Powodzie, susze, upały, nawałnice i inne tegoroczne katastrofy naturalne nie są skutkiem globalnego ocieplenia Czy pogoda tego lata oszalała? Wiadomości napływające z różnych stron świata są alarmujące. Apokaliptyczny potop w Pakistanie, upały i niszczycielskie pożary w Rosji, tropikalny skwar w Japonii, lawiny błotne, które pogrzebały całe wsie w Chinach. Powodzie w Saksonii, Brandenburgii, Polsce i Czechach, potężne burze i nawałnice w naszym kraju. Setki ofiar śmiertelnych na całym globie. Wielu uznało te zatrważające fenomeny za skutki globalnego ocieplenia, zwiastuny klimatycznego chaosu, który czeka ludzkość. Prof. Mojib Latif z Instytutu Nauk Morskich uniwersytetu w Kilonii, jeden z najwybitniejszych ekspertów od tajemnic pogody na świecie, kreśli posępne scenariusze: „Zjawiska, które przeżywamy obecnie, są tylko przedsmakiem tego, co czeka nas wkrótce. W bieżącym stuleciu ukształtuje się klimat, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczyliśmy. Na terenach śródlądowych będzie coraz bardziej gorąco i sucho, za to wystąpią gwałtowne burze i tornada. Także opady będą wciąż się nasilać. Powodzie zaleją tereny, na których nigdy przedtem nie było takich katastrof”. Tę opinię naukowca rozpowszechnili dziennikarze, którzy lubią straszyć czytelników, telewidzów i internautów pełną niebezpieczeństw przyszłością. Tylko że specjaliści od pogody prognozują w kategoriach długoterminowych – Latif zaznaczył, że klimat, który opisuje, wystąpi dopiero w latach 2050-2100. Nikt jednak nie potrafi z pewnością stwierdzić, że rzeczywiście tak się stanie. Naukowcy, nawet dysponujący potężnymi komputerami i danymi z satelitów, nie mają możliwości sporządzenia wiarygodnych prognoz długoterminowych. Zbyt wiele jest bowiem do uwzględnienia czynników oraz ich wzajemnych, często absolutnie zdumiewających interakcji – prądy morskie i oceaniczne, okresowe fenomeny na oceanach, oddziaływanie mas wód na atmosferę, ilość pary wodnej w powietrzu, prądy atmosferyczne, aktywność Słońca, pokrywa chmur, promieniowanie z kosmosu, pyły z emisji wulkanów. Maszyneria klimatyczna jest niezwykle skomplikowana, a sieć meteorologicznych stacji pomiarowych na planecie – stanowczo zbyt rzadka. Pierre Morel, emerytowany profesor uniwersytetu w Paryżu i były przewodniczący Światowego Programu Badań Klimatu, podkreśla: „Pogodą rządzą burzliwe zjawiska, które, wychodząc poza ramy pewnego okresu, są w istocie nieprzewidywalne”. Nie ulega kwestii, że w latach 1906-2005 przeciętna globalna temperatura, mierzona przy powierzchni, wzrosła o 0,74 st. C. Większość ekspertów, w tym badacze z wpływowego oenzetowskiego Międzyrządowego Zespółu ds. Zmian Klimatu (IPCC), reprezentuje pogląd, że zachodzi zjawisko antropogenicznego, tzn. będącego skutkiem działalności człowieka, globalnego ocieplenia. Poprzez spalanie paliw organicznych, niszczenie lasów tropikalnych, intensywne rolnictwo, a zwłaszcza hodowlę bydła ludzkość powoduje potężną emisję gazów cieplarnianych, dwutlenku węgla i metanu, które zostają uwięzione w dolnych warstwach atmosfery. Ziemia zmienia się w gigantyczną cieplarnię. Temperatura wzrasta. Energia zgromadzona w atmosferze musi się wyładować, konsekwencją stają się huragany, tajfuny, nawałnice, susze, powodzie, kataklizmy naturalne i ekstremalne zjawiska pogodowe. Fakty nie zawsze odpowiadają teorii. Najgorętszym rokiem od czasu rozpoczęcia pomiarów był 1998. Około dziesięciu lat temu krzywa wzrostu temperatur zaczęła się spłaszczać. Zdaniem niektórych badaczy wystąpiło nawet lekkie ochłodzenie, i to w czasie, gdy emisja dwutlenku węgla, zwłaszcza w Indiach i Chinach, mocno wzrosła. Sceptycy klimatyczni z satysfakcją szermują tym argumentem. Kiedy na Atlantyku doszło do kilku bardzo gwałtownych sezonów huraganów, widziano w nich skutki globalnego ocieplenia i zapowiedzi kolejnych, znacznie potężniejszych kataklizmów. Po Katrinie, która w 2005 r. spustoszyła Nowy Orlean, atlantyckie huragany były jednak słabe. Czy więc należy uderzać na alarm, że tegoroczny katastrofalny monsun w Pakistanie zwiastuje następne? Pozornie rok 2010 na półkuli północnej zapowiada się ekstremalnie. Po srogiej zimie nadeszły w wielu regionach paraliżujące upały. Według ocen amerykańskiego instytutu NOAA pierwsza połowa bieżącego roku była najgorętsza od czasów rozpoczęcia pomiarów. Rekord z 1998 r. został pobity, aczkolwiek minimalnie – tylko o 0,013 st. C. Ale klimatolodzy, jak zazwyczaj, nie są zgodni. Według pomiarów dokonanych przez badaczy z uniwersytetu w Alabamie oraz renomowanego instytutu CRU Uniwersytetu Wschodniej Anglii globalne temperatury pierwszych sześciu miesięcy tego roku były nieco niższe niż w tym samym okresie przed 12 laty. Prawdopodobnie w 2010 r. atmosferę ogrzał El Nino, gigantyczny, związany z wiatrami, ciepły
Tagi:
Jan Piaseczny









