Koniec OFE? – rozmowa z prof. Leokadią Oręziak

Koniec OFE? – rozmowa z prof. Leokadią Oręziak

W Chile po niemal 30 latach funkcjonowania funduszy emerytalnych okazało się, że dwie trzecie ich członków nie dostanie żadnej emerytury W tym roku z budżetu państwa – od nas wszystkich, choć nierówno, bo najbogatsi w Polsce podatków nie płacą albo płacą niskie – trzeba wpłacić do OFE kolejne miliardy złotych. – W tym roku składka do OFE ma wynieść 12 mld zł, prócz tego koszty obsługi długu spowodowanego przez OFE to, jak szacuję, jakieś 18 mld. Na ten rok przyrośnie więc kolejne 30 mld zł długu z powodu istnienia OFE. Gdybyśmy zlikwidowali tę przyczynę zadłużenia, moglibyśmy dojść do relatywnie dobrej sytuacji. To nie oznacza, że mielibyśmy od razu równowagę, ale moglibyśmy bardzo poprawić nasze położenie. Gdyby nie zredukowano składki z 7,3% do 2,3% w 2011 r., potrzeby pożyczkowe Polski w ubiegłym roku byłyby o ponad 20 mld  zł wyższe. Jednak od roku 2013 do 2017 składka do OFE corocznie będzie rosła, przygniatając społeczeństwo coraz większym ciężarem. Już w tym roku ma to nas kosztować dodatkowe 3 mld zł. Skądś trzeba je wziąć – albo rząd pożyczy, albo zwiększy cięcia budżetowe, albo podniesie podatki. Czy propozycja Ministerstwa Finansów, by 10 lat przed emeryturą pieniądze przyszłego emeryta przeszły z OFE do ZUS, to oznaka końca funduszy emerytalnych? – To bardzo nieśmiała propozycja, próbująca ograniczyć negatywne skutki funkcjonowania OFE. Oczywiście lepiej zrobić taki krok niż żaden. Ta propozycja jest cichym przyznaniem się do tego, że fundusze emerytalne znacznie pogarszają sytuację finansową Polski, a rząd nie ma siły ani odwagi, żeby zrobić to, co konieczne, czyli zlikwidować OFE. Żeby skończyć z tym bezsensownym i krzywdzącym nas systemem. Dlaczego Ministerstwo Finansów decyduje się na taki ruch? Czy OFE za bardzo duszą ministra? – Trudny do zniesienia jest stan, w którym ciągle narasta zadłużenie kraju z powodu utworzenia OFE, czyli przymusowego filaru kapitałowego w systemie emerytalnym. Według szacunków MF, a także moich, dług publiczny, który narósł od 1999 r. z powodu funduszy, wynosi już pewnie 300 mld zł, albo więcej. Wraz z odsetkami. Polska nie miała, i nadal nie ma, nadwyżek budżetowych, by je odkładać na przyszłe emerytury. Ma natomiast od wielu lat deficyty budżetowe i ogromny dług publiczny. Nie mamy zatem z czego finansować OFE. Do tej pory rządowi udawało się zaciągać na ten cel pożyczki. Możliwości zadłużania państwa są jednak coraz bardziej ograniczone. Dalsze utrzymywanie OFE będzie więc oznaczało dla społeczeństwa ogromne poświęcenia w postaci coraz wyższych podatków oraz drastycznych cięć w wydatkach na szpitale, leki, oświatę, infrastrukturę niezbędną do rozwoju kraju. PRZYGNIATAJĄCY CIĘŻAR Te 300 mld to największa pozycja w długu Polski, wynoszącym ponad 835 mld zł. – W 1999 r., przed wprowadzeniem OFE, wynosił on 270 mld zł. Jak zatem wspomniałam, połowa przyrostu długu, owe 300 mld, to skutek utworzenia OFE. Czy propozycja MF ma na celu tylko obniżenie długu publicznego? Szacuje się, że wynosi on obecnie 54% PKB, a po proponowanych zmianach w systemie emerytalnym ma spaść poniżej 50%. – Ten powód jest bardzo ważny. Połowa przyrostu długu publicznego Polski od 1999 r. jest skutkiem wprowadzenia OFE. Oznacza to, że ustanowienie przymusowego filaru kapitałowego stało się ogromnym ciosem dla finansów publicznych i ostatecznie może prowadzić do niewypłacalności państwa. Ludzie się zastanawiają, jak to możliwe, bo większość myśli: Przecież z mojego wynagrodzenia pobierają składkę, o jaki dług tu chodzi? A do tego towarzystwa emerytalne mówią: My nie zadłużamy. – Nasze państwo trzeba rozpatrywać jako jedno gospodarstwo, mające jeden budżet. W 1999 r. ustanowiono nowy, ogromny wydatek budżetowy w postaci OFE. Aż 40% składki emerytalnej od miesięcznych wynagrodzeń pracowników skierowano do prywatnych funduszy w celu inwestowania na rynku finansowym. Gdyby nie było OFE, cała składka byłaby przeznaczana na wypłatę bieżących emerytur. W Polsce jest 5 mln emerytów, mamy wobec nich zobowiązania. Po to pobiera się składki, żeby te emerytury wypłacać. Skoro zabrano 40% składek, w ZUS powstała ogromna dziura. Od ponad 14 lat rząd musi więc pożyczać pieniądze, by refundować ZUS ten ubytek składki. Obawiam się, że suche liczby nie trafiają do Polaków. – Posłużę się

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 12/2013, 2013

Kategorie: Wywiady