Podatki po nowemu

Zmiany w przepisach wywołały największą krytykę tych, którzy są odpowiedzialni za zapaść finansową kraju

Podczas sejmowej debaty nad zmianą przepisów podatkowych w zupełnie nowej roli wystąpiła Platforma Obywatelska. Ugrupowanie to było dotychczas rzecznikiem ludzi dobrze zarabiających i opowiadało się za rozwiązaniami zmniejszającymi obciążenia przedsiębiorców, których interes utożsamiano z interesem kraju. („To stara zasłona: chrońmy najuboższych, niech bogaty zapłaci. Jednak w ten sposób niczego się nie załatwi” – mówił pos. Janusz Lewandowski).
Natomiast w dyskusji podatkowej PO bardzo troskała się właśnie o los ubogich. I tak np. pos. Zyta Gilowska skrytykowała projekt opodatkowania lokat bankowych, twierdząc, że bije to przede wszystkim w ludzi najuboższych. – Bywa, że zbierają na własny pochówek, żeby bliskim, również biednym, nie robić problemu – mówiła. Podobną reakcję wywołał zamiar, bardzo wstępny, podniesienia składki ubezpieczeniowej o pół procenta. – Dla nich (tzn. dla najbiedniejszych) kilkanaście złotych to już dużo – martwiła się pani poseł. Dostało się też pomysłowi likwidacji dużej ulgi budowlanej, z której wszyscy bogatsi, zdaniem pani poseł, już skorzystali, a gdy teraz chcą z niej skorzystać ci biedniejsi, to rząd przychodzi i ją zabiera.

Zbierać na pochówek

Tymczasem nie od rzeczy będzie zauważyć, że to, iż wielu biednym zagraża dziś widmo długiego bezrobocia, jest wynikiem działań ugrupowań, w skład których przez kilka lat wchodzili najbardziej prominentni politycy Platformy. I oni właśnie ponoszą sporą część odpowiedzialności za to, że przybywa ludzi naprawdę biednych, którzy nawet nie mogą marzyć, by mieć cokolwiek na koncie (większość Polaków – prawie 70% – nie ma żadnych oszczędności).
To przecież za kadencji AWS i UW rząd pomylił się w obliczeniu produktu krajowego brutto w roku ubiegłym i uznał, że wyniósł on o 14 mld zł więcej, niż było w rzeczywistości. To przecież resort finansów i ówczesny wiceminister, a obecny poseł PO, Rafał Zagórny, przyjął te księżycowe wyliczenia za podstawę szacunku tegorocznych dochodów. To ówczesna ekipa optymistycznie założyła, że z tytułu zaliczek pobranych na podatek dochodowy zwróci się ludziom tylko 4,5 mld zł – podczas gdy w rzeczywistości trzeba było oddać prawie 7 mld zł, co znacząco powiększyło dziurę budżetową. To – wreszcie – poprzednia koalicja drastycznie zwolniła tempo wzrostu gospodarczego, co zmniejszyło i dochody obywateli, i wpływy do budżetu.
Oczywiście, nikt nie wymaga od polityków Platformy Obywatelskiej, by nakładali włosienicę i posypywali głowy popiołem. Można byłoby jednak oczekiwać choćby zauważenia faktu, że nowy rząd podejmuje działania dla szybkiego, częściowego choćby załatania tej dziury, którą wykopała obecna opozycja.
Obecnym działaczom PO, reprezentującym liberalny nurt w ekonomii, zawsze bardzo bliskie były sprawy równowagi gospodarczej i ograniczenia deficytu. Teraz jednak przestali o tym mówić. Podczas debaty podatkowej nie dowiedzieliśmy się, jakie są ich pomysły na jak najszybsze zmniejszenie dziury budżetowej. Pos. Janusz Lewandowski mówi za to: – Ja niczego nie będę doradzał. Jestem w opozycji. Moim przywilejem jest krytyka.
Czyżby więc Platforma wyznawała zasadę, że im lepiej, tym gorzej? Bo już się nie rządzi i nie ponosi żadnej odpowiedzialności za finanse państwa i jego obywateli?

Punkt widzenia, punkt siedzenia

Czy rzeczywiście trzeba tak dużo dobrej woli, żeby dostrzec, że nowe przepisy podatkowe w rzeczywistości, wbrew temu, co twierdzą politycy Platformy, nie biją w ludzi uboższych.
To przecież właśnie mniej zamożni skorzystają na tym, że dzięki zwiększeniu wpływów do budżetu o 4 mld zł będzie można utrzymać finansowanie sfery usług społecznych, tak ważnych dla najbiedniejszych.
To nie ludzie ubodzy zanotują w przyszłym roku taki wzrost dochodów, że po zamrożeniu progów podatkowych zagrozi im wejście w wyższy przedział podatkowy. 90% obywateli było i pozostanie na najniższym progu.
To nie oni ucierpią na tym, iż zniknie ulga na zakup gruntu pod budowę – ale mogą skorzystać na nowej uldze, pozwalającej odliczyć od dochodu odsetki od kredytu na równowartość 70-metrowego mieszkania.
To nie dla bogatszych Polaków ważne jest, by najniższe świadczenia rzeczowe z funduszu socjalnego – np. paczki świąteczne – były zwolnione od podatku.
Słyszymy teraz, jakże nowe w ustach działaczy PO, słowa troski o los najuboższych. Nic dziwnego, że nie brzmią one zbyt szczerze. Przecież dotychczas, jeżeli Platforma coś na serio proponowała, to przede wszystkim obcinanie nakładów na sferę socjalną, nowelizację kodeksu pracy ułatwiającą przedsiębiorcom zwalnianie ludzi, zmniejszanie zasiłków dla bezrobotnych, których pos. Zyta Gilowska uważa za „leni i obiboków, którzy w ogóle nie pracują”.
Czy naprawdę nawet w sprawach najważniejszych dla kraju punkt widzenia ma zależeć od punktu siedzenia?
Czy politykom obecnej opozycji musi przyświecać przykład Leszka Balcerowicza, mentora Platformy Obywatelskiej, który przed wyborami twierdził, że należy opodatkować dochody z lokat bankowych – ale w listopadzie już zmienił zdanie i mówi, że wprowadzenie podatku od dochodów z oszczędności zagraża rozwojowi kraju?

 

Wydanie: 2001, 47/2001

Kategorie: Wydarzenia

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy