Kandydaci na mamy i tatusiów muszą kochać mocniej niż biologiczni rodzice Ich pierwsza obsesyjna myśl: czas w domu dziecka biegnie inaczej. Jakby wstecz. Machina miele papiery i świat idzie do przodu. A dziecko kiwa się na dywanie w sterylnym pokoju i jest z nim coraz gorzej. W domu trzeba będzie to wszystko odrobić. I to będzie kosztowało. – W życiu nie przeczytaliśmy, nie usłyszeliśmy i nie obejrzeliśmy naraz tylu bzdur co na temat adopcji – przyznają. – Zanim pojawiliśmy się w ośrodku adopcyjnym po raz pierwszy, byliśmy kompletnie pogubieni. Może obecna moda na programy i artykuły o adopcji przyniesie w końcu jakiś pozytywny skutek – oswoi ludzi ze sprawą, uczyni ją normalną. Na razie przybywa tylko mitów. Wyliczają najgorsze z nich: Traktowanie adopcji jak rodzicielstwa drugiej kategorii. Niepłodni nie mają innego wyjścia, biorą więc jako ostateczność cudze dziecko na wychowanie. Czekanie latami i przebieranie jak w sklepie. To drugi mit. Rozdzielanie rodzeństw, które zapewne wygląda tak: chłopczyk i dziewczynka trzymają się za ręce, krzyczą, płaczą, a tu dwie wychowawczynie ciągną jedno w lewą stronę, drugie w prawą. Potęga genów. To chyba najgroźniejszy mit. I jeszcze ten o domach dziecka, że dają wszystko oprócz miłości. Dzieci są zadbane i najedzone, a że kochać nie ma kto, to trudno. Tak widocznie musi być. Mit najbardziej irytujący? Adopcja jako czyn heroiczny, szlachetny i miłosierny. Nawet kochać takiego dziecka nie trzeba, w każdym razie nie od razu. Wystarczy być dla niego dobrym. – Nie chcieliśmy takiej rodziny. I nie mamy – podkreślają. Są za jawnością adopcji, ale nie chcą pokazać twarzy, nie chcą podawać nazwisk. Przynajmniej na razie. – To nie ma nic wspólnego z tajemnicą czy wstydem. Nasi znajomi, krewni i sąsiedzi znają prawdę od początku. Obawa jest tylko jedna: jeśli rodzice biologiczni rozpoznają dziecko na zdjęciach, mogą próbować zburzyć nasz spokój. Były takie przypadki. Chodziło o pieniądze. Jeśli nasze dziecko zechce kiedyś ich spotkać, to mu w tym pomożemy. Poprosimy o zdjęcie Pierwsze spotkanie w ośrodku adopcyjnym Beata i Adam wspominają tak. Dwie panie – pedagog i psycholog – wyjaśniły: – Musimy państwa poznać. Jacy jesteście, czego oczekujecie, jakie dziecko moglibyście zaakceptować. I najważniejsze. Naszym zadaniem jest znalezienie odpowiednich rodziców dla dziecka. Nie na odwrót. – Zależało nam na czasie – opowiadają. – Z natury jesteśmy raczej niecierpliwi. Decyzja o adopcji zawsze była gdzieś w nas. Planowaliśmy, że jak się odkujemy, jedno dziecko urodzimy, a jedno adoptujemy. Z tym pierwszym był problem. Medycyna nigdy nie wykluczyła, że będziemy rodzicami biologicznymi. Czas jednak upływał, ustaliliśmy więc, że zmieniamy kolejność. Zaczęliśmy od adopcji. Dziś myślimy, że drugiego potomka też weźmiemy z domu dziecka. Szkoda każdego, które tam marnieje. Tak by się chciało zadbać o wszystkie. Panie w ośrodku powiedziały, że przyszli rodzice najpierw muszą odbyć cykl spotkań, które mają im pomóc w poradzeniu sobie z tą sprawą. Potem przyjadą zobaczyć ich warunki mieszkaniowe. Tu wymagania są niewielkie. Co najmniej jedna łazienka i dwa pokoje. Dochody również nie muszą być tak imponujące jak w przypadku starań o kredyt w banku. Zresztą w dzisiejszych czasach nikt nie może być pewien, jak będzie za pół roku. – Zakładamy – podkreśliły – że jesteście świadomi, iż dziecko oznacza więcej wydatków i mniej czasu na pracę. Ważniejsze od spraw materialnych jest to, czy się kochacie, czy chcecie być razem, czy potraficie stworzyć dziecku prawdziwy dom. Aha! Na następne spotkanie prosimy przynieść zdjęcie, na którym jesteście we dwoje. Chwila ciszy. – Mamy wiele par. Do dokumentacji dołączamy fotografię, żeby nie mieć wątpliwości, kto jest kim. Niektórzy na początku myślą, że szukamy dzieci fizycznie do nich podobnych… Nie dłużej niż ciąża – Jak długo to potrwa? – niecierpliwość pojawiła się już przy pierwszej rozmowie. – To zależy. Także od państwa. Kiedy możemy się znowu spotkać? – Pierwszy wolny termin był za dwa tygodnie. Zawsze wybieraliśmy pierwszy wolny termin. Dzięki temu już w trzecim miesiącu zostaliśmy zakwalifikowani jako rodzina adopcyjna. Bywa, że ta część procedury trwa rok i dłużej. Ale to już wybór
Tagi:
Ewa Balska









