W ciągu dwóch lat hiszpańska policja uwolniła ponad 3 tysiące cudzoziemek zmuszanych do prostytucji Największy burdel Europy znajduje się w madryckim parku Casa del Campo, zaledwie 13 minut jazdy wyciągiem krzesełkowym od stacji początkowej przy wytwornej, obsadzonej różami Paseo Pintor Rosales, Alei Malarza Rosalesa. Rumunki, Ukrainki, Bułgarki, Nigeryjki, dziewczyny z Ameryki Łacińskiej. Ruch trwa tu dzień i noc, nie ustaje nawet nad ranem. Policja oblicza, że nocami krąży po parku do tysiąca prostytutek naraz. Każda obsługuje w ciągu nocy co najmniej dziesięciu klientów. Przy stawce wynoszącej 20 euro utarg za „dniówkę” to 200 euro. Dziewczyny pracują w grupach po 10-15, a każda jest kontrolowana przez jedną mami, nieco starszą dwudziestoparoletnią prostytutkę cieszącą się zaufaniem gangu. To ona zbiera od członkiń grupy utarg – 2 do 3 tys. euro za jedną noc. Ale nie ma nawet przybliżonych danych co do zysków mafii z prostytucji w Hiszpanii i w Unii Europejskiej. Pierwsi takie obliczenia przeprowadzili w 2004 r. autorzy raportu brytyjskiego Królewskiego Towarzystwa Ekonomicznego. Obliczyli, że co roku Brytyjczycy wydają na usługi prostytutek 770 mln funtów, tj. więcej niż na bilety do kina, za które wpływa 440 mln funtów. Parlamenty Hiszpanii, Włoch, Czech i wielu innych krajów Unii Europejskiej debatują, czy zalegalizować prostytucję i obłożyć ją podatkami. Od 2000 r. w Holandii domy publiczne są legalne, a jedną z przesłanek legalizacji było poszukiwanie nowych źródeł wpływów budżetowych. Ustawa odebrała znaczą część nielegalnych zysków organizacjom mafijnym, dla których handel żywym towarem jest drugim źródłem zysków zaraz po narkotykach. Holenderscy ustawodawcy osiągnęli to, zaostrzając przy okazji uchwalania ustawy zakaz prostytucji nieletnich i kary za zmuszanie do prostytucji wbrew woli kobiety. W tej ostatniej sprawie ustawodawstwo Unii Europejskiej jest jednak dopiero na początku drogi. Przemocą lub podstępem Policjanci z brygady specjalnej zajmującej się na terenie Madrytu i prowincji imigrantami wiedzą o dziewczynach z Casa del Campo bardzo wiele. Również to, że wiele z nich nie pracuje dobrowolnie, lecz pod przymusem. Jednak bardzo trudno to udowodnić. Według ostatnich danych Komisji Europejskiej, do UE napływa co roku 300 tys. kobiet, które są zatrudniane w agencjach towarzyskich, domach publicznych, klubach nocnych, których gęsta sieć powstała nawet na prowincji, lub po prostu pracują na ulicy albo przy szosach. Co trzecia pochodzi z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Ściślej, bardziej ze Wschodniej niż Środkowej. Dziewczęta z Polski, które w latach 80. i jeszcze na początku 90. były często wymieniane w raportach policji obyczajowej we Włoszech i w Hiszpanii, są dziś w tym zawodzie coraz mniej obecne, a jeśli już, to stanowią elitę. Do przeszłości należą czasy, gdy stara szosa łącząca Rzym z Ostią, biegnąca obok nowej autostrady, nazywana była „Aleją Polek”. Potwierdzają tę opinię prawicowy burmistrz Madrytu, Alberto Ruiz Gallardon, i prefekt Mediolanu, Bruno Ferrante, oraz lewicowy burmistrz Bolonii, prawdopodobny przyszły premier Włoch, Sergio Coferatti. Wszyscy oni podkreślają, że wysoko cenią uczciwość Polaków obecnych na miejscowym rynku pracy. Kapitan Jose Gomez, z którym rozmawiam w komisariacie po jego powrocie z nocnego patrolu w Casa del Campo, nie potrafi powiedzieć, jaką część spośród 300 tys. „kobiet świadczących płatne usługi seksualne” w Hiszpanii to niewolnice, a jaka część pracuje dobrowolnie. Wiemy – mówi – że kobiety, a raczej dziewczęta są zmuszone do prostytuowania się wbrew swej woli – przemocą lub podstępem. Są też takie, które przyjechały do Hiszpanii, ponieważ chciały zarabiać w ten sposób pieniądze, a zostały ubezwłasnowolnione i zmuszone do pracy za grosze. Hiszpańska policja uwolniła w ciągu ostatnich dwóch lat 3,2 tys. kobiet, które były zmuszane do uprawiania prostytucji przez gangi mafijne wyspecjalizowane w handlu żywym towarem. Kapitan Gomez wyciąga z szuflady plik wycinków prasowych i raportów sporządzonych na użytek mediów. Nie ma w nich ani jednego prawdziwego imienia i nazwiska kobiet, które przezwyciężyły strach i dały się namówić do złożenia zeznań przeciwko swym „właścicielom”. Tylko dzięki temu odzyskały wolność i mogły powrócić do swych krajów lub znaleźć bezpieczną pracę. Paola to wymyślone imię, jak wszystkie w tym reportażu, ponieważ żadna nie chce być
Tagi:
Mirosław Ikonowicz









