Rosja złożyła Europie propozycję budowy wspólnej tarczy antyrakietowej W cieniu ryskiej sesji Paktu Północnoatlantyckiego niemal niezauważalnie dla opinii publicznej zabrzmiał głos z Kremla. Rosja – na razie ustami dowódcy rosyjskich sił rakietowych, gen. Władimira Michajłowa – złożyła Europie propozycję budowy wspólnej tarczy antyrakietowej. To jednak, co dla opinii publicznej może być kwestią trzeciorzędną, dla analityków banałem bynajmniej nie jest. Nieprzypadkowo propozycja padła właśnie teraz. Sesja NATO nie była wcale jakąś przełomową dla sojuszu i zajmowała się głównie sprawami Afganistanu, ale politycy atlantyccy dyskutowali również, i to wcale nie w kuluarach, o konieczności zweryfikowania dotychczasowej doktryny Paktu Północnoatlantyckiego. Już obecnie przeważająca część operacji ekspedycyjnych sojuszu odbywa się poza geopolitycznym rejonem wyznaczonym przez Układ Waszyngtoński, czyli nie na północ od zwrotnika Raka. Również poza fundamentalnym dla NATO artykułem piątym, wyznaczającym automatyzm działania wszystkich sojuszników w obronie członka sojuszu, którego uzna się za napadniętego. Zastosowano nawet specjalne określenie dla operacji wojskowych pod różnymi szerokościami geograficznymi: operacje poza artykułem piątym. Ale w sojuszu występuje wyraźny rozdźwięk. Po jednej stronie jest grupa, na czele której stoją Stany Zjednoczone, a która chce ewolucyjnego, ale szybkiego przekształcenia NATO w pakt o światowym zasięgu poprzez alians z ANZUS i włączenie Japonii, Filipin, Malezji i niektórych innych państw, a także sygnatariuszy wewnątrzamerykańskiego porozumienia bardziej politycznego niż sensu stricto obronnego, czyli traktatu z Rio. W tym ostatnim przypadku co prawda trudno byłoby Stanom i Kanadzie, przynajmniej na dzień dzisiejszy, porozumieć się z takimi państwami jak Brazylia, Wenezuela czy Nikaragua, nie mówiąc już o Kubie, która co prawda jako jedyne państwo strefy amerykańskiej nie jest sygnatariuszem traktatu z Rio, ale nie da się jej przecież wykluczyć ze strefy amerykańskiej… Taka koncepcja ogólnoświatowego NATO lub bardziej już jego następcy leży w interesie USA, a także Zjednoczonego Królestwa, może też trochę Holandii. Jednak stanowcze weto takim planom stawiają Francja, Belgia, a nawet Niemcy. Ta grupa państw wolałaby, żeby NATO przekształcało się w ogólnoświatowy pakt obronny państw demokratycznych pod egidą wzmocnionej ONZ. W tej sytuacji rosyjska propozycja budowy wspólnej europejskiej tarczy antyrakietowej jako przeciwwagi analogicznej instalacji amerykańskiej musi być odczytywana jako torpeda polityczna w propozycje amerykańskie i znaczące wzmocnienie pozycji Francji wewnątrz NATO. Budowa amerykańskiej tarczy antyrakietowej trwa, ale do jej ukończenia daleko. Poza tym skuteczność operacyjna tej instalacji jest nadal wysoce problematyczna, mimo że wydano na nią już miliony dolarów. Obecnie funkcjonują dwie bazy wyrzutni pocisków antyrakietowych – jedna na Alasce, druga w Kalifornii. W sprawie budowy trzeciej, tej właśnie, która może być zlokalizowana w Orzyszu lub Wicku, trwają zabiegi dyplomatyczne i nie tylko, a w drugiej kolejności mają powstać następne bazy na Hawajach, Okinawie i Grenlandii. Problem w tym, że mimo zapewnień politycznych administracji George’a Busha juniora te bazy będą chroniły przed ewentualnymi atakami państw uznawanych przez USA za bandyckie, tj. Korei Północnej czy Iranu. Mgliste zapewnienia, że w trzecim etapie, czyli za jakieś 15 lat, Stany będą budować bazy antyrakietowe chroniące europejskich sojuszników, nikogo nie zadowalają – no może tylko polskich polityków z partii rządzącej, którzy w polityce międzynarodowej są dyletantami. Żeby chronić Europę przed atakami ze strony Iranu czy Syrii, trzeba budować instalacje antyrakietowe na dalekim południu naszej części świata. Najdogodniejszymi miejscami byłyby Sycylia, Korsyka, Bałkany oraz greckie wyspy na Morzu Egejskim. Na nasze szczęście natomiast ukochany przywódca ludu pracującego Korei Północnej, Kim Dzong Il, nie posiada na razie, a prawdopodobnie nigdy nie będzie miał, rakiet dalekiego zasięgu, którymi mógłby szachować Europę. Można oczywiście zastanawiać się, czy awanturnicze reżimy w wymienionych państwach przetrwają długo, ale obecne tendencje wskazują, że w miarę przyspieszania procesu globalizacji zwiększa się też liczba malkontentów, czyli w przełożeniu na stosunki międzynarodowe państw niszowych. Jednym słowem rosyjska propozycja budowy mobilnego i względnie taniego systemu antyrakietowego, który miałby chronić Europę, mimo że jest to raczej sondaż niż konkret, została przyjęta życzliwie nawet w Wielkiej Brytanii, która przecież utrzymuje specjalne









