Kardynalny błąd

Kardynalny błąd

Demonstranci krzyczeli „Tu jest Polska!”, to samo wołali zwolennicy kard. Dziwisza. Jednych i drugich rozdzielał kordon policji Nie mam pojęcia, czy ktoś organizował codzienne manifestacje pod „papieskim oknem” krakowskiej kurii metropolitalnej przeciwko decyzji kard. Stanisława Dziwisza o pochowaniu Marii i Lecha Kaczyńskich na Wawelu. Nie było żadnych przemówień, rozdawania ulotek, kierowania tłumem. Natomiast zwolennicy pochowania prezydenta Kaczyńskiego obok trumny marszałka Józefa Piłsudskiego, którzy też przychodzili „zawsze o dwudziestej” pod kurię, wiedzieli dobrze, że te protesty są dziełem lewaków, ateistów, pachołków Moskwy, „Gazety Wyborczej”, Platformy Obywatelskiej, szatana, zdrajców Ojczyzny i oni wszystkich dobrze znają. Nie wiem, do której z tych grup zostałem zaliczony, mogę tylko powiedzieć, co działo się w Krakowie we wtorek, 13 kwietnia, chwilę po ogłoszeniu o godz. 18 przez kard. Dziwisza, że prezydent Kaczyński spocznie wraz z małżonką na Wawelu. Najpierw telefony od znajomych, czy to nie jakiś żart, zdumienie, zaskoczenie, potem kilkanaście SMS-ów od nawet mniej znanych osób i wszystkie o podobnej treści: „Franciszkańska 3, dzisiaj, godz. 20, protest przeciwko pochówkowi M. i L. Kaczyńskich na Wawelu. Przyjdź. Prześlij dalej”. Otworzyłem komputer i to samo w mejlach: „Spotykamy się przed kurią o 20. Przyjdź. Prześlij dalej”. Na Facebooku pojawiły się pierwsze fora dyskusyjne na ten temat i niesłychana, wprost piorunująca mobilizacja przeciwników tego projektu. Po zaledwie dwóch godzinach od decyzji kard. Dziwisza pod jego oknami przy Franciszkańskiej było już prawie 500 osób. To wprost niebywałe, jakie znaczenie w komunikacji międzyludzkiej mają dzisiaj telefony komórkowe i internet. Kiedyś, aby zorganizować tak dużą demonstrację, trzeba było drukować afisze, przez kilka dni rozklejać je w całym mieście. Wszyscy wiedzieli, po co przyszli pod kurię, ale przypuszczali, że ktoś zacznie, przemówi. Poza dwoma większymi transparentami ludzie przynieśli kartki papieru z własnoręcznie, niezgrabnie napisanymi hasłami. Pod kurią zjawiło się sporo osób znanych w Krakowie – lekarzy, adwokatów, aktorów, ludzi pióra, plastyków, niektórzy przyszli z całymi rodzinami. Do tego sporo młodych – studentów, licealistów. Zaczęto skandować: „Nie Wawel, Powązki!”, „Polityka precz z Wawelu!”, „Kardynalny błąd!”, „Wawel dla królów!”, „Profanacja!”. Nawet najwięksi obrońcy zabytku, jakim jest Wawel, nie potrafiliby wywołać takiej reakcji tłumu, gdyby nie wcześniejsze urazy krakowian do prezydenta. Obywatel PiS Kulminacja antyprezydenckich nastrojów w Krakowie nastąpiła miesiąc przed tragedią w Smoleńsku i wszystko to spowodowali działacze Prawa i Sprawiedliwości, którzy po zdobyciu przewagi liczebnej w radzie miasta i zepchnięciu na margines PO postanowili przeforsować nadanie Lechowi Kaczyńskiemu tytułu honorowego obywatela miasta. Podjęcie tej uchwały miało nastąpić na sesji 17 marca br., a wręczenie tytułu w maju. Wtedy właśnie doszło do pierwszej i również niesłychanie potężnej mobilizacji miasta przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu. Przeciwnicy tej decyzji założyli stronę internetową www.niedlaprezydenta.pl, słusznie zresztą zdjętą z sieci z chwilą rozbicia się samolotu pod Smoleńskiem, bo było na niej tysiące wpisów niezbyt przyjemnych dla zmarłego. Zakładano fora na Facebooku i innych portalach. Zebrano ponad 4,5 tys. podpisów pod petycją w tej sprawie, którą wręczono przewodniczącemu Rady Miasta Krakowa Jerzemu Pilchowi. Argumentem radnych PiS za honorowym obywatelstwem dla Kaczyńskiego miała być jego troska o zabytki Krakowa i przekazywanie na ten cel przez Kancelarię Prezydenta sporych kwot. Przeciwnicy uznali, że te fundusze przyznawali miastu również inni prezydenci, Jaruzelski, Wałęsa, Kwaśniewski, a więc nie ma w tym nic szczególnego. Nie można nagradzać kogoś za dysponowanie nie swoimi, lecz państwowymi pieniędzmi. Przeciwnicy Kaczyńskiego posługiwali się głównie dwoma argumentami. Po pierwsze, uznali, że jest za wcześnie na ocenę działalności prezydenta, gdyż jest to jego pierwsza kadencja i nie zdążył jeszcze nic specjalnego zrobić ani dla kraju, ani dla Krakowa. A co do samego miasta, to zarzucano mu wręcz arogancję, lekceważenie prezydenta Jacka Majchrowskiego za lewicowe poglądy, zignorowanie w 2007 r. zaproszenia na obchody 750-lecia lokalizacji miasta, torpedowanie w 2009 r. krakowskich obchodów rocznicy powstania „Solidarności”, dokonanie czystki w Społecznym Komitecie Odnowy Zabytków Krakowa poprzez odwołanie z niego wszystkich, którzy nie złożyli oświadczeń lustracyjnych. Wśród usuniętych z tego zaszczytnego grona znaleźli się m.in. bp Tadeusz Pieronek, Mieczysław Gil, Krystyna Zachwatowicz, Jerzy Pieszczachowicz. Po drugie, przeciwnicy prezydenta twierdzili, że nadanie w maju

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2010, 2010

Kategorie: Kraj