Kiedy wybuchnie bunt?
ZAPISKI POLITYCZNE W pradawnym roku 1956, gdy narastały nadzieje Polaków na rychłą zmianę, mój teść odnowił starą, przedwojenną znajomość z dr. Widy-Wirskim, politykiem z kręgów rządowych. Panowie spotykali się podczas przyjazdów Ojca do Warszawy i plotkowali o dawnej młodości i o bieżącej polityce. Po jednym ze spotkań, gdzieś na jesieni, pojawiła się relacja Widy-Wirskiego ze spotkania z Gomułką u niego w domu. Towarzysz Wiesław, po wypuszczeniu z kryminału, mieszkał w dość skromnym mieszkaniu na Saskiej Kępie i tam przyjmował gości. Dr. Wirskiego znał widocznie na tyle dobrze, iż nie musiał grzecznościowo przerywać wykonywanej właśnie pracy. Poprosił tylko o chwilę cierpliwości, gdyż musi coś ważnego ukończyć. Jak opowiadał dr Widy, tow. Wiesław siedział przy dużym stole zawalonym papierami pokrytymi długimi kolumnami cyfr, które sumował półgłosem. Wreszcie zerwał się od stołu, podszedł do Wirskiego ze słowami: Tak czy owak, niedługo musi wybuchnąć! Co ma wybuchnąć? – spytał Wirski. Bunt robotników – powiedział Wiesław. – Przy tych cenach żywności oraz innych potrzebnych do życia artykułów budżet rodziny robotniczej musi się załamać i będzie bunt. Słuchaliśmy opowieści teścia z ciekawością, jaką budziła każda relacja o zachowaniu Gomułki. Nic jeszcze we wczesnej jesieni tamtego sławnego roku nie znaczył w życiu politycznym, ale nadzieje na przemiany związane z jego ewentualnym powrotem do władzy już zaczynały rosnąć. Zbliżała się, a może nawet już trwała, odwilż w polityce, zwiastowana przez ewenementy literackie. Powieść Erenburga pod tym historycznie znaczącym tytułem była już szeroko znana, a mnie samemu zdarzyło się w Kole Młodych Związku Literatów wygłosić przyjętą oklaskami prelekcję o “Poemacie dla dorosłych” Adama Ważyka. Ludzie, z którymi dzieliłem się plotką o Gomułce siedzącym w koszuli i szelkach przy obliczaniu granic wytrzymałości rodzin robotniczych, słuchali bez większego przejęcia się tą wiadomością, ważną dla tych, co mieli więcej nadziei niż wiedzy o kulisach nadchodzących wydarzeń niespełnionej rewolucji Polskiego Października. Trafność Gomułkowskich przewidywań mogłem sobie potwierdzić niedługo później, gdy na wiosnę 1957 roku trafiłem do pracy na Żerań, do FSO, gdzie z poręki Leszka Goździka zacząłem wydawać pismo rad robotniczych pt. “Fakty”. Pierwszy raz zetknąłem się wtedy ze społecznością robotniczą rekrutującą się zarówno z młodej kadry, świeżo przybyłej do miasta i do zawodu ze wsi, jak i z robociarzy starej daty, o długim stażu fabrycznym nie tylko w Polsce. Spośród tych ostatnich wielu wyleciało za bramę natychmiast, gdy tylko przypomniały się im dawne robotnicze obyczaje strajkowania przeciw krzywdzie wyrządzanej przez pracodawcę. Ale to już jest inna opowieść. Raczej do pamiętnika, gdzie należałoby opisać sprawę dokładniej. Jest zdumiewające to, iż trudności związania końca z końcem były dla szerokiej masy pracujących nieporównanie mniejsze, niż odbywa się to dzisiaj wśród wielomilionowej rzeszy bezrobotnych, bezzasiłkowych. Działo się to wszystko zaledwie 10 lat po wojnie, ruiny straszyły na każdym kroku, brakowało fachowców do odnawiania właściwie wszystkiego, co było, godzinami można ciągnąć kłopoty i zmartwienia całkiem nie urojone i świeże w pamięci, na które mogły się powoływać władze, tłumacząc się z rozmiarów niedostatku. Mimo istnienia tak wielu okoliczności łagodzących bunt jednak wybuchł. Wiesławowe obliczenia okazały się trafne. Warto tutaj dopisać, że wówczas w pamięci i w świadomości wieluset tysięcy rodzin krwawiły jeszcze świeże rany po stalinowskim terrorze, zaś sowiecka armia nie udawała, że stoi na straży jedności czerwonego imperium. W Budapeszcie unaoczniono podbitym narodom, co je czeka w razie próby wybicia się na niepodległość. To samo dotyczy własnych, krajowych sił bezpieczeństwa – też gotowych skoczyć do gardła wszelkim wrogom ludu, już nie zaplutym karłom reakcji, bo ta terminologia wyszła z mody, lecz czujność klasowa jeszcze troszczyła się o zdobycze rewolucji. A jednak, powtarzam ze zdumieniem, wiesławowy bunt ludu zaistniał. Podkreślam ten fakt tak wyraźnie, gdyż bardzo trudno mi zrozumieć, jak to się dzieje, że w obecnej dobie, w sytuacji kiedy lud polski, hardy i skory do wszelkiego oporu przeciw władzy, znosi cierpliwie los dużo bardziej dokuczliwy niż ten, przeciw któremu ziściło się wiesławowe proroctwo wyliczone matematycznie na podstawie analizy budżetów rodzin robotniczych w roku 1956. W dzisiejszej









