Kłamstwa o wojnie libijskiej

Kłamstwa o wojnie libijskiej

Żołnierze Kaddafiego nie popełniali masakr ani masowych gwałtów Pierwszą ofiarą wojny jest, jak wiadomo, prawda. Wojujące strony uruchamiają machinę propagandową. Podczas konfliktu w Libii Zachód donośnie oskarżał reżim Kaddafiego o liczne okrucieństwa, masowe gwałty i rzezie cywilów. Stały się one uzasadnieniem „humanitarnej” interwencji zbrojnej NATO, która spowodowała upadek dyktatora. Pewne jest bowiem, że gdyby nie uderzenia z powietrza sił Paktu Północnoatlantyckiego i inne formy wsparcia dla powstańców ze strony Zachodu i Arabii Saudyjskiej, wojska satrapy z Trypolisu bez trudu stłumiłyby rebelię. Obecnie wiadomo, że siły Kaddafiego nie popełniły wielu czynów, o których szeroko informowały media w Londynie, Paryżu i Waszyngtonie. Jak zawsze podczas wojny domowej, doszło do aktów przemocy, ale odpowiedzialność za nie spada na obie strony. Przy czym istnieją dowody na to, że rebelianci przelali więcej krwi. Erupcję propagandowych kłamstw Zachodu i libijskiej opozycji zaprezentował Maximilian Forte, profesor antropologii z Concordia University w Montrealu, autor książki „Slouching Towards Sirte: NATO’s War on Libya and Africa” („Ociężale w kierunku Syrty. Wojna NATO w Libii i Afryce”). Podane przez niego fakty można znaleźć także w innych źródłach. Należy podkreślić, że nie odczuwamy sympatii do reżimu Kaddafiego. Ekscentryczny pułkownik żelazną ręką rządził krajem przez ponad 40 lat, bezlitośnie tłumił opozycję, gwałcił kobiety, wraz ze swoim klanem opływał w luksusy, zgromadził nieprzebrane bogactwa. Stał się dziwnym reliktem dawnej epoki. Czas dyktatora minął. Nie zmienia to jednak faktu, że do interwencji zbrojnej Zachodu doszło na podstawie sfabrykowanych dowodów i kłamstw. Opowieści pełne grozy Legitymizowanie wojny przez czarną propagandę ma długą tradycję. W 1990 r. światowe media rozpowszechniały mrożące krew w żyłach opowieści o żołnierzach Saddama Husajna wyrzucających w zdobytym Kuwejcie niemowlęta z inkubatorów. Ze łzami w oczach opowiedziała o tym przed komisją Kongresu USA kilkunastoletnia Nayirah al-Sabah, przedstawiająca się jako wolontariuszka szpitala w Kuwejcie, w rzeczywistości córka ambasadora tego kraju w Stanach Zjednoczonych. W świetle jej zeznań wojna z tak nieludzkim przeciwnikiem była konieczna i sprawiedliwa. Dopiero później okazało się, że wszystkie dzieci w 25 inkubatorach w szpitalu w Kuwejcie miały się dobrze, jakkolwiek wielu ludzi, w tym dzieci, zmarło z powodu ucieczki z kraju lekarzy i pielęgniarek. Na przełomie 2002 i 2003 r. Waszyngton i Londyn straszyły świat bronią masowej zagłady, którą jakoby posiadał Saddam Husajn. Doszło do inwazji na Irak, która pogrążyła kraj w krwawym chaosie, lecz tych arsenałów dyktatora nie znaleziono do dziś. Kiedy w lutym 2011 r. wybuchło powstanie w Bengazi, zachodnie media szeroko informowały o masakrach popełnianych w mieście przez wojska Kaddafiego. Wiadomości te rozpowszechniała libijska opozycja, często telefonicznie lub na Twitterze, pragnąc skłonić Zachód do interwencji. Niektórzy „naoczni świadkowie” twittowali z Arabii Saudyjskiej. Zachodnie i saudyjskie środki masowego przekazu powtarzały szokujące informacje, nie próbując ich weryfikować. Włoski minister spraw zagranicznych Franco Frattini jako wiarygodne ocenił doniesienia, że w lutym w Bengazi zginęło ponad tysiąc osób cywilnych. Wysoka Komisarz ONZ ds. Praw Człowieka Navi Pillay oceniła, że oddziały Kaddafiego mogły zabić tysiące ludzi. Wezwała do międzynarodowej interwencji w obronie cywilów. Pisano o żołnierzach dyktatora masakrujących demonstrantów ogniem czołgów, helikopterów i karabinów maszynowych. W brytyjskim „The Telegraph” można było przeczytać o dziesiątkach ogarniętych trwogą cywilów, skaczących z mostów w Bengazi w ucieczce przed najemnikami Kaddafiego. Szef dyplomacji Zjednoczonego Królestwa William Hague wziął te opowieści za dobrą monetę. Później okazało się, że siły bezpieczeństwa w Bengazi usiłowały stłumić zamieszki za pomocą armatek wodnych, gazu łzawiącego i gumowych kul. Kiedy rebelianci zawładnęli koszarami i zdobyli broń, doszło do eskalacji. Przedstawiciele Amnesty International badający sytuację na miejscu, stwierdzili później, że w walkach w Bengazi straciło życie ok. 100-110 osób, przy czym zabici byli po obu stronach. Nie ma dowodów na użycie ciężkiej broni przeciw demonstrantom – w mieście znaleziono tylko łuski po pociskach z kałasznikowów. Ostrzegano, że Kaddafi zamierza dokonać rzezi mieszkańców Bengazi. Aby temu zapobiec, Rada Bezpieczeństwa ONZ uchwaliła rezolucję ustanawiającą strefę zakazu lotów nad Libią. Oddziały Kaddafiego nie dokonały jednak masakry cywilów w żadnym mieście odbitym z rąk

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 20/2013, 2013

Kategorie: Świat