Czy karać malujących graffiti?

Czy karać malujących graffiti?

Szczepan Jerzy Morycz, dyrektor Wydziału Porządku Publicznego Zarządu M.St. Warszawy W ścisłym centrum miasta, w strefach, gdzie znajdują się obiekty użyteczności publicznej, należy ścigać i karać malujących graffiti. Nie można dopuścić, by centra stolicy były zapaćkane. Ale jeśli chodzi o peryferie, to moje zdanie jest nieco odmienne. W niektórych przypadkach lepiej czymś pokryć zacieki na obskurnym murze lub na płocie. Tam graffiti dodałyby miastu trochę uroku. Mam więc na tę sprawę dwa różne spojrzenia. Nie można pozwolić, by na budynku prezydenta, premiera czy wojewody znalazły się napisy różnej treści i w różnej kolorystyce, bo musimy dbać o schludny wygląd elewacji zewnętrznych architektury; to samo dotyczy centrów reprezentacyjnych, poważnych obiektów użyteczności publicznej i biznesu, obiektów sakralnych, pamiątek historycznych, np. Zamku Królewskiego, Starówki, itd., gdzie liczy się styl architektoniczny. Tam przypadki malowania graffiti nie mają żadnego usprawiedliwienia i powinny być karane. Inaczej na terenach, gdzie gospodarze nie potrafią zadbać o wygląd swoich posesji, a są grupy utalentowanych ludzi, którzy mogliby im w tym pomóc. Wiem, że zdania w tej kwestii są podzielone, jedni uważają graffiti za ładne, inni za brzydkie. Gdybym był gospodarzem torów wyścigów konnych, nie pozwalałbym zamalowywać okalających ich murów, bo graniczą one z wielkimi osiedlami. Ale są pozaklejane ogrodzenia, różne tymczasówki, paskudne miejsca i tam graffiti zdaje egzamin, pozwala przy tym na upust fantazji. Tomasz Klata, redaktor naczelny “City Magazine” Nie należy karać, ponieważ jest to rozwinięta forma twórczości artystycznej. W różnych miastach malowanie graffiti uznaje się za akt wandalizmu. Według mnie – niesłusznie. Jeśli np. malunkami pokryje się tabor podmiejskiej kolejki WKD, to nie jest to wandalizm. Wolę tak pomalowaną kolejkę niż wagoniki w stanie, jaki zapewnia im PKP. Malowanie graffiti jest dla wielu młodych ludzi początkiem kariery artystycznej. Sami w “City Magazine” opisywaliśmy takie przypadki, że ktoś robił graffiti, a potem dostawał się na Akademię Sztuk Pięknych. Z pewnością najwybitniejsi z grafficiarzy dostają się później w obieg profesjonalny. Tak dzieje się od lat na Zachodzie. Np. wybitni artyści nowojorscy, Basqit czy Haring, wyrastający w kręgu Andy Warhola, zaczynali od rynku graffiti i stworzyli styl wysublimowany artystycznie, bo graffiti to ciekawa forma ekspresji. Wielu malujących graffiti ukrywa się. Taka jest moda i obyczaj w tym środowisku, podpisują się na swoich pracach pseudonimami. Niektórzy ich przedstawiciele wykonują prace komercyjne, np. reklama napoju Frugo była współprodukowana przez grafficiarzy. To jednak grupa mniej poważana, bowiem na ogół graffiti jest działalnością non profit, niekomercyjną. Szacunek wśród kolegów zdobywa malowanie graffiti nie nastawione na dochód i zysk. Prof.  Andrzej Kreutz-Majewski, malarz, scenograf Graffiti śledzę od lat. Początkowo widziałem je tylko w USA, potem w Szwajcarii, a obecnie w Polsce. To jest fantastyczne zjawisko. Dziwię się, że graffiti nie weszło w normalny obieg sztuki, sądzę, że te prace powinny znaleźć miejsce w salach wystawowych. Są one przecież manifestacją witalności, żywotności młodej generacji. Szkoda, że profesjonalne centra kultury nie zareagowały na to zjawisko, które nie jest wcale subkulturą. Zamiast zapychać galerie okropną postmoderną, postabstrakcjonizmem i odwracać się tyłkiem do życia, należałoby eksponować graffiti permanentnie. Warto stworzyć miejsca kontestacji artystycznej, bo inaczej dochodzi do kolejnych skandali. Tak jak współczesna symfonika musi się liczyć z milionami młodych odbiorców, których modelują koncerty rockowe, tak samo powinno być z plastyką. Graffiti jako fenomen rządzi się własnymi prawami, a my krzywdzimy tę młodzież, niszcząc jej prace. Sam widziałem, jak po zbudowaniu domu dochodziło do barbarzyństwa, bo stanowiące ogrodzenie płyty spilśnione, zamalowane przepięknymi rzeczami, łamano, zrywano i wrzucano do śmieci. A przecież to świadczy o naszej degradacji, o zupełnym odwróceniu się tyłem do potrzeb i wizji młodych pokoleń. Bogusław Kaczyński, publicysta i prezenter telewizyjny Już od niepamiętnych czasów głowię się nad tym, jaka powinna być reakcja władz odpowiedzialnych za kształt, czystość i estetykę naszych miast w odniesieniu do tych licznych bazgrołów, jakie szpecą nasze domy, przystanki tramwajowe, parkany, często także, niestety, historyczne budowle. Pierwszy raz widziałem to zjawisko w Nowym Jorku, gdzie nie mogłem ochłonąć ze zdumienia, iż kolejka metra jest pokryta, od kół do dachu, zewnątrz

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 07/2001, 2001

Kategorie: Pytanie Tygodnia