Nikt już nie może twierdzić, że rządzący nie byli ostrzegani o sytuacji w hazardzie Smoleńska tragedia zmieniła wszystko w pracach Sejmu. Dramatyczna śmierć pary prezydenckiej oraz czołowych polityków i osób piastujących ważne funkcje w państwie sprawiła, że wszystko to, co wydawało się ważne, ważne być przestało. Chciałoby się wierzyć, że w dniach żałoby ujrzeliśmy świat we właściwych proporcjach. Lecz życie ma swoje prawa. Rozpoczęte sprawy muszą zostać zakończone. Zgodnie z konstytucją czekają nas teraz kampania prezydencka i czerwcowe wybory. Politycy wiedzą, że muszą podjąć decyzje w sprawach komisji śledczych. Na łamach „Gazety Wyborczej” pojawił się pomysł, by przynajmniej dwie – tzw. naciskowa i badająca kulisy afery hazardowej – zakończyły prace bez przyjmowania sprawozdań końcowych, a zgromadzone materiały przekazały prokuraturze. Szybko okazało się, że nie jest to realne. Radio TOK FM podało w środę, 21 kwietnia, wieczorem, iż posłowie Platformy Obywatelskiej chcą zgłosić pomysł, by na czas kampanii prezydenckiej zawiesić prace komisji badającej kulisy afery hazardowej. Rzecz ma być omawiana we wtorek, 27 kwietnia, w trakcie posiedzenia komisji. Zgodnie z tym planem do pracy wrócono by w okolicach sierpnia. To rozsądny pomysł. Prawo i Sprawiedliwość będzie miało czas, by wybrać posła, który zajmie miejsce tragicznie zmarłego Zbigniewa Wassermanna. Będzie też czas, by przesłuchać pozostałych świadków i w spokoju przygotować raport. Wiele wskazuje, że pozostałe trzy komisje śledcze – zajmujące się tragediami Krzysztofa Olewnika i Barbary Blidy oraz tzw. komisja ds. nacisków – zechcą skorzystać z tej idei. W ubiegłym tygodniu na stronie internetowej komisji ds. nacisków była jeszcze informacja, że na 28 kwietnia br. zaplanowano przesłuchanie, na posiedzeniu zamkniętym, szefa CBA Pawła Wojtunika. Osobiście wątpię, by do niego doszło. Dwóch członków komisji – Sebastian Karpiniuk (PO) i Leszek Deptuła (PSL) – zginęło pod Smoleńskiem. W tych warunkach przesłuchiwanie kogokolwiek wydaje się co najmniej niestosowne. Pomysł zawieszenia prac komisji śledczych znajdzie zapewne poparcie klubów. Na Wiejskiej nikt nie życzy sobie żenujących sporów i skandali. Nikt jednak nie wie, jak długo utrzyma się ta atmosfera powagi. Komisja hazardowa bliżej prawdy Już w marcu br. było jasne, że zakończenie prac tej komisji śledczej w wyznaczonym przez Sejm terminie kwietniowym jest mało realne. Do sekretariatu ciągle spływały materiały. Okazało się, że posłowie muszą czekać na dokumenty z prokuratury. Pojawili się też nowi świadkowie. Osoby zawodowo związane z rynkiem hazardu. Na Wiejskiej stawili się w ostatnich tygodniach byli prezesi Totalizatora Sportowego Jacek Kalida, Sławomir Sykucki i Mirosław Roguski. Zeznania złożył też obecny prezes spółki Sławomir Dudziński. Duże wrażenie na posłach wywarły zeznania Marka Przybyłowicza, byłego prezesa spółki Służewiec – Tory Wyścigów Konnych, człowieka, który o kulisach branży hazardowej „wie wszystko”. Jego nazwisko wcześniej wielokrotnie padało podczas przesłuchań polityków. Przybyłowicz od lat ostrzegał, że wokół rynku hazardu nie dzieje się najlepiej, a powołane do sprawowania nadzoru nad nim instytucje działają źle. Bardzo ciekawe okazały się też zeznania Stanisława Matuszewskiego, prezesa Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych, zrzeszającej spółki działające w obszarze niskiego hazardu. Fakt, że przed komisją nie pojawiali się znani politycy, a jej obrady nie były transmitowane przez stacje telewizyjne, sprawił, iż opinia publiczna straciła zainteresowanie jej pracami. Z opublikowanych na początku kwietnia badań wynikało, że większość Polaków nie wiedziała nawet, o co w tzw. aferze hazardowej chodzi. Przed smoleńską tragedią część posłów była już wyraźnie zmęczona. Podobnie jak członkowie innych komisji. Śmierć prezydenta i towarzyszących mu osób zmieniła wszystko. Wolno delikatnie zgadywać, co się stanie, choć jeszcze przez kilka tygodni rozmowy z politykami na temat prac ich kolegów będą niestosowne. Muszą opaść emocje. Tym lepiej. W przypadku komisji hazardowej zeznania osób zawodowo związanych z tym rynkiem wniosły bardzo wiele. Okazało się, że są ludzie, których wiedza i doświadczenie znacząco przewyższa wszystko to, co zaprezentowali przedstawiciele administracji państwowej. Gdy porównuje się ich zeznania z zeznaniami urzędników resortu finansów, widać, że ci ostatni już to mają luki w pamięci, już to nie orientują się
Tagi:
Marek Czarkowski









