Kto wyjaśnia katastrofę smoleńską? Dziś głównym saperem rządu jest Jerzy Miller, minister spraw wewnętrznych i administracji. Inżynier z wykształcenia, który nigdy nie zdradzał politycznych ambicji i dobrze na tym wychodził, bo lista stanowisk, które zajmował, jest imponująca. Wojewoda, wiceminister finansów, szef NFZ… Zawsze spokojny, poukładany, wiedzący, co mówi. Ale teraz przyszedł dla niego czas próby. Bo to on jest odpowiedzialny za raport polskiej strony badającej przyczyny katastrofy samolotu Tu-154 w Smoleńsku. To jest ta mina, którą musi rozbroić. A od raportu, od jego wagi i powagi, zależeć będzie przyszłość nie tylko samego Millera, lecz także rządu i premiera Donalda Tuska. 34 sprawiedliwych Jerzy Miller stoi na czele polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską. Komisja liczy 34 członków, pracujących od początku maja 2010 r. Ich nazwiska laikom niewiele mówią. Po połowie tworzą ją wojskowi i cywile. Praca w komisji to dla nich dodatkowe zajęcie. Jak zostali zebrani? Przy Ministerstwie Infrastruktury istnieje stała Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. I to jej członkowie typowali ludzi, którzy dostali zaproszenie do pracy w komisji badającej katastrofę w Smoleńsku. Klucz był prosty – zapraszano tych, którzy mają wystarczającą wiedzę, by pomóc w zrekonstruowaniu tragicznego lotu i wyjaśnieniu przyczyn katastrofy. Do pracy w komisji dopraszał też, ale to w następnych dniach, minister Miller. W gronie 34 osób mamy więc byłych lotników (jest m.in. Waldemar Targalski, który latał na Tu-154 w 36. pułku), specjalistów od bezpieczeństwa lotów (z wojska i LOT), specjalistów od kontroli lotu, inżynierów lotnictwa. Co czwarta osoba ma doktorat. – Specjalistów od lotnictwa, a tym bardziej od wypadków lotniczych, nie ma w Polsce zbyt wielu – to ocena jednego z ekspertów. Dlatego i grono osób, z którego można było wybrać członków komisji, nie było zbyt duże. Jak mówi jeden z członków komisji, gdy spotkali się w MSWiA, większość się znała bądź o sobie słyszała. Na dobrą sprawę zaskoczeniem mogła być tylko osoba Jerzego Millera jako jej przewodniczącego. Dlaczego bowiem katastrofę ma badać minister spraw wewnętrznych? W pierwszym rzędzie powinien to być minister infrastruktury, bo to jego resort bada wypadki lotnicze. Ewentualnie minister obrony, gdyż to jego pułk i jego piloci odpowiadali za przelot prezydenta. Można też przyjąć, że na czele komisji, by podkreślić jej wagę, powinien stanąć premier Donald Tusk. Tymczasem zadanie to spadło na Jerzego Millera. Taka była decyzja premiera Tuska, on także akceptował skład osobowy komisji. I patrząc z perspektywy 10 miesięcy, można ocenić, że był to celny strzał. Bo wyobraźmy sobie, jak wyglądałaby komisja, gdyby kierował nią minister Grabarczyk albo minister Klich… Pierwsze spotkanie komisji miało miejsce na początku maja i wówczas dokonano wstępnego podziału obowiązków. Komisję podzielono na trzy podkomisje – lotnictwa, techniczną i medyczną. I tak rozpoczęła się praca. Początkowo pierwszym zastępcą Jerzego Millera był Edmund Klich. Ale szybko się okazało, że jest kłopot, bo łączył tę funkcję z obowiązkami szefa Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych i akredytowanego przedstawiciela Polski przy MAK. Dlatego Klich odszedł, a miejsce obok Millera zajął płk Mirosław Grochowski, szef Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. Jak wygląda praca komisji? Za całą logistykę przedsięwzięcia odpowiedzialność wzięło MSWiA. Członkowie komisji pracują w MSWiA, mają do dyspozycji pomieszczenia biurowe, komputery, a także salę do posiedzeń plenarnych. Ponieważ większość pracuje zawodowo, spotykają się popołudniami. – I czasem pracują do drugiej w nocy – mówi Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSWiA. I podkreśla, że Jerzy Miller ma stały kontakt z członkami komisji. Że minister też pracuje do później nocy, więc nie ma takich sytuacji, by nie miał dla nich czasu. – Spotykają się codziennie – powtarza. Choć formalnie wystarczyłoby, żeby widział się z nimi raz na tydzień, podczas spotkań plenarnych. Takie były początkowe założenia, ale szybko zweryfikowało je życie – wyjaśnienie przyczyn smoleńskiej katastrofy to dziś jedna z najważniejszych spraw w kraju. Więc i minister musi być na bieżąco. Nie trzeba zresztą być szczególnie uważnym obserwatorem, by dostrzec, jak rośnie wiedza Millera na temat okoliczności katastrofy. W kolejnych wywiadach wypowiada się coraz precyzyjniej. –
Tagi:
Robert Walenciak









