W sporze o telewizję gra toczy się o pieniądze Telewizję można doić – te słowa, wypowiedziane przed laty przez producenta Macieja Strzembosza, robią dziś na Woronicza zawrotną karierę. Nic więc dziwnego, że gdy Strzembosz odwiedza siedzibę TVP, patrzą na niego nieufnie. Strzembosz to wspólnik prezesa Jana Dworaka w firmach producenckich Prasa i Film oraz Studio A. Z naszych informacji wynika, że była firma prezesa Dworaka (obecnie kierowana przez Strzembosza) jest na liście największych producentów zewnętrznych TVP. W planie produkcji zewnętrznej na rok 2005 liczące miejsce zajmuje też była firma dyrektora Jedynki, Macieja Grzywaczewskiego – Profilm. Jak mówią na korytarzach telewizji, w TVP reaktywował się towarzysko-polityczny układ, który stał kiedyś za Telewizją Familijną. W podziale telewizyjnego tortu uczestniczą firmy Macieja Pawlickiego i Andrzeja Horubały, czyli bliskich znajomych Dworaka i prezesa Piotra Gawła. Tylko w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy zarobiły w TVP kilka milionów złotych. Analizując spór o telewizję, warto więc powiedzieć: chcesz wiedzieć więcej – zobacz, gdzie idą pieniądze. Kto ma władzę, ma pieniądze Telewizja publiczna ma ponad 1,5 mld dochodu. Najwięcej – bo prawie 700 mln – pochłania program (wydatki na produkcję własną, produkcję krajową zewnętrzną oraz produkcję zagraniczną). Asa w rękawie ma więc ten, kto ma wpływ na decyzje programowe. Nic więc dziwnego, że jednym z pierwszych ustępstw Ryszarda Pacławskiego, prezesa ds. programowych, było przekazanie Dworakowi kontroli nad Agencją Filmową. Po zawieszeniu Pacławskiego prezes wziął pod swoją kuratelę cały program, w tym wpływ na rozdzielanie kontraktów dla producentów zewnętrznych. Choć Dworak, podobnie jak Grzywaczewski i Dejmek, pozbyli się udziałów w swoich firmach, ich relacje ze środowiskiem pozostały. Mimo że mamy do czynienia z bliskimi związkami kierownictwa z producentami, zarząd do dziś nie przyjął czytelnych instrukcji współpracy z producentami zewnętrznymi. Brak procedur rodzi podejrzenia. A w grę wchodzą ogromne pieniądze. Jak wynika z naszych informacji w 2004 r. sama była firma dyr. Macieja Grzywaczewskiego (Profilm) otrzymała z telewizji 1 mln 366 tys. zł. To kwota na produkcję „Od przedszkola do Opola” oraz „Wigilijnej Paczki”. Studio A (była firma prezesa Dworaka) dostało z TVP w ubiegłym roku 551 tys. zł (produkcja teleturnieju „Gra z cieniem” i programu „Pisklak”). Jeszcze intratniejsze kontrakty dla byłych firm Dworaka i Grzywaczewskiego przewidziano w planie produkcji zewnętrznej na rok 2005. Łącznie produkcja niezależna wyniesie ponad 200 mln zł. Z tej sumy dla Studia A ma przypaść 1 mln 372 tys. zł za „Hotel pod żyrafą” oraz prawie 155 tys. zł na produkcję teleturnieju „Gra z cieniem”. Dla Profilmu przewidziano natomiast 1 mln 440 tys. (produkcja „Od przedszkola do Opola”). Warto podkreślić, że w 2001 r. Profilm za ten program dostawał niemal dwa razy mniej. Byłe firmy Dworaka i Grzywaczewskiego nie należą jednak do potentatów. Na antenę telewizji publicznej trafili ludzie i programy będące niegdyś wizytówkami Telewizji Familijnej. W czubie produkcji niezależnej TVP znajdują się Maciej Pawlicki i jego firma Picaresque. W 2004 r. Pawlicki otrzymał z TVP ponad 1,2 mln zł. Picaresque realizowała dla TVP „Warto rozmawiać”, talk show „Bigosowa i szwagry”, „Stratosferę” oraz „Zacisze gwiazd”. Warto podkreślić, że programy te pojawiły się w ramówce dopiero pod koniec ubiegłego roku. W podziale telewizyjnego tortu uczestniczy też dobry znajomy dawnego prezesa TVP, Wiesława Walendziaka – Andrzej Horubała. Był on szefem rozrywki w Programie 1 TVP. Później zaczepił się w Telewizji Familijnej. Do telewizji publicznej wrócił wraz z ekipą Dworaka. W planie produkcji zewnętrznej TVP na rok 2005 przewidziano dla Horubały i jego Rewolty 1,4 mln zł za „Lekką jazdę Mazurka i Zalewskiego” (planowana umowa do podpisania) oraz 560 tys. zł za emitowany w Dwójce program „Tele peerele”. Obok intratnego kontraktu Rewolta wynegocjowała też komfortowe warunki realizacji. Przy produkcji „Lekkiej jazdy” studio, ekipę techniczną i realizatora zapewnia… telewizja publiczna kupująca program! Wkład producenta to scenografia, reżyser i prowadzący. W dodatku nikomu przez dłuższy czas nie przeszkadzało, że program był totalną klapą (oglądalność na poziomie 3,4%). Był, bo coraz głośniej mówi się, że „Jazdy” w jesiennej ramówce nie będzie.
Tagi:
Tomasz Sygut









