji PR i spójrzmy na fakty. Po rozmowach w Warszawie rzecznik ambasady USA w Warszawie potwierdził w rozmowie z „RAPORT-wto”, że doszło do intensywnej rundy rozmów Kupiecki-Green. Oświadczył jednocześnie, że nie podjęto żadnych decyzji dotyczących lokalizacji systemu antyrakietowego w Polsce. Żadnych szczegółów i komentarzy. „RAPORT-wto” ustalił, że było to ostatnie spotkanie z tak zwanej serii przygotowującej grunt. Toczonej jedynie przez urzędników średniego szczebla. Obecnie wiadomo już, jakie stanowiska reprezentują obie strony. Spisano je w postaci katalogu postulatów amerykańskich i zbioru postulatów polskich. Wiemy także, że dyskutowana w mediach kwestia eksterytorialności ewentualnej bazy antyrakiet nie jest przedmiotem sporu. Amerykanie optują raczej za wynajęciem określonego terenu na dany okres (dość długi). Dowiedzieliśmy się również, że strona polska twardo postawiła warunki uczestnictwa naszego przemysłu zbrojeniowego w rozwoju tarczy oraz dopuszczenia nas do najnowszych technologii. Amerykanie na razie nie protestowali, bo rolą delegacji Greena było jedynie rozpoznanie twardych i miękkich punktów stanowiska Polaków. Zbijanie naszych żądań nie było powinnością Greena. To wszystko oznacza, że urzędnicy odpowiedzialni za polityczno-techniczne ustawienie sprawy zrobili swoje i obecnie może, ale nie musi, nadejść czas prawdziwych negocjacji. Uruchomić
Tagi:
Wojciech Łuczak









